Ja wciąż nie wiem, czy jestem bez pary czy samotna. Nie mam faceta, ale nie czuję się z tym źle . Taka sytuacja mi odpowiada. Tak jak kiedyś nie wyobrażałam sobie życia samotnego, tak dzisiaj nie wyobrażam sobie życia w parze. Mam wrażenie, że po prostu jakoś wyrosłam ze związków. Może dlatego, że przerabiałam już kilka opcji i mam te doświadczenia, niekoniecznie tylko złe :) Po prostu zmienił mi się światopogląd. Czy ktoś też tak ma?
liliana, ja już Cię nie ogarniam. Post wcześniej pisałaś, że masz z kim porozmawiać czy miło spędzić czas i że źle Ci nie jest, a teraz nie wiesz co z Tobą nie tak gdy wszystko jest “ok“.
liliana, ja już Cię nie ogarniam. Post wcześniej pisałaś, że masz z kim porozmawiać czy miło spędzić czas i że źle Ci nie jest, a teraz nie wiesz co z Tobą nie tak gdy wszystko jest “ok“.
Mam z kim spędzić czas, bo jak mam wolne, to mogę wyjść gdzieś z przyjaciółką lub odwiedzić drugą. Ale na innym temacie jak się zapytałam o pojęcie samotności, usłyszałam, że mylę samotność z brakiem związku, że samotnym można być także będąc w związku. w Świetle tego co mi inni napisali, nie cierpię na samotność, tylko na brak faceta. Ja się z tym czuję normalnie i dobrze, zastanawia mnie czy są inni tacy jak ja.
Na marginesie - czasem ja sama się chyba nie ogarniam w końcu jestem kobietą i mam zmienne cykle hormonalne ;)
Wiek: 99 Dołączyła: 13 Lis 2014 Posty: 15 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-06-13, 08:32
liliana, przybij piątkę!
Też mam wrażenie jakbym już 'wyrosła' z bycia w związku. Po różnych doświadczeniach i niestety, ale porażkach już mi się po prostu nie chce znowu przechodzić przez to samo.
jędza fajnie, że ktoś mnie rozumie. Ja też mam rózne doświadczenia za sobą, ale moja chęć bycia samej nie wynika z porażek związkowych (może w 2%). w 98 % to fakt, że mając prawie 4 dychy na karku uświadomiłam sobie, że lubię być sama i nie przeszkadza mi to. Jestem jednak ogólnie nie rozumiana przez społeczeństwo, bo naprawdę wielu ludziom nie mieści sie w glowie, że można nie być związku i mieć udane, ułożone życie.
a ja jestem samotna bo chyba boje sie odrzucenia moje zycie towarzyskie nigdy nie bylo bogate mam znajonychz ktorymi moge pogadac o bzdetach ale nigdy nie mialam przyjaciol takiego prawdziego przyjaciela ktory zawsze znalazlby dla mnie czas wysłuchał mnie z ktorym moglabym spedzac wolne chwile nie wiem moze za duzo wymagam od ludzi moze nie ma przyjazni takiej jaka kreuje sie w mojej glowie ale z drugiej strony moze to i moja wina bo wiem jak ciezko jest mi nawiazac jakies blizsze relacje z druga osoba boje sie niezrozumienia boje sie oceniania i odrzucenia nie mam przyjaciol nie mam osoby na ktorej moglabym polegac nie mam faceta i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek jakiemus zaufam bo otworzyłam sie przed jednym poznal cale moje wnetrze i wierzylam ze juz w pewien sposob do siebie przynalezymy ze juz zawsze bedziemy razem ze nie ma innej opcji zeprzeciez to takie oczywiste ze skoro tak blisko mnie poznal to juz zawsze bedzie ze mna heh chyba cos ze mna jest nie tak ze wierzylam w ta jedyna bezgraniczna milosc to byl moj pierwszy zwiazek i czesto mysle ze pewnie juz ostatni bo nie wiem czy kiedy jeszcze komus zaufam takze ogólnie jestem cholernie samotna i zle mi z tym
jędza fajnie, że ktoś mnie rozumie. Ja też mam rózne doświadczenia za sobą, ale moja chęć bycia samej nie wynika z porażek związkowych (może w 2%). w 98 % to fakt, że mając prawie 4 dychy na karku uświadomiłam sobie, że lubię być sama i nie przeszkadza mi to. Jestem jednak ogólnie nie rozumiana przez społeczeństwo, bo naprawdę wielu ludziom nie mieści sie w glowie, że można nie być związku i mieć udane, ułożone życie.
Spoko, ja też tak żyję, mało tego, żyję z dala od ludzi, wyniosłem się z miasta na zielone odludzie - lata mijają i jakoś mi się nie ckni, ni za miastem, ni za ludźmi.
Ponoć jestem bezduszną bestią, w związku z tym na początku tego roku straciłam chłopaka i przyjaciółkę. To znaczy, on mnie zostawił, a że jest krewnym jej drogocennego męża, to wzięła jego stronę i zerwała ze mną wszelkie kontakty
Oczywiście, w tej sytuacji przekonałam się, że są też inni ludzie, na których mogę liczyć i obecnie mam dwie bliskie koleżanki, ale one są teraz za bardzo pochłonięte przygotowaniami do ślubów, żeby spotykać się ze mną często i regularnie
Prawdę mówiąc, nie przepadam za samotnością, ale widać los tak chciał. Zresztą, ostatnio dostrzegam w tym więcej pozytywów, i tego będę się trzymać
Wiek: 37 Dołączył: 05 Lip 2015 Posty: 6 Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-07-06, 20:05
Przyczyna mojej samotności to spokojny charakter. Jestem raczej domatorem (oczywiście lubię wybrać się do kina, na spacer, na wycieczkę, rower) i mam ograniczony kontakt z ludźmi (poza pracą). Od dziecka miałem w otoczeniu samych imprezowiczów przez co było odrzucany na dalszy plan. Zawsze dążyłem do kontaktów z innymi, byłem otwarty, ale lata służenia za worek treningowy w szkole, wyzywanie i dołowanie co rusz spowodowały, że zamknąłem się na ludzi i niestety takie coś zostaje w psychice już na zawsze. Oczywiście szukałem sobie drugiej osoby, ale każda znajomość kończyła się po krótszym lub dłuższym czasie (najdłuższa ok 3 lat). Z czasem przestałem szukać bo miałem dość samych porażek (chociaż 1 sukces zmieniłby moje podejście, a tak to nawet najmocniejsza psychika może wysiąść). Aktualnie już sam nie wiem czy jestem w stanie kogoś pokochać. Czuję się jak pozbawiony emocji głaz.
Choroba. Odsunięcie przez otoczenie na margines.
Zakończyłam też niedawno trudny związek, w którym od dawna czułam się osamotniona.
Też cierpię na pewną chorobę. Nie wiem czy to można dzielić czy też napisać o jednej chorobie.
Jeszcze o niej (o nich?) nie napiszę, nadejdzie czas. Być może.
I na margines.
Oraz zakończenie kilkuletniego, skomplikowanego związku (Jej partner i syn, z którym kiedyś miałam świetne relacje, młody był), w którym czułam się osamotniona bo nie byłam "jedyną".
-*-
/Edytowane z czwartku na piątek o godzinie 00:40
Tak naprawdę nie czułam się osamotniona gdy z Nią byłam, była ze mną. Spotykałyśmy się regularnie.
Na początku czułam, że właściwie jest właśnie ze mną, On był w tle.
Później... Lata mijały...
Chodzi o to, że nie byłam jedyną w Jej życiu.
Nigdy nie wiedziałam czy może dziać się coś intymnego między nimi. Na przykład gdy wypiją kilka piw czy coś takiego.
Niekoniecznie po alku.
Ostatnio zmieniony przez lydka_kurczaka 2015-07-17, 00:42, w całości zmieniany 2 razy
Przyczyny mojej samotności są dla mnie oczywiste i nie walczę z nimi. Jedną z nich jest niezrozumienie mojej osoby przez osoby, którymi akurat się "otaczam" ( to dość kontrowersyjne słowo ponieważ mam kontakt z tymi ludźmi, z którymi muszę mieć ponieważ studiuję ). Nie będę wchodził w szczegóły. Drugą przyczyną jest to, że nie szukam kogoś " byle tylko zapełnić pustkę" bo byłem (nie byłem) w związku półrocznym i nie było to wspaniałe pół roku. Jestem dość wybredną osobą a większość tzw. znajomych odpada na starcie :) <- to tyczy się znajomych.
Co do drugiej połówki to przyczyny są dość banalne. Większość dziewczyn/kobiet/ przedstawicielek "tej lepszej płci" z mojego regionu i przedziału wiekowego 16-20 ugania się za księciem z bajki / imprezami / pieniędzmi / gościem, który ma pieniądze lub świetne ciało. Reszta dzieli się na te w związku i te, które nie chcą związku.
Jak już znajduje się osoba zainteresowana mną to jest ona poniżej moich oczekiwań i nie mam tutaj na myśli autów cielesnych.
To byłoby na tyle, jest dość wcześnie jak dla mnie :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach