A nie z powodu bólu po ciężkiej kontuzji, z bólu psychicznego, który uświadamia mi, że niczego nie mam, nie mam chodź 1 osoby, która by tknęła we mnie życie, podniosła mnie na duchu, pokazała mi, że warto żyć, a przede wszystkim mieć dla kogo żyć.
Często, ze wzruszenia, z zamyślenia, przez sen w koszmarze bądź gdy śni mi się coś wzruszającego... najdziwniejsze jest to uczucie, gdy się budzę i czuję mokrą poduszkę, a zdarzy mi się zapomnieć, co mi się śniło mimo, że wywarło to silny wpływ na moją psychikę.
W sumie, to lubię płakać, to oczyszcza, jest jak taka burza, po której wychodzi słońce...
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-13, 09:23
Nie płaczę często. Zawsze muszę mieć jakiś konkretny powód. Obejrzeć jakiś smutny film- jakąś rozpaczliwą scenę. Przeczytać przykry fragment w książce. Opowiadać komuś o moim życiu kilka lat temu - a są to co najmniej bolesne wspomnienia. W zasadzie... Tylko to mnie wzrusza. Pamiętam, że nie płakałam, kiedy zmarł mój dziadek. Nie płakałam, kiedy zmarł drugi. Nie wiem dlaczego rusza mnie jakiś głupi film, a strata kogoś z bliskiej rodziny - nie.
Hmmm kiedyś płakałem dużo. Może zabrzmi to dziwnie ale "Tak, dwudziestolatek który płacze" a raczej płakał:) Teraz troszkę skamieniałem wewnątrz i nie okazuje już tak zewnętrznie uczuć. Dziś nie płaczę już.
Też myślałam, że nie umiem. Aż się zastanawiałam, co jest ze mną nie tak. Bo wręcz wypadałoby czasem, a tu taka znieczulica. I raz się to zmieniło, chociaż nie było to nic przyjemnego. Po prostu moment totalnej bezsilności.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach