kuzynka moja lat 20, z chłopakiem jest 1,5 roku ślub. koleżanka lat 22 zerwała z chłopakiem po 2 latach bo nie za bardzo chciał się żenić. to jest chore ! nie wiem czemu w społeczeństwie jest taki trend i presja na szybkie małżeństwa w młodym wieku. kobiety w wieku + 25 są uważane za stare panny już i przez to cześć ludzi myśli że szukacie męża na siłę.
Nie jestem przekonana, że nadal jest presja społeczeństwa na małżeństwo. To raczej dziewczyny wywierają presję. Młode, być może naczytały się, jak to po ślubie jest pięknie i cudownie. A później okazuje się, że marzenia mijają się z rzeczywistością. Takiej dziewczynie marzy się piękny pierścionek zaręczynowy, piękna ceremonia, gdzie bedzie wyglądała, jak księżniczka, piękna suknia. I takie dziewczyny, chyba bardziej dążą do tego niż do prawdziwego wspólnego życia.Małżeństwo to niestety nie tylko sielanka, ale cały czas praca a czasami jakieś problemy. Mam wrażenie, że te młode dziewczyny kompletnie nie biorą tego pod uwagę. Wydaje im się, że ślub, małżeństwo rozwiążą wszelkie problemy, a potem będzie już jak w bajce, czyli żyli długo i szczęśliwie. Papierek daje im jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa. Skoro jest papier, to on już nie zdradzi i będzie kochał. Być może to spłycam za bardzo, ale tak to widzę.
Pierwsza myśl bo jestem złym człowiekiem...
Ogólnie to jestem postrzegana jako ta zła (niekoleżeńska ), szczerze jak te opinie usłyszałam to byłam oburzona ale jak coraz więcej ludzi mnie tak określa to chyba, to prawda (a ja tylko udaje, że jest inaczej).
Mówię za dużo, czasami rzeczy, które powinnam zachować dla siebie...
Cokolwiek zrobię i tak źle wyjdzie.
Wiek: 34 Dołączył: 17 Maj 2014 Posty: 12 Skąd: Polska Południowa
Wysłany: 2014-06-04, 19:23
Cytat:
że każda moja próba poznania kogoś nowego i zaprzyjaźnienia się... no, wiecie, jest widziana z perspektywy, że chcę coś przez to zapoznanie osiągnąć.
Doświadczyłem i nie jest to przyjemne. Zwłaszcza, gdy ma faceta, a jej facet wie, że jest jeszcze ewentualna konkurencja. Naładuje dziewczynie do głowy bzdur i potem nie da się już normalnie rozmawiać...nawet o pogodzie.
Cytat:
Znam uczucie "moralnego kaca", kiedy zwierzyłam się jakiejś osobie o mojej samotności.
Po każdym moralnym kacu mówiłem, że więcej się nie wplątam w jakieś g... związane bezpośrednio ze mną. Słuchając czyiś zwierzeń, odważyłem się i zrobiłem to samo. Dzisiaj ta osoba patrzy na mnie z ukosa i jakoś inaczej, tak nienormalnie. Ale nie zrażam się czy nie biczuję z tego powodu. Czuję niesmak.
Cytat:
Ostatnio usłyszałam, że jestem dziwna bo podchodzę poważnie do relacji damsko męskich...
Nie czyni Cię to w żadnym wypadku osoby dziwnej. Koleżanka, lat 23 ostatnio wspomniała, że jest ze swoim 7 lat - dodała, że z przerwami - mimo upokorzeń z jego strony wobec niej (to wiem) i jej wyskoków (też wiem...) trwa wciąż przy nim. Mimo jej tekstów na temat tego, że z nim skończy, nie ma sił na zmianę układu - mówiąc, że jej tak wygodnie, pomimo, że spotkała na swej drodze kogoś lepszego, lecz wolała trwać przy tym, co jest. Kto w takim układzie podchodzi poważnie do relacji? Mając lat naście, ile trzeba mieć w sobie samozaparcia, aby podjać decyzję, by mieć kogoś jednak na stałe i jak się wszystko wali i nie ma tego końca, stać w tym g... nadal.
I tu pojawia się kwestia:
Cytat:
kuzynka moja lat 20, z chłopakiem jest 1,5 roku ślub. koleżanka lat 22 zerwała z chłopakiem po 2 latach bo nie za bardzo chciał się żenić. to jest chore ! nie wiem czemu w społeczeństwie jest taki trend i presja na szybkie małżeństwa w młodym wieku. kobiety w wieku + 25 są uważane za stare panny już i przez to cześć ludzi myśli że szukacie męża na siłę. Dla mnie to jest chore.
Subiektywnie - śmiechu warte małżeństwa, po 2-3 latach zgrzyta, 5-8 wybrzydzanie, 10-12 obrażanie, wyzwiska, kto jest winny no i rozwód - wolę być sam jak palec, niż gnić w toksycznym układzie. W układzie z uwikłaną w tym całą rodziną...z twojej i jej strony.
Mam prawie 25 lat. Słyszę wciąż, że nikogo na oku nie mam. Poznaję ludzi, lecz mam pecha - zawsze się okaże, że ta osoba jest zajęta. Trendem jest być z kimś... zdaje się, że z byle kim, ale żeby nie być samotnym. Potem dlatego tyle rozwodów i nieudanych małżeństw.
Cytat:
na pierwszym spotkaniu mówić dziewczynie ze traktuję się go poważnie tzn nie jak przyjaciela czy kolegę tylko jako związek. nie chodzi o to żeby mówić od razu kocham Cię, tylko np że chciałbym się z Tobą spotykać , ale nie jak przyjaciele coś takiego. chodzi niby o to żeby dziewczyna od razu brała Cię pod uwagę jako chłopaka a nie jako kolege. co o tym sądzicie?
Nigdy tak nie rób, odradzam Ci. Na pierwszym (czy też pierwszych spotkaniach) taką gadką sprowadzisz ją emocjonalnie do parteru, a tam pozostaje tylko obrona. Skup się lepiej na rozmowie z nią, aby ją poznać, pobyć z nią trochę. Po 3 czy 4 spotkaniu zdecyduje się na subtelny dotyk, kilku sekundowy np. prowadząc ją za rękę delikatnie do jakiegoś ciekawego miejsca (pub, zagwozdka architektoniczna - co tam Ci przyjdzie do głowy). Tym sposobem zaznaczysz, że jesteś i chcesz być przy niej fizycznie oraz w jej myślach.
Cytat:
Wydaje im się, że ślub, małżeństwo rozwiążą wszelkie problemy, a potem będzie już jak w bajce, czyli żyli długo i szczęśliwie.
Szczęsliwie dla teściów, dla ogólnej opini (wśród sasiadów, znajomych) i dla świętego spokoju kleru.
Cytat:
Pierwsza myśl bo jestem złym człowiekiem...
Ogólnie to jestem postrzegana jako ta zła (niekoleżeńska ),
Musi być jakiś powód - mogą być błahe, a wtedy Twoje przejmowanie się staje się paliwem dla ich ego. Mój kumpel powiada - "..uj mnie to obchodzi kto mnie lubi, a kto nie - pogadam zawsze o wszystkim z każdym". Podziwiam go, bo rzeczywiście tak jest - ze skinem, punkiem, typowym naziolem, gejem, trans itp. nawet gdy będą mu grozić, to się nie zrazi. Po prostu się odwróci i tyle.
nie potrafie sie zmienic trudno otworzyc mi sie przed ludzmi.nie pamietam nawet kiedy to sie zmienilo.brak przyjaciół. zamykanie się w czterech ścianach.czasami doprowadza mnie to do szału.juz chyba stracilam nadzieje ze to sie kiedys zmieni...
Za namową rodziny odważyłem się w końcu udać do psychoanalityka. Po paru godzinach rozmowy podejrzewa u mnie wieloletnią fobie społeczną, w zasadzie trwającą chyba całe życie, połączoną z ciężką depresją. Cały ten układ wynika prawdopodobnie z połączenia mojego tak a nie inaczej ukształtowanego charakteru + bardzo ciężkich relacji z ojcem i do tego takiego wykluczenia z życia społecznego. Wszystkie te czynniki się wzajemnie napędzają... ot błędne koło, z którego wyjść chyba nie sposób. Gdybym miał naście lat pewnie byłby sens, a tak hmmm... no już po frytkach.
Wiek: 38 Dołączył: 05 Mar 2014 Posty: 372 Skąd: lubelskie
Wysłany: 2014-06-25, 18:03
Kidney16, jesli stracilas nadzieje to miej wiarę :)niewolno sie poddawac trzeba darzyć do spelnienie swoich celow a zeby to osiagnac trzeba byc wytwalym w tym co robisz.....
jesli nie potrafisz sie otworzyc przed ludzmi to chudź na imprezy gdzie jest duzo ludzi tam duzo sie dzieje i czasem podczas imprezy malo kto wypytuje sie o szczegóły z zycia,podczas takiej imprezy liczy sie zabawa i smiech......ale jednoczesnie mozna poznac kogos calkiem przypadkiem nawet stojac w kącie moze to byc ksiaze z bajki albo najlepszy przyjaciel:)co ci szkodzi,jesli potem spekasz to nic sie nie zmieni zawsze możesz wrócić do swoich 4 scian
Ja czuję się niezrozumiana. Nie chcę stracić siebie, więc walczę ze zbyt bliską obecnością ludzi. Chciałabym żeby mnie rozumieli i ciekawili, a często tak nie jest. Myślę, że tylko do pewnego stopnia mi to przeszkadza, że mam niewielu bliskich.
Ja czuję się niezrozumiana. Nie chcę stracić siebie, więc walczę ze zbyt bliską obecnością ludzi. Chciałabym żeby mnie rozumieli i ciekawili, a często tak nie jest. Myślę, że tylko do pewnego stopnia mi to przeszkadza, że mam niewielu bliskich.
Czyli co z jednej strony chcesz mieć bliskich a z drugiej nie do końca pozwalasz im zaglądać do twojego życia ;)?
Czyli co z jednej strony chcesz mieć bliskich a z drugiej nie do końca pozwalasz im zaglądać do twojego życia ;)?
Właściwie to tak. Wydaje mi się, że kiedyś sobie nie radzilam i teraz chcę być samodzielna, albo też radzę sobie tylko wtedy, gdy jestem niezależna od innych. :)
Przyczyn samotności jest tyle ile jest samotnych osób ,w moim przypadku to duża nieśmiałość i niska samoocena itp. co przekłada się na kontakty z ludzmi .
w moim przypadku to duża nieśmiałość i niska samoocena itp
To się wynosi z domu... jak człowiek się rodzi to przecież nie wie że jest nieśmiały, ewentualnie jakieś duże defekty typu niepełnosprawność powodują u nas odsuwanie się od ludzi. Poczucie bycia gorszym również funduje nam zazwyczaj rodzina, no bo niby dlaczego między ludźmi mamy czuć się gorsi? Jak się do tego wszystkiego jest osobą wrażliwą... taki zestaw mocno ciągnie nas do samotności......, ale co tam do wszystkiego można się przyzwyczaić :).
To się wynosi z domu... jak człowiek się rodzi to przecież nie wie że jest nieśmiały, ewentualnie jakieś duże defekty typu niepełnosprawność powodują u nas odsuwanie się od ludzi. Poczucie bycia gorszym również funduje nam zazwyczaj rodzina, no bo niby dlaczego między ludźmi mamy czuć się gorsi? Jak się do tego wszystkiego jest osobą wrażliwą... taki zestaw mocno ciągnie nas do samotności......, ale co tam do wszystkiego można się przyzwyczaić :).
Pewnie masz rację ,jednak znałem kiedyś osobę niepełnosprawną ,której to otwartości i radości życia można było pozazdrościć,
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach