Ja jestem twardy i nie płaczę. Wszystko przyjmuje "na klatę".
Słucham? Przecież płacz nie jest oznaką słabości. Przyjmowanie problemów na klatę nie przekreśla płaczu. Bardziej "twardy" jest ten co potrafi się przyznać, że płacze, aniżeli ten co stereotypowo twierdzi, że to dla mięczaków.
Osobiście płaczę bardzo rzadko. Płaczę dopiero po przeżyciu ekstremalnie silnych emocji, coś pęka po prostu. Ogólnie to prawie nie potrafię i wkurzam się, że cały negatywny emocjonalny syf trzymam w sobie zamiast dać mu wypłynąć z łzami.
Wiek: 32 Dołączył: 24 Maj 2016 Posty: 268 Skąd: Mazowieckie/Kuj-Pom
Wysłany: 2016-10-01, 21:11
SuperEgo napisał/a:
michalsiedlce napisał/a:
Ja jestem twardy i nie płaczę. Wszystko przyjmuje "na klatę".
Słucham? Przecież płacz nie jest oznaką słabości. Przyjmowanie problemów na klatę nie przekreśla płaczu. Bardziej "twardy" jest ten co potrafi się przyznać, że płacze, aniżeli ten co stereotypowo twierdzi, że to dla mięczaków.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Ponadto, warto pamiętać, że łzy nie zawsze oznaczają smutek. To, że mistrz olimpijski płacze po zdobyciu medalu oznacza, że nie jest "twardy"?
Ja nie płaczę. Po prostu nie przeżywam aż tak silnych emocji, które wywoływałby u mnie łzy.
Ja nie płaczę. Po prostu nie przeżywam aż tak silnych emocji, które wywoływałby u mnie łzy.
Nie wzruszasz się? Nie boisz? Nie spotykasz na swojej drodze ludzi i nie spotykasz sie z historiami, które wywołują u Ciebie żal, niemoc, bezsilność? Nic? Nigdy?
To Ci powiem, że to trochę smutne i mnie trochę przeraża...
Bardzo jałowe takie życie bez emocji...
Ale czemu emocje mają wywoływać łzy? To, że nie płaczę, nie oznacza, że ich nie odczuwam.
Może źle to ująłem. Nie płaczę od lat, kiedyś mi się zdarzało, kiedy umarł mój dziadek.
No ok. Faktycznie to zabrzmiało jakoś tak lodowato albo to tylko moja interpretacja.
Jesteś facetem, więc faktycznie może dziwniejsze byłoby, gdybyś się roztkliwiał za mocno nad różnymi rzeczami.
Niemniej czasem warto dać emocjom ujście.
[ Dodano: 2016-10-01, 23:42 ]
Migotka0401 napisał/a:
Ja też nie umiem płakać w każdej jakiejś tam kryzysowej sytuacji
Ale mnie nie chodzi o płakanie na pstryknięcie i takie reagowanie na każdy kryzys. W sumie nawet nie chodzi mi o płacz w sytuacjach kryzysowych, tylko o płacz, który jest tożsamy z uwolnieniem jakiejś emocji- radości, wzruszenia, żalu, gniewu, bezsilności.
Ale ok, każdy z nas jest inny, inaczej przeżywa emocje i ma inną emocjonalność.
Płaczę bardzo dużo i bardzo często. Miewam napady płaczu w sytuacjach, w których nic mi nie dolega bądź nie dzieje mi się żadna krzywda, a i tak łzy lecą. Płaczę nawet gdy chłopak przyjedzie do mnie w odwiedziny i w sumie robię to bez powodu, ale jednak to robię..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach