Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
Wasza historia samotności...
Autor Wiadomość
beznadziejny94 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 13 Lut 2012
Posty: 5
Skąd: warmia mazury
Wysłany: 2012-02-13, 20:44   

Witam Wszystkich.
Samotność i nuda towarzyszy mi od małego, można powiedzieć od urodzenia, rodzice poświęcali mi mało uwagi lub w ogóle, teraz są tego skutki. Sam nie lubię liczyć na kogoś, zawracać komuś d... , skupiać uwagi na sobie.Nie wiele jest pozytywnych słów które mógłbym powiedzieć o sobie, świadomie działam przeciwko sobie nie wiedząc czemu. Ciągle się nudzę, myślę o swojej przeszłości dochodzę do pewnych wniosków. Były momenty w których ludzie często pisali do
mnie, ale wtedy mnie to denerwowało i sobie nie mogę tego wybaczyć że ich tak odtrącałem, nie doceniałem że ktoś się mną interesuję. Źle się z tym czuję. Gdy na pewnym forum napisałem trochę o sobie ludzie mi pisali żebym poszedł do psychologa, jednak uważam że to mi nie wiele pomoże, a nawet może pogorszyć. Nie będę się rozpisywał dużo czasu by to zajęło. Jeśli jest ktoś o podobnych problemach lub chciałby ktoś porozmawiać to będzie mi bardzo miło.
Pozdrawiam
 
 
     
Forsaken 
Nowy


Wiek: 42
Dołączył: 15 Lut 2012
Posty: 11
Skąd: Tychy
Wysłany: 2012-02-15, 01:52   

Witam

To chyba dobre miejsce, na pierwszy post. Można opowiedzieć coś o sobie, swój punkt widzenia i kawałek historii.

Singlem jestem przeszło 3 lata i nie tylko poznałem smak samotności, ale i oswoiłem się z nią. W pewnym sensie dostrzegam, że jest ona częścią życia każdego z nas, różni się tylko jej wymiar. Osoby będące w związku, posiadające dwójkę dzieci potrafią być bardziej samotne od singla mieszkającego samemu w kawalerce.

Ja sam mam chyba wrodzoną w moim charakterze cechę izolowania się od ludzi. Jedna część mnie chciałaby spotkać 'wyjątkową' dziewczynę, z którą chciałbym spędzać czas i która akceptowała by mnie. Ale jak historia pokazuje, nawet jeśli kogoś takiego poznaję to wcześniej, czy później ja albo ów dziewczyna zaczynamy się wycofywać.

Najdłuższy związek w którym żyłem trwał 4 lata. Patrząc wstecz nie dostrzegam w tym związku miłości, a dobrowolny układ, w którym odpowiadała nam obojgu swoboda jaką sobie dawaliśmy nawzajem. I generalnie rzecz ujmując to jest najciekawsze w mojej historii. Albowiem okazuje się, że w każdym związku pojawiają się zobowiązania, oczekiwania, nadzieje które są albo nie spełnione. Swoboda w związkach jest zabijana poprzez oczekiwania partnera czy partnerki.

Ludzie mówią, że związki zmuszone są do kompromisów. Ja mam z tym problem. Kompromis nie jest dla mnie rozwiązaniem. Lubię szukać innych sposobów. Dla przykładu jeśli ona woli iść na komedię romantyczną, a on na film fantastyczny. Zazwyczaj jedna osoba musi zrezygnować ze swojego filmu i iść na ten drugi. Ale hej. Przecież można iść na oba filmy, albo nawet ona może iść na swój, a on na swój. W rzeczywistości jest brutalniej. Z reguły jest tak, że jedna osoba nie szanuje tej drugiej. Innymi słowy wracając do przykładu z kinem on musi iść z nią na komedię romantyczną, bo ona tak sobie życzy, ale ona z nim na pewno nie pójdzie na fantasy, bo ją to nie interesuje. Albo odwracając, on pójdzie na film fantasy i ona jak chce to może iść z nim albo na komedię, niech sobie wybierze.

Tego typu przykłady wręcz popychają mnie do samotności. Zacząłem sobie ją szanować oraz doceniać zalety jakimi się charakteryzuje. A zalet ma na prawdę dużo i nie sposób chyba wszystkich wymienić. Problem w tym, że ma jedną wadę z którą ciężko się pogodzić. Chyba właśnie z tego powodu, trafiłem tutaj. Czasem brakuje kogoś do zwykłej rozmowy, a wokół są tylko puste ściany i metalowa puszka łącząca mnie ze światem wirtualnym.

Jak przez te 3 lata się odnalazłem w samotności? Tak na prawdę samotność jest pojęciem czasowym i wymiarowym. Bo samotni nigdy nie będziemy, chyba że wywędrujemy na jakieś odludzie. No, ale odkąd jestem singlem zainteresowałem się odrobinę fotografią. Zacząłem sobie organizować wycieczki. Więcej czasu zacząłem spędzać w grach internetowych typu World of Warcraft, gdzie czas spędza się z ludźmi grając razem w wirtualnym świecie.

Tak na prawdę każdy sposób na nudę jest jednocześnie sposobem na samotność. Chodzi tylko o to, żeby się czymś zająć. A fakt, że nie jesteśmy zmuszeni do kompromisów, czy oglądania się na kogoś poza nami samymi sprawia, że od "samotności" można się uzależnić. Przez ostatnie 3 lata poznałem wiele osób, którym odpowiada takie życie i świadomie je wybierają.

No to, na tą chwilę wystarczy moich szybkich myśli. Witam wszystkich czytających.
Forsaken.
 
     
niebieski śnieg
Nowy

Dołączył: 16 Lut 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-02-18, 17:47   

Hej Forsaken:)))Twój sposób z grami jest tylko zaszyciem dziur łatami[wiem,bo sama tak robię],ale to jest tylko surogat.Na dłuższą metę i tak będzie Ci brakować rozmowy.Jeśli masz ochotę popisać z inną samotniczką,wylać bóle,podzielić się czymś,pomarudzić,pisz tu-mogę powiedzieć za siebie-często tu będę i zawsze chcę pogadać,bo tego potrzebuję... :)))
 
     
mszaki
Nowy

Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 13
Wysłany: 2012-02-18, 22:14   

Ja czuję się samotna już bardzo długo i właściwie nie mam żadnej historii z tym związanej. Nie wiem co się stało, że tak się czuję, czemu nie mogę znaleźć szczerych i prawdziwych ludzi, dla których nie liczy sie tylko wygląd czy dobra materialne. Chciałabym mieć przy sobie kogoś, do kogo miałabym pewność, że mnie nie zostawi:)
 
     
grucha
Nowy

Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 2
Wysłany: 2012-02-20, 00:03   

Witam. Czytam i czytam wasze historie i są na tyle podobne że postanowiłem napisać swoją.
Pisze do was samotny, zdołowany, popsuty społecznie 20 latek.
Studiuję, a raczej studiowałem bo zostałem wyrzucony - w jakimś sensie przez samotność. Wychowywałem się w normalnej rodzinie, miałem fajne dzieciństwo itd.
Problemy zaczęły się w momencie gdy rzuciła mnie moja ostatnia dziewczyna - jakieś 3 lata temu. Zacząłem być coraz bardziej nieufny. Chciałem odpocząć od związków. Tak sobie żyłem jako singiel, lecz nie byłem samotny - miałem przyjaciół. Wtedy zacząłem się zmieniać. Zacząłem się alienować, "Nie lubić ludzi", miałem wąskie grono znajomych, nie byłem już taki przebojowy jak kiedyś. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że przyjaciele mi nie wystarczają, nie mogę tak naprawdę się przed nimi otworzyć. Chciałem znów mieć kogoś. Lecz nie mogłem - nie byłem w stanie nikomu zaufać, a do tego moje zdolności zdolności interpersonalne znacznie się obniżyły. Miewałem napady smutku, i nie mogłem (chociaż tak naprawdę miałem komu) się wyżalić. Nastały wakacje 2011 - najdłuższe w moim życiu. Wtedy jeszcze byłem silny, było w miarę ok, potrafiłem sobie radzić. Ale niemożność zaufania KOMUKOLWIEK przerażał.
Piekło zaczęło się gdy poszedłem na studia, październik zeszłego roku. Nie mogłem nawiązać żadnej bliższej znajomości - bliższej tj. coś więcej niż cześć-cześć i ble ble o uczelni. Stałem się typowym samotnikiem. ''Na własne życzenie''. Krążyłem po Krakowie między ludźmi, kompletnie zagubiony. Nie byłem w stanie się uczyć. Rozpoczęło się 'przemyłowe' palenie marihuany, taka ucieczka. Zacząłem sam odwracać się od tych kilku przyjaciół, którzy mi pozostali, ponieważ mnie nie rozumieli. Zawaliłem egzaminy, a że to pierwszy semestr to wiadomo - out. Nie miałem do kogo pójść. Wróciłem do rodzinnego domu. Rodzice powiedzieli "ok, trudno, są gorsze rzeczy niż niezdanie sesji". I tyle. TYLE. Ukrywałem wszystko w sobie. Zresztą, tak naprawdę nigdy nie byłem w stanie z nimi rozmawiać. Chciałbym kochać, być kochanym, mieć do kogo pójść, mieć w kimś oparcie, mieć dla kogo żyć. Ale przez to, że oprócz samotności jestem od kilku miesięcy załamany (nie wiem czy nie mam depresji) zataczam błędne koło i brnę coraz bardziej na dno.

Trzymam całe to cierpienie w sobie od początku moich problemów. Czuję jakby moje życie gasło. Wokół mnie są ludzie, którzy mnie kochają a ja mimo tego jestem samotny. To jest straszne! Gorsze jest to, że nikt nie widzi mojego cierpienia. A jeszcze gorsze, że nie jestem w stanie przed nikim się otworzyć. Kompletnie nie mam pojęcia jak z tego wyjść. Jestem samotny, a odrzucam ludzi.
Myślę sobie - 'znajdź dziewczynę'. To na pewno by pomogło. Ale to stało się tak trudne! Żadna nie chce kogoś, kto cały czas chodzi przybity, a ja sam nie chce zostać zdominowany w związku. A to jest nieuniknione, ponieważ ja tak łaknę bliskości, że chyba zostałbym zwykłym pantoflarzem. A raz się na tym przejechałem i nie mam zamiaru tego powtarzać.

Ah, przepraszam za cały ten chaos w tym poście, ale piszę pod wpływem impulsu. Chciałbym wyrzucić z siebie jeszcze wiele rzeczy ale ten post miałby jakieś kilka stron A4. Może później coś dopiszę..
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony przez grucha 2012-02-20, 00:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
niebieski śnieg
Nowy

Dołączył: 16 Lut 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-02-20, 11:11   

Hej Grucha!Zrobiłeś pierwszy krok,by sobie pomóc-napisałeś o swoim cierpieniu :)Najtrudniejsza jest wewnętrzna blokada,która nie pozwala podzielić się z bliskimi,serdecznymi nam osobami tym,co nas gryzie.Przeżywasz wewnętrzne piekło,a im dłużej to trwa,tym ciężej jest się przełamać.Może obawiasz się wyśmiania,niezrozumienia,zbagatelizowania problemu i skwitowania typu:"weź się w garść".Uwierz mi,że jeżeli masz blisko siebie osobę-w rodzinie,wśród znajomych-która Cię kocha,jest otwarta i nie uważa siebie za lepszą od innych,masz możliwość uwolnienia się od dużej części przytłaczającego bagażu ,pomoże zmniejszyć ciężar na duszy.Daj jej tylko wyraźny sygnał,że dzieje się z Tobą źle.Spróbuj mówić,bo cokolwiek nastąpi,nic nie jest i nie będzie gorsze od katuszy,które przeżywasz.A może być tylko lepiej...Serdecznie pozdrawiam:)
 
     
grucha
Nowy

Dołączył: 19 Lut 2012
Posty: 2
Wysłany: 2012-02-23, 02:22   

Dokładnie, masz rację. Trzymanie tego w sobie powoduje, że jest jeszcze gorzej. Nie boję wyśmiania czy zbagatelizowania problemu. Po prostu z kimkolwiek bym nie rozmawiał, nie czuję że mogę mu się zwierzać. Muszę jakoś wyjść z tego sam, tak czy inaczej gorzej mi nie będzie. Ale nie powiem, napisanie tego wszystkiego na forum nieco pomogło :)
 
     
beautiful00lies
Nowy

Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 1
Wysłany: 2012-02-23, 12:17   

Jedna sekunda a jak ktoś może odmienić Twoje życie, nic nie robi, wystarczy czasem tylko a może i aż spojrzenie, uśmiech ale już wszystko wygląda inaczej, myśli brną nie można ich powstrzymać, stają się coraz to bardziej natarczywe.. nie warto z nimi walczyć bo one i tak same przyjdą.. jedna sekunda a wszystko wokół staje się inne, nabiera innych wartości, i nawet nie wiesz dlaczego te myśli wciąż brną i brną.. dlaczego twe serce wybrało tą osobę , nie wiesz .. gdybyś mógł decydować to wszystko byłoby inne, i serce szczęśliwe i życie milsze, niestety rozum nie ogarnie pojęcia miłości, szukasz kontaktu , spojrzenia, uśmiechu gestu i nagle zdajesz sobie sprawę, ze to co wybrało Twoje serce – drugie nie odwzajemnia , bo jego głowa też pełna myśli, ale nie tych, tych które by Cię cieszyły, jego serce myśli o tamtej, innej .. a Ty żywisz się codzienną nadzieją, mijają minuty godziny czekania, i tak życie przelatuję przez palce, a Ty czekasz … na niedoczekanie .. mimo iż wiesz, pocieszasz się, karmisz złudzeniami by złagodzić ból. Ale ten ból odkładasz cierpienie odkładasz na półkę niżej, gdzie będziesz musiał posprzątać i tak, i wtedy zaboli najbardziej bo staniesz twarzą w twarz z prawdą którą odpychałeś by chwilę poczuć się lepiej, żyjąc wizualizacjami, które sensu nie mają.. cieszy Cię tylko kontakt, bliskość z nim, ale on nie czuje tego,, tak zaślepiona jesteś najszczęśliwsza ale tylko przez chwile by zaraz być nieszczęśliwą.. i tak ranisz siebie szukając kontaktu z nim, zadajesz sobie kolejne ciosy, dla chwili poczucia radości w sercu.. to wszystko nieważne, każda minuta z nim wynagradza godziny dni, w których łzy spływają po policzkach..
 
     
Luna 
Początkujący



Wiek: 29
Dołączyła: 24 Lut 2012
Posty: 153
Skąd: z własnego,małego Kosmosu
Wysłany: 2012-02-24, 21:26   

Ja.. w zasadzie sama nie wiem dlaczego czuję się samotna. Prawdopodobnie wpływ ma na to wiele czynników. Choć żyję na tym świecie na prawdę króciutko ,bo za parę dni minie mi dopiero 17 wiosen, to wierzcie mi na słowo ,że na prawdę sporo już przeszłam... Popaprane życie rodzinne :/ Pochodzę z hmm.. zamożnej rodziny z wpływami ,którzy znają wszystkich, mogą wszystko ,a pod piękną powierzchnią kryje się obrzydliwa zawiść, podłość ,spiski.. Zawsze powtarzałam babci ,że gdyby wydała książkę o życiu naszej cholernej rodzinki ,to na 100% stałaby się hitem. U nas nikt z nikim nie rozmawia :/ Ostatnio pożarli się o spadek po dziadku.. ja bardzo go kochałam i nie mogę znieść ,że byłam jedyną osobą ,która po nim zapłakała szczerze :/
Z mamą jesteśmy całe życie wyrzutkami ,bo związała się z moim ojcem ,który wg mojej babki nie był dość dobry.. W między czasie ja poważnie zachorowałam, parę lat w szpitalu wyjętych z życia. Nikt nas nawet nie odwiedził... Ojciec też nas zostawił ,bo twierdził ,że ma dość rodziny mamy ..tchórz
Mama ciężko pracuje i wszystko co osiągnęła zawdzięcza tylko sobie. Jest między nami na prawdę ogromna więź. Mam ogromne poczucie odpowiedzialności za nią. Przeszłyśmy razem jej 3 próby samobójcze ,jej beznadziejne związki itd.. to ja jestem tą rozsądną i wierzcie mi ,że niby jestem w tym wieku hmm.. buntowniczym ,ale nigdy nie pozwoliłabym sobie na jakieś najdrobniejsze wykroczenie żeby tylko jej nie zawieść.. Sama wyznaczam sobie granice. To ja jestem tą w domu, która dzwoni do mamy i pyta się o której będzie, z kim jest i gdzie jest... W szkole i wszędzie jestem bardzo silna,zawsze uśmiechnięta... Tylko jak już nie ma nikogo, to czasem dopada mnie cholerna samotność.. tak bym chciała mieć kiedyś kogoś kto się mną zaopiekuje i będzie mnie wspierać. Może to syndrom dziewczynki wychowywanej przez ojca :) Całe życie wszyscy wmawiają mi ,że jestem nie dość dobra, za gruba ,za niska, ,,twoja mama to taka piękna kobieta ,a ty poszłaś po tym swoim ojciu '' ;| itp itd
Ehh.. moja jedyna prawdziwa przyjaciółka bardzo, ale to bardzo daleko wyjechała ,a ja nie mogę jej odwiedzić ,bo hmm.. i tu znowu ingerencja rodzinki :/ Niby mam znajomych ,ale oni mają swoje życie i nie mogę mieć im tego za złe. Przepraszam was, za te swoje biadolenie bez sensu . Nie powinnam narzekać mam wszystko co jest niezbędne do życia, jestem zdrowa itp. Na co dzień radzę sobie z sobą. Może kiedyś jak lepiej mnie poznacie zobaczycie jak bardzo fascynuję się kulturą latynoską i to od niej czerpię radość życia :D Nie zawsze jestem ponura :) to o czym tu napisałam to tylko pewne chwile słabości ,którym nie daję dojść do głosu i z nikim o tym nie rozmawiam..
 
     
Luna 
Początkujący



Wiek: 29
Dołączyła: 24 Lut 2012
Posty: 153
Skąd: z własnego,małego Kosmosu
Wysłany: 2012-02-24, 21:33   

Poprawiam mały błąd z mojej powyższej opowieści :
zamiast ,,Może to syndrom dziewczynki wychowywanej przez ojca '' powinno być ,,...bez ojca''
 
     
niebieski śnieg
Nowy

Dołączył: 16 Lut 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-02-25, 21:36   

Hej Luna:)Jesteś bardzo dojrzałą i mądrą osobą :yes: Dużo dźwigasz na swoich barkach,bierzesz na siebie odpowiedzialność za ważne sprawy,starasz się dostrzegać plusy tam,gdzie są dwa minusy-i to jest dobre podejście do życia.Ja sama,kiedy przychodzi mi do głowy,że jestem w gorszej sytuacji niż inni,że mogłabym mieć szczerą,dobrą osobę u boku,w której miałabym oparcie i wsparcie;że mogłabym posiadać więcej dóbr materialnych;że mogłabym mieć łatwiejsze życie...-wtedy przypominam sobie,że jest na świecie wielu ludzi,którym jest gorzej i ciężej niż mnie,wtedy wydaje mi się,że moje problemy-to pikuś w porównaniu z kłopotami innych i zdaję sobie sprawę,że nie powinnam narzekać,a docenić to,co mam,bo jutro może tego nie być.Dlatego też staram się nie zazdrościć innym różnych rzeczy,bo tak naprawdę to,że mają to,czego ja nie mam,nie znaczy,że są szczęśliwi,bo można poznać zachowania drugiego człowieka,jego czyny i słowa,ale nie można wniknąć w jego duszę,ani jej prześwietlić-to potrafi tylko Bóg...Przepraszam,że tak się rozpisałam,ale widocznie tego potrzebowałam.W każdym razie życzę Ci Luna,byś spotkała na swojej drodze człowieka,który zaopiekuje się Tobą i Cię bardzo pokocha,bo nawet najsilniejszy potrzebuje bliskiego,który zdejmie z Twoich ramion choć trochę ciężaru,a iść we dwójkę nawet przez ścierniste ścieżki jest lepiej,niż samemu przez piękną dolinę,bo wówczas nie ma się nawet z kim podzielić radością z widoków,które Cię otaczają...Serdecznie pozdrawiam :wesoly:
 
     
mihi17maj 
Dyskutant


Wiek: 32
Dołączył: 05 Lis 2011
Posty: 1166
Wysłany: 2012-02-25, 21:42   

niebieski śnieg, Bardzo dobrze napisałaś trochę dużo do czytania było ale są to święte słowa nic dodać nic ująć
 
 
     
skrzydlata 
Nowy

Dołączyła: 25 Lut 2012
Posty: 1
Wysłany: 2012-02-27, 16:50   

Może wyrzucenie tego wszystkiego z siebie mi trochę pomoże... Ja też mam za sobą dopiero 17 lat życia, ale taki bagaż emocjonalny, że aż nie pozwala mi ruszyć na przód.
Wychowywała mnie tylko mama, której nie pomagał nikt, było bardzo ciężko, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wygląda życie. W sumie nie miałam dzieciństwa... nie pamiętam zabaw, ani z rówieśnikami, ani z mamą, biedna pracowała całymi dniami żeby zapewnić nam jakiś byt. Z czasem rosłam... aż weszłam w nastoletni okres.
I zakochałam się. Od pierwszego wejrzenia, z wzajemnością. I spędziliśmy razem 3 lata życia.
Problem w tym, że w trakcie tych 3 lat ten chłopak stał się całym moim światem. Był dla mnie chłopakiem, przyjacielem, koleżanką od plotek i po części zastępował mi ojca. Niczego ani nikogo więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Stał się moim tlenem.
Niestety, chyba za bardzo go tą miłością przytłoczyłam. No i się wyrwał.
Mija właśnie 7 miesięcy odkąd nie jesteśmy razem. On jest szczęśliwy, korzysta pełnymi garściami z młodości... a ja chyba mam depresję. Moje życie straciło sens. Każdego ranka muszę ze sobą walczyć żeby wstać z łóżka. Każdego ranka mam ochotę pobiec do niego, rzucić mu się na szyję i błagać żeby znów dawał mi to szczęście co kiedyś.
Zostałam sama w swoim samotnym świecie.
 
     
Ever 
Dyskutant



Wiek: 27
Dołączyła: 15 Mar 2011
Posty: 1237
Skąd: z piekła
Wysłany: 2012-02-27, 17:16   

skrzydlata, rozumiem Cię bardzo dobrze, ale nie można się tak załamywać. Trzeba żyć dalej, iść śmiało naprzód. Łatwo się mówi, doskonale to wiem, bo wiele razy słyszałam to od innych. Ale żyć trzeba czy tego chcemy czy nie. Trzeba wstać, pójść do szkoły, uśmiechnąć się, rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Po prostu wziąć się w garść... Choć cholernie to trudne. Żyj na przekór. Bądź szczęśliwa na przekór wszystkiemu. Choćby z woli zemsty... Wola zemsty daje ogromna moc... :przytul:
 
 
     
niebieski śnieg
Nowy

Dołączył: 16 Lut 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-02-28, 01:56   

Hej Skrzydlata:)Ever napisała o zemście jako bodżcu do działania,ale obawiam się,że Tobie ani w głowie się mścić,bo pewnie nadal go kochasz...Może przerósł go ten związek,może nie dojrzał jeszcze do odpowiedzialności za drugiego człowieka(mówi się,że mężczyźni rozwijają się do drugiego roku życia,a później tylko rosną... :lol: ),a może powód był inny.Najtrudniej jest się odnaleźć w życiu,posklejać siebie z puzzli,które się rozsypały,kiedy ten ktoś był całym światem,a wszystko inne było tłem.Nie tak łatwo wziąć się w garść,kiedy dniem i nocą czujesz tylko ból i żal za tym,co utracone.Kiedy wbrew logice snujesz marzenia o tym,że jeszcze wrócicie do siebie,że jeszcze będziecie razem szczęśliwi.Wcale nie jest łatwo pogodzić się z rzeczywistością.Cierpisz już 7 miesięcy i życzę Ci,by to jak najszybciej się skończyło,byś nie cierpiała przez to przez lata-raniąc siebie i innych.Pustkę po nim zacznij powoli wypełniać zajęciami,które sprawiają przyjemność.Nie zamykaj się na ludzi z otoczenia,na nowe znajomości(nie mówię tu od razu o zakochiwaniu się w kimkolwiek,niech się najpierw zagoją rany i zabliźnią),na nowe pasje;a powolutku Twój najczarniejszy z czarnych świat,przejdzie w różne odcienie szarości,by wreszcie nabrać najpiękniejszych barw.A jak Cię dopadną doły,włącz se na full swoją ulubioną muzykę,wykrzycz,wypłacz,wyśpiewaj swój ból,a będzie Ci lżej :-) Serdecznie pozdrawiam!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS
X