4w5 tak, tak. Lepiej siedzieć w domu, starym na głowie, przed telewizorem i nic ze swoim życiem nie robić Zawsze to fajniejsze niż rozwijanie swoich zainteresowań.
Nikomu nie siedze na glowie - starzy mieszkają 2 piętra nade mną, moge tłuc się gitarą do rana a oni i tak nic z tego nie wiedzą....
Tłuc gitarą? Ooooo Az zacytuję Ciebie samego w zmienionej wersji .... "Dorośnij chłopczyku ...."
skoro ktoś jest na tym forum... to chyba mu tych znajomych brakuje... mi na pewno
osobiscie jestem tu aby poczytac kto jakie ma problemy i jak widzi swoja samotnosci, oraz jak z nia sobie radzi. nazwijcie mnie dziwnym, ale mnie naprawde az tak samotnosc nie boli, jestem do niej juz od dlugiego czasu przyzwyczajony i chyba w niej zastygnalem, bo nie widze siebie bez niej.
co do znajomych a raczej ich braku - nie jest mi z tego powodu szczegolnie przykro. wole posiedziec w spokoju w domu niz chlac do upadlego na wiecznych imprezach. tak tak, moze nie wszyscy tacy sa, ale prosze popatrzec jacy sa w tych czasach mlodzi ludzie w wiekszosci. Osobicie bardziej mi pasowal by spacerek z jakas spokojna znajoma wieczorowa pora i te inne klimatyczne sprawy.
racja, czasem mi brak znajomej (spacerki i te sprawy...) , ale to na prawde czasem, ze mnie raczej typowy samotnik wiec...
Ja mam różnie z tym brakiem znajomych. Lubię to, jak sobie poukładałam życie oraz to, że dzięki samotności mogę sobie wszystko układać i przestawiać jak mi się podoba. To jest bardzo duży plus życia w pojedynkę.
Ale czasem mnie nachodzi, że chciałabym iść na jakąś spontaniczną imprezę u znajomych. Mam kilka bardzo wartościowych znajomości, ale to ludzie rozsiani po całym kraju i bardzo rzadko się widujemy. Często rozmawiamy na Skypie lub przez telefon i są to naprawdę super rozmowy, takie od serca. Wiemy o sobie nawzajem bardzo dużo i bardzo sobie cenię te znajomości. Ale jednak czasem, kiedy kolejny wieczór spędzam przed kompem, trochę mi smutno, że nie mam takich bliższych znajomych w okolicy. Żeby po prostu zadzwonić i wyciągnąć kogoś na spacer albo wprosić się na kawę...
Ostatnio moi znajomi nie mają zbyt dużo czasu, jakoś tak nagle zrobili się z nich pilni studenci (i to jeszcze pod koniec listopada, kiedy zbyt dużego natężenia egzaminów nie było), tyle co zaraz przed świętami udało się spotkać, a tak to teraz będzie posucha bo sesja.
Z jednym kolegą jakoś tak bardziej udaje mi się zaprzyjaźnić, jakiś czas temu zaprosiliśmy go na spotkanie w grupce sześcioosobowej, potem jak chciał się spotkać to ostatecznie tylko ja z nim wyszedłem na piwo.
Tak sobie myślę że rok 2014 był dla mnie przełomowy jeśli chodzi o samotność. Udało mi się dołączyć do tej sześcioosobowej już grupki (przed moim dołączeniem liczyła cztery osoby), ale i tak jak się widujemy to raz na dwa miesiące, czasem uda się co miesiąc. Nie wiem czy to dzięki temu, czy po prostu polubiłem to że sporo czasu spędzam sam, ale już dzisiaj ta samotność nie doskwiera mi tak jak kiedyś (choć czasem daje się jeszcze we znaki).
Ostatnio zmieniony przez Bari 2015-01-19, 23:45, w całości zmieniany 1 raz
Jakiś czas temu miałam tam swoją małą, bo małą grupkę osób na które zawsze mogłam liczyć ale wszyscy wyparowali. Przeprowadzili się i dojazd trwający 30 minut stał się wielkim problemem, gdy ja proponowałam, że się do nich ruszę to nagle im coś wypadało. Inni poznali swoje drugie połówki i też przyjaciel już im potrzebny nie był. Teraz mam dwie koleżanki z klatki które są jak trzeba z dzieckiem posiedzieć, iść po większą ilość zakupów. Czasem wpadną na kawę albo herbatę... ale po 30 minutach jestem zmęczona wałkowaniem w kółko tego samego : ile w tym miesiącu zarobie, na co kase wydam, ile mi jeszcze zostało, moje dziecko to moje dziecko tamto, do jakiego przedszkola pójdzie, ty tego nie rozumiesz nie masz dzieci... wole już siedzieć sama w 4 ścianach ale na dłuższą metę tak się nie da.
Brakuje. To znaczy jakichś znajomych mam, ale chciałbym ich mieć więcej. Ci których mam, nie zawsze mają dla mnie czas. W ten weekend będę miał aż nadto spotkań z nimi. Ale np. w zeszłym tygodniu miałem doła i w ogóle jakiś totalny spadek formy, potrzebowałem się z kimś spotkać i porozmawiać, ale żaden z kolegów nie mógł.
Czy brakuje mi znajomych?... ale jakich znajomych takich co widzę na ulicy codziennie idąc do pracy? fejsbukowych znajomych czy znajomych z którymi jestem na tzw "cześć".
Takie znajomości nie są mi do niczego potrzebne, fkat czasem tacy ludzie się przydają jedynie gdy coś się spierdoli i wiem, że ten czy tamten to naprawia, a tamta ogarnia to i to.
Bardziej brakuje mi zgranej paczki kumpli, z którymi można się ubzdryngolić , wyjśc na mecz czy cokolwiek innego.... w sumie to taka małą paczkę mam tylko niestety trosze rozjechała się po świecie i jej brak, przy równoczesnym braku drugiej połówki jest dość mocno odczuwalny.
Ja jestem ok z małą ilością znajomych ale brakuje mi kogoś komu mógłbym się wygadać, kogoś kto by mnie zrozumiał. Zazwyczaj jak poruszę temat, że jestem samotny albo nieśmiały z kimś kogo znam albo (nie)zręcznie unikają tematu albo dają jakąś bezsensowną radę myśląc że można to łatwo naprawić
Brakuje mi też drugiej połówki, uważam że życie z odpowiednią osobą jest łatwiejsze (chociaż mówię to bez doświadczenia, kieruje się jedynie własną logiką). Oczywiście dopóki nie jest to toksyczny związek bo to raczej do niczego dobrego nie prowadzi.
Z jednej strony strony z chęcią bym wyszła i sobie potańczyła, popiła itd.
z drugiej- za tydzień jest organizowane spotkanie mojej klasy z podstawówki... i nie idę
także sama nie wiem czego chce:p
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach