Miśka rozumiem ciebie doskonale..
Co prawda ja przechodze etap narzeczeństwa..od roku jesteśmy osobno i widujemy się raz na 2 tygodnie na dłuugi powiedzmy weekend - 3 dni.
Wszystko jest takie przytłumione ...uczucia, tęsknota, ochota.
Cieżko pracuję żeby mieć te dni wolne i przez to tak naprawdę nie mam siły cieszyć się z tych wspólnych dni.
Widzimy się rzadko i wydaje się, że każdą jedną wolną chwilę powinniśmy spędzać ze sobą.. na kilka razy to fajne ale potem ma się dość. Ja chcę odpocząć, porobić coś dla siebie, zająć się sobą i tak samo Mój ale doskonale wiemy, że znowu nie będziemy się widzieć i każde z nas zmusza się do tego bycia blisko i to jest męczące, sztuczne i buduje napięcie.
Poza tym mamy inne pomysły na spędzanie tego czasu - mimo mojego okrutnego przemęczenia chcę go spedzać aktywnie..wyjść do ludzi, pojechać na wycieczkę.. robić coś.
A Mój uwielbia siedzieć przed komputerem i najchętniej leżał by w łóżku i oglądal filmy albo mecze.
Szukam wyśrodkowania naszych potrzeb i chcę żeby ten związek żył, było pięknie i cudnie...ale chwilami mam wrażenie, że tylko ja tak chcę.
Ale czy dleglość zabija związek.. nie do końca bo jeśli się nad tym pracuje i chce się być w tym związku to się da... ale bywa okrutnie ciężko.
Ale czy dleglość zabija związek.. nie do końca bo jeśli się nad tym pracuje i chce się być w tym związku to się da... ale bywa okrutnie ciężko.
chyba jest w tym racji, nas sytuacja zmusila do rozlaki, on pojechal za praca... nie bylo go 3 lata, przyjezdzal dos rzadko bo raz na 3-4miesiace na max tydzien. bywalo krytycznie ale przetrwalo.... wystarczy chciec i wytrwale czekac i dbac o to... checi musza byc z obu stron.
wrocil 3 lata temu, bylo ok, a teraz za to jest juz zwiazek na wymarciu...wiec to nie rozlaka jest zabojca... problem tkwi chyba w czyms zupelnie innym ;(
Nie wyobrażam sobie życia razem ale osobno, w innych krajach, czy w bardzo oddalonych miastach na dłuższą metę. Są sytuację, gdzie ludzie są zmuszani np. za pracą, ale uważam, że w moim wypadku dłużej niż 3 miesiące taka sytuacja nie miałaby miejsca. Albo jesteśmy we dwoje, albo po co związek? Związek to bliskość przede wszystkim, także na żonę marynarza się nie nadaję
a no wlasnie ile ludzi tyle roznych zdan, ja wiem ze to jest mozliwe do przetrwania, ale nie powiem, bo mialam wiele obaw... najwieksza chyba byla zdrada mimo ze mu ufalam....i bywalo bardzo ciezko
Jaki okres rozłąki (tej wymuszonej-np. przez prace i tej egoistycznej-gdy partner sobie gdzieś wyjedzie) potrafilibyście znieść? Czy mieliście już takie okresy?
Dodam że to był powód rozwiązania mojego poprzedniego związku mimo że mam do niej 3 min.
Najdłużej rozłąka trwała pół roku. Widywaliśmy się raz na miesiąc na kilka dni. Byliśmy jednak bardzo młodzi i brak doświadczenia spowodował że nasza relacja nie przetrwała.
Obecnie na tyle przyzwyczaiłam się do samotności, że obecność drugiej osoby chyba by mi przeszkadzała Nadaję się na żonę marynarza
prezes - Powód wydaje się kuriozalny
Miśka- W pełni Cię rozumiem. Nie myśleliście o tym, by jedno do drugiego się przeprowadziło?
Ja nie zniosłabym rozłąki na dłużej... Jeśli wiedziałabym, że to tymczasowe, powiedzmy pół roku jednorazowo, to zagryzła bym zęby i poczekała (jeśli bym prawdziwie kochała;p). Wolę, jak ktoś napisał, mieć ukochaną osobę blisko siebie, by robić z nią rzeczy takie codzienne. Więc weekendowy związek również by mnie nie interesował. Bo jeśli miłość by była taaaka wielka, to (chyba) zawsze można by się było dogadać i razem zamieszkać.
Myśleliśmy o przeprowadzce, ale każde z nas ma w miarę dobrą pracę. Wiadomo jak jest w naszym kraju z pracą, a pieniądze są potrzebne chociażby na zakup mieszkania, budowę domu, spłatę kredytu itp.
Moja rozłąka z mężem (przynajmniej ta na trzystu kilometrowym dystansie) też miała być chwilowa, bo delegacja mojego męża miała trwać najpierw góra 9 miesięcy, potem góra rok, potem góra półtora, no a za niedługo będą dwa lata i cóż... Też nigdy nie chciałam żyć jak żona marynarza. Przeważnie człowieka dopada to, czego najbardziej nie chciał.
Nie wiem jak u innych, ale u mnie rozłąka to coś strasznego serio, jak byłam z facetem, wyjechałam do lo i co tydzień wbijałam na chatę, ale to dla mnie było mega mało hehe np, zostawałam na poniedziałki, żeby być calą niedzielę itp :D
Rozłąka niszczy słabe związki.
Jeżeli para jest ze sobą czas jakiś, są między nimi zgrzyty to rozłąka potrafi zakończyć związek.
Taki test mało kto przetrzymuje.
Oczywiście różnicą jest to na czym polega rozłąka, czy jest od początku, bo partnerzy mieszkają daleko od siebie ale są ze sobą raz w tygodniu, czy raz na dwa. Czy może jest tak, że jedna osoba wyjeżdża na dłużej gdzieś dalej, w nowe miejsce, nowe otoczenie, poznaje nowych ludzi, przeżywa fascynacje itd. Wtedy nietrudno o rozpad związku.
Coś o tym wiem...
jestem po związkach na odległość ( odleglosc na kilkanascie kilometro i inny przypadek na kilka) . jeden naprawdę odległość mega spotkania aby na weekendy - to nie jest to bo nigdy nie ma tej osoby gdy jest najbardziej potrzebna, tak sie nawet człowiek nie kłóci z tą drugą osobą itd bo po prostu nie jest w stanie jej poznać, rozmowa telefoniczna niczego nie załatwi, a spotkanie czy rozmowa po tygodniu od wydarzenia to nie ma sensu. Odległość jak gdzieś było wcześniej wspomniane na początku owszem buduje ta tęsknota, te emocje ale potem to wszystko mija obraca się w smutek i wiele innych negatywnych emocji. a odległość hm no te 10/15 km niby rzekomo to nie wiele ale jednak to też zakłóca związek nie ma w ty nic dobrego ;/
nie polecam nie popoeram jestem zdecydowanie na nie
Trochę ciężko było zrozumieć to co napisałaś lukier ale się udało
Ja przepraszam bardzo ale odległość kilkunastu kilometrów, to żadna odległość.
10 minut samochodem, czy 20 autobusem, żaden problem.
Te Kilkanaście kilometrów, to dobry sprawdzian, czy partner/ka jest w stanie poświęcić swój czas i zrobić te kilometry, żeby pocieszyć, prezytulić, czy pobyć razem.
Według Twojej teorii należy sobie szukać drugiej połowy we własnym bloku, czy na tej samej ulicy. Wybacz ale to trochę zawęża pole działania
Senny, twierdzisz ze kilkanascie kilometrow to nic no jezeli dla ciebie 150 km to nic no to spoko mozesz jezdzic w ta i spowrotem samochodem i autobusem powodzenia.
po za tym zalozmy ze sa zwiazki okej ale ludzie nie maja samochodow mimo ze mieszkaja dajmy na to 20 km od siebie wiec na pstryk tez nie znajda sie u 2 osoby ktora jest w potrzebie, dajmy na to ze sa to zwiazki gdzie ludzie nie sa przy kasie wiec nie maja tyle funduszu by w kazdej chwili jechac 150 km autobusem/ pociagiem itd. dajmy na to ze wydarzy sie cos to w srodku nocy o 2 nad ranem na pstryk pociagu/autobusu/samolotu nie znajdziesz. biorac pod uwage rozne warunki zycia czlowieka twoja teoria jest dla ludzi - przy kasie, z samochodem lub mieszkajacych gdzies gdzie pociagi i autobusy sa co chwile doslownie i dla ludzi ktorzy maja prace i hop siup poleca do tej 2 osoby na pstryk a szef nic nie powie bo trzeba leciec do placzacej dziewczyny albo chorego chlopaka. o czym ty myslisz. twoj tok myslenia to jaka utopia ktorej w XXI wieku nie ma.
ale jak uwielbiasz kolorowy swiat i taki masz to super gratuluje tylko czasami pomysl troche inaczej. w bardziej mniej korzystych kategoriach. bo ja osobiscie znam ludzi ktorzy maja problemy z zyciem na odleglosc z powodu braku funduszy , braku elastycznych godzin pracy, braku w ogole polaczen kolejowych czy gdzie sa 2 autobusy na dzien w danym kierunku itd
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach