Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozłąka-zabójca związku?
Autor Wiadomość
neo-geisha
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-01, 23:03   

lukier kilkanaście km to nie to samo co 150:D. Czasami bywa tak, że nawet jeśli jest się z jednego podwórka, to i tak nie można być na zawołanie. Oczywiście (chyba) jak najlepiej jest mieć swojego ukochanego jak najbliżej siebie. Ale myślę, że kilkanaście km, to nie jest jakaś katastrofa. Ja niedługo będę miała 250 km :shock: .
 
     
Senny 
Aktywny



Dołączył: 11 Paź 2012
Posty: 251
Skąd: Centrum
Wysłany: 2012-11-02, 07:22   

lukier najpierw piszesz o kilkunastu kilometrach a potem o 150 km, no jest to różnica.
Ja zawsze trafiałem na kobiety od których dzieliło mnie 20-80 km i dawałem sobie z tym doskonale radę mimo tego że nie jeżdżę samochodem.
Mieszkając naprzeciwko, nie zawsze da się rzucić wszystko i biec do ukochanej. Ludzie pracują, studiują itd. Mam wrażenie, że związek traktujesz trochę jak opiekę nad schorowaną babcią, gdzie trzeba stawić się na każde wezwanie a to chyba trochę nie tak.
Nie wiem gdzie jest napisane, że para musi spotykać się każdego dnia, jak się kilka dni za kimś potęskni to chwile we dwoje smakują lepiej :-)
Utopia? Być może, nie Ty pierwsza mi o niej piszesz na tym forum ;-)
Tyle, że co dla jednych jest utopią dla drugich jest życiem.
 
     
Patty
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-02, 19:00   

prezes napisał/a:
Kiedyś nie było fejsa, telefonów, szybkiego transportu...a ludzie potrafili żyć na odległość i być szczęśliwymi :)

Muszę się z Tobą zgodzić całkowicie. Ludzie pisali listy, czekali na nie. Spotykali się raz na jakiś czas, lub dość często jak mogli i byli szczęśliwi. A spotkanie danej osoby było czymś ważnym..
 
     
Sen
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-02, 19:15   

Tak, kiedyś, ale czasy i oczekiwania się zmieniły, niekoniecznie na lepsze.
Ostatnio zmieniony przez Sen 2012-11-02, 19:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lukier 
Początkujący



Wiek: 31
Dołączyła: 10 Wrz 2012
Posty: 144
Skąd: Olsztyn
Wysłany: 2012-11-02, 21:11   

Senny, neo-geisha, gdzie ja wspomniałam cokolwiek o tym że Ja akurat Ja sobie życzę miłości z podwórka, bloku czy o odległości 5 min??? gdzie napisałam że mam widywać się z kimś codziennie i to może zaraz mi napiszecie że twierdze żeby widzieć się codziennie i to jeszcze 23/24 h ? co jeszcze mi powymyślacie ??

poza tym to moje życie moje zdanie , moja odpowiedź na pytanie !
ja wam nie każe żyć tak jak ja chce !!
ja wam nie każe nawet tego czytać !
to forum gdzie każdy wyraża swoją opinie jaką chce !
uważajcie sobie co chcecie na jakikolwiek temat spoko luz szanuje to ! tylko zacznijcie i wy szanować innych !
to że napisałam że dla mnie życie na odległość to horror to znaczy że dla MNIE nie dla was .
piszą o tym że związek dla mnei to opieka nad starszą babcią ty wiesz w ogóle co to jest opieka nad starszą babcią i związek :shock: ty wiesz co ja myślę o związku ty nic nie wiesz więc jakim prawem tworzysz mongolskie teorie o mojej osobie ! nie masz prawa mnie oceniać ani nakreślać sobie jakiegoś schamatu chorego ! ja ci sie z butami w zycie nie wpierdalam ty mi tez nie wnikaj i nie tworz mi mojego scenariusza !
a ty zyj sobie utopia=zyciem dla ciebie twoja sprawa.
 
     
neo-geisha
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-02, 22:47   

Hola hola lukier weź się nie drzyj, bo chyba na nikim nie robisz wrażenia... Jeśli chodzi o moją wypowiedź, to bezpośrednio do Ciebie było: "lukier kilkanaście km to nie to samo co 150:D.", bo taka prawda:P. Reszta była moim zdaniem na temat związków na odległość. Nic Ci nie wymyślałam, więc wyluzuj :shock: .
 
     
faelwenn
Nowy

Dołączył: 01 Cze 2012
Posty: 40
Wysłany: 2012-12-06, 12:23   

Uważam, że rozłąka rzeczywiście może być zabójcą związku. Ale nie można generalizować. Każdy przecież ma inne przeżycia, doświadczenia itp.

Wiadomo, jeśli związek trwa długo np. 2, 3 lata, jest to małżeństwo, są dzieci, to łatwiej wytrzymać gdy ukochanego nie ma jednorazowo pół roku.

Ja mam sytuację beznadziejną - wcześniej byłam w związku przez ponad rok, facet mnie notorycznie oszukiwał, zdradzał (żaliłam się tutaj na forum). Podczas żalenia się, poznałam tutaj osobę, z którą niby jestem. Ale po 3 miesiącach związku on wyjechał i wróci na początku sierpnia...

Mamy się niby widzieć pod koniec marca, ale mam wrażenie że on mi robi łaskę.
Niby wcześniej te wyjazdy były zaplanowane itp., tłumaczy że chce mieć pracę w tym miejscu, więc musi wyjeżdżać.

Ale ja jestem za słaba, nie potrafię tak długo czekać. Gdy jest się ze sobą 3,5 miesiąca i jest się zmuszonym (nie było w tej sprawie żadnej konsultacji tylko tekst "jak kochasz to poczekasz") czekać 9 miesięcy...

Ledwo zipię już... chciałam zwykłego, normalnego, zdrowego związku, a tutaj...

Mówił, że da mi wsparcie po tym co przeżyłam, po moich wcześniejszych doświadczeniach, a tak naprawdę liczy się dla niego najbardziej kariera.

Co o tym myślicie?

Mi dużo czasu zajęło by się przed nim otworzyć w pełni, żeby "wyzdrowieć psychicznie" gdy już to zrobiłam, on wyjechał... cały czas się czymś zajmuje, mam różne zajęcia itp., ale coraz bardziej mi brakuje bliskości. zgoda, są komunikatory , kamerki... ale jak dla mnie jest to tylko namiastka, mamy różnicę 4 godzin czasowo, bo on nie jest w |Europie i nie dość że ja muszę czekać tutaj w Polsce, to jeszcze siedzieć w nocy do 2, bo on wraca o mojej 23;30 z pracy...

JAK ŻYĆ???
 
     
zielonakarafka 
Początkujący



Wiek: 32
Dołączyła: 04 Gru 2012
Posty: 138
Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2012-12-06, 15:38   

Wybacz, ale ja sobie nie wyobrażam takiego związku...
Czekać 9 miesięcy na kogoś kogo się zna raptem 3,5 ?! Toż to zwykłe szaleństwo!

Współczuję Ci takiej sytuacji, bo jak widać już nie pierwszy raz życie Cię nie oszczędza...
Wszystko w sumie zależy jeszcze od tego co do siebie czujecie. Myślisz że to jest właśnie "to" ? Że po tych 9 miesiącach będziecie potrafili żyć w normalnym, szczęśliwym związku ?
(Bo jakby nie patrzeć te 3,5 miesiąca to nie jest jakiś szczególnie długi staż... )
Jeśli tak, to pozostaje mi tylko życzyć wytrwałości. Jeśli nie, to może powinnaś otworzyć się troszeczkę na ludzi,wyjść gdzieś, a nuż może się ktoś sympatyczny pojawi na horyzoncie ? ;)

Ale.. co ja tam mogę wiedzieć ;)
 
 
     
Monixa7 
Dyskutant


Wiek: 34
Dołączyła: 20 Wrz 2012
Posty: 1350
Skąd: woj. lubelskie
Ostrzeżeń:
 4/4/4
Wysłany: 2012-12-06, 16:15   

mam podobne zdanie, 3,5 miesiąca hmmmmm
 
     
cytrynka83 
Częsty bywalec



Wiek: 41
Dołączyła: 05 Lip 2012
Posty: 858
Skąd: lubelskie
Wysłany: 2012-12-06, 16:20   

faelwenn3,5 miesiąca, to prawie nic. Czy jest sens czekać? Może być tak, że ty będziesz czekać, a on jak wróci to cię brzydko mówiąc oleje. Sama sobie odpowiedziałaś na wątpliwości. Chcesz normalnego związku, normalnego faceta. Poza tym sama piszesz, że dla niego liczy się kariera.

No i ten zwrot, który nie bardzo mi się podoba, jak kochasz to poczekasz, a czy on cię kocha??
Można czekać na kogoś pod warunkiem, że czujesz iż jesteś ważna dla tej drugiej strony, że tej drugiej stronie zależy na tobie. Mam wrażenie, że ty nie czujesz tego z tej drugiej strony.
Ostatnio zmieniony przez cytrynka83 2012-12-06, 16:23, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
elliot
[Usunięty]

Wysłany: 2012-12-06, 16:38   

Niby nie powinienem się wypowiadać w temacie, który jest mi tak odległy, jednak dziewczyny dobrze Ci sugerują, faelwenn, powinnaś się dobrze zastanowić czy warto się tak poświęcać dla osoby, którą zna się w sumie tak krótko.

Dziewięć miesięcy to z jednej strony niewiele, ale z drugiej jest to mnóstwo czasu, którego szkoda byłoby tracić na czekanie na kogoś kto może nie traktować Cię w gruncie rzeczy zbyt poważnie (zresztą na to wskazuje jego zachowanie względem Ciebie). Przez ten czas mogłabyś zrobić wiele dla siebie, poznać kogoś (chociaż pewnie nie jest to dla Ciebie łatwe, ale nikt tu nie mówi od razu o nowej sympatii) z kim można spędzić czas, nowych znajomych itd. Lepsze rozwiązanie jest takie, aniżeli czekanie przez długich 9 miesięcy na kogoś, kto i tak może po powrocie przejść obok Ciebie obojętnie. Poza tym wiadomo, co czasami pieniądze potrafią zrobić z ludźmi. Może zaczekaj trochę, postaraj się wyczuć na czym stoisz, czy mu na Tobie zależy. Jeśli tak nie będzie, to się nie zrażaj... takie rzeczy się zdarzają. Nie raz trzeba się niestety rozczarować, nawet na kimś, kto wydawał się być naszą bratnią duszą.
 
     
Monixa7 
Dyskutant


Wiek: 34
Dołączyła: 20 Wrz 2012
Posty: 1350
Skąd: woj. lubelskie
Ostrzeżeń:
 4/4/4
Wysłany: 2012-12-06, 16:45   

9 miesięcy hmmm w sumie niewiele a czasami KUREW*KO DUŻO :)
Ostatnio zmieniony przez Monixa7 2012-12-06, 16:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
prezes 
Częsty bywalec


Wiek: 33
Dołączył: 10 Sie 2012
Posty: 583
Wysłany: 2012-12-06, 17:03   

Masz pewność że wróci? bo jak mnie by sie udało za granicą to bye bye Polska na zawsze
 
     
m
Nowy

Dołączył: 06 Gru 2012
Posty: 3
Wysłany: 2012-12-06, 18:54   mój problem

Rozłąka niszcząca związek to także moje doświadczenie. Obecnie jestem w związku, który właśnie przez rozłąkę przechodzi kryzys. Mój problem przedstawię z przeciwnej perspektywy, ponieważ to ja musiałem wyjechać.

5 miesięcy temu poznałem fantastycznę dziewczynę. Na samym początku ona musiała wyjechać na miesiąc, więc zaczęliśmy spotykać się dopiero w sierpniu. Związaliśmy się ze sobą. Pokochałem ją. Mam 24 lata, ale ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością. Mniej więcej w okolicach naszego pierwszego spotkania dowiedziałem się, że połowie listopada będę musiał wyjechać na 2,5 miesiąca, a później - na wiosnę - na jakieś 4-5 miesięcy, ale w inne miejsce. To była konieczność z punktu widzenia mojej pracy. Próbowałem się wykręcić z jednego z nich, ale nie dało rady.

Przeżyliśmy razem wspaniałe 3,5 miesiąca. Stała mi się ogromnie bliska. Ostatniego dnia przed wyjazdem poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła. Ostatniego dnia oboje wylaliśmy wiele łez, ale niestety nie było rady - musiałem jechać. Wydawało mi się, że damy radę. Każdy związek przechodzi czasem trudne okresy. Damy sobie radę. Wiedziałem, że chcę z nią być, muszę tylko odbębnić te dwa wyjazdy.

Niestety ona wiele w życiu przeszła i jest słabą wewnętrznie osobą. Przez pierwsze dni po wyjeździe reagowała histerycznie - wyzywała mnie i groziła, że coś sobie zrobi. Ale jakoś to przetrwaliśmy. Do dziś minęły już 3 tygodnie od wyjazdu. I pojawił się gorszy problem - ona zaczęła się łamać.

Tak się złożyło, że ona wyjeżdża, i to akurat wtedy, gdy ja będę miał przerwę między moimi wyjazdami. Z drugiego miejsca mojego pobytu mogę przyjeżdżać do Polski. Dlatego zaplanowaliśmy, że jak tylko ona wróci, przyjadę do Polski albo oboje razem wyjedziemy gdzieś na 10 dni. Na wiosnę ona planowała przyjechać do mnie na miesiąc. Ona obecnie nie studiuje i nie pracuje, więc nie byłoby to specjalnie trudne.

Bardzo się staram o podtrzymywanie naszej relacji. Co dzień rozmawiamy, niemal każdą wolną chwilę spędzam na skype. Pisze do niej dużo smsow, mówię masę czułych słów. Ale ona sie odsuwa i robi sie coraz bardziej oschla.

Myślałem, że ona mnie kocha. Ale zaczynam w to wątpić, bo skoro po trzech tygodniach chce się definitywnie poddać, co to za uczucie? Jeszcze przed wyjazdem nie potrafiła mi obiecać, że na pewno nikogo sobie nie znajdzie. Czasem odnoszę wrażenie, że ona potrzebuje kogokolwiek, a nie konkretnie mnie. Tak czuję czasem, że jej nie zależy konkretnie na mnie, bo wtedy potrafiłaby czekać, tylko po prostu chce mieć kogoś obok siebie. Ja jestem pewien, że ona jest tą jedyną i najważniejszą. Nawet mi przez myśl nie przechodzi, że mógłbym szukać sobie kogoś innego. Od pierwszego dnia wyjazdu czekam na dzień naszego spotkania. Tymczasem ona staje się chłodna, rzadko mówi miłe słowa i chociaż ponoć kocha, to jakoś tak mało przekonująco.

Bardzo się zaangażowałem emocjonalnie w ten związek. Ogromnie mi na niej zależy i myślę o naszej wspólnej przyszłości po moim powrocie. To dla mnie bardzo przykre, że mówi o odejściu, bo to przeczy jej słowom o miłości i nawet jest trochę bez sensu, skoro sama wyjeżdża, a po jej powrocie będziemy się już dość regularnie widywać. Musimy tylko odczekać te trudne 3 miesiące.

Co mam zrobić? Jak ją zatrzymać? Nie mówcie mi, że spotkam kogoś innego. Nie chcę. Nasz związek się psuje, ale wiem, że po moim powrocie wszystko wróci do normy. Chodzi tylko o to, żeby ona wytrzymała. Poradźcie...
Ostatnio zmieniony przez m 2012-12-06, 18:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Monixa7 
Dyskutant


Wiek: 34
Dołączyła: 20 Wrz 2012
Posty: 1350
Skąd: woj. lubelskie
Ostrzeżeń:
 4/4/4
Wysłany: 2012-12-06, 18:58   

hmmmm biła bym głową w ścianę, ryczała, tęskniła itp, ale jakbym kochała, wytrzymałabym, bo z jednej strony to długo a z drugiej mało.....
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS