A gdzie ona wyjeżdża? Skoro nie pracuje ani nie studiuje to chyba nie jest to jakiś wyjazd, który byłby dla niej sprawą życia lub śmierci? Pewnie nie masz takiej możliwości, bo pewnie sam byś o tym pomyślał gdyby taka możliwość była, ale czy nie mogłeś jej zabrać ze sobą? Miałaby gdzie z Tobą mieszkać w tym innym kraju? Jeśli by na to pozwoliła Twoja sytuacja mieszkaniowa, to ona mogłaby przyjechać a jak nie miałaby co robić, to niech się zajmie porządkiem w mieszkaniu czy zwykłymi sprawami typu obiad. A jak nie to za granicą i pracę mogłaby znaleźć. Przynajmniej bylibyście razem, bez konieczności rozłąki.
extra pomysł, ja jeździłam często z chłopakiem w trasy(część jego pracy) skoro i tak nie miałam nic do roboty wtedy :) dokładnie, tylko mam obawy czy ona miałaby chęci na takie coś.....
pewnie miałaby chęci. moim zdaniem jej zależy, ale każdy ma swoje granice. jeśli druga osoba jest w stanie ofiarować jedynie 2 godziny dziennie drugiej osobie i to jeszcze po północy, to ja nie wiem czy to ma szansę na przetrwanie.
każdy przedstawia sytuację ze swojej perspektywy.
prosiłam go, żebyśmy wyjechali gdzieś na Wielkanoc. to liczył dni z kalendarzem, ile może opuścić zajęć na uczelni, co do godziny... gdzie wcześniej miał 4 miesiące. to jest pracoholik... mówi, że "to są jego obowiązki", ale nikt mu nie kazał robić 2 doktoratów na raz.... przerost ambicji....
niedawno mi się oświadczył, ale ja go poprosiłam, żeby mi się oświadczył, DESPERACJA chciałam potwierdzenia jego uczuć, by czekało się łatwiej. ale niestety nie czeka się lepiej. bo bez jego obecności w ogóle nie czuję, że ta osoba istnieje.
nie wiem dlaczego wciaz mnie spotykaja tego typu historie.
napisalam kiedys tutaj na forum, ze szukam przyjazni, wsparcia... napisal do mnie, zaprzyjaznilismy sie, potem samo jakos wszystko poszlo.
nie chodiz o to, ze on wyjechal i ja boje sie ze mnie zdradza. chodzi o to, ze on jest takim pracoholikiem ze dla mnie w ogole nie ma czasu, a jesli go ma to wylicza mi kazda godzine, kazdy dzien!!!!
a ja mam tego serdecznie dosc.
jak mowia - najcenniejsze co czlowiek moze nam dac to swoj czas.
Czy m i faelwenn się przypadkiem nie znają ? Czy tylko ja mam takie wrażenie...
neo-geisha [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-06, 22:49
Uuu zielonakarafka nie tylko Tobie się tak wydaje. Albo dwie, niemalże bliźniacze opowieści, albo ktoś tutaj nie potrafi rozmawiać z swoim partnerem... Cóż, skomentuje obie sytuacje: warto czekać, jeśli czuje się, że na prawdę mocno się kocha i jeśli uczucie takie można wychwycić z drugiej strony. Powodzenia faelwenn i m
Przede wszystkim miłość przeważnie nie bywa prosta i łatwa (chyba, że ktoś ma szczęście - w końcu równowaga musi być i niektórzy mają aż nadmiar tego co inni wcale); podobnie nie zależy tylko od jednej strony (gdyby tak było już dawno nie byłbym sam). Więc najlepiej jakby obie osoby starały się wzajemnie i nie rezygnowały tylko dlatego, że jest ciężko, jeśli gdzieś tam czują, że warto.
Tyle czasu czekania zwłaszcza szybko po poznaniu to nic przyjemnego, ale jednak coś tam po tym czasie powinno być. Ja czekałem (może wciąż czekam) ponad 2 lata na coś co nigdy nie nastąpiło i zapewne nigdy nie nastąpi, bez żadnych gwarancji, niczego na cokolwiek. W waszych 'przypadkach' możecie coś zyskać; po dwóch perspektywach widzenia, myślę że lepiej czekać.
faelwenn, znając siebie wiem, że możliwe jest, aby ktoś na ciebie czekał i nic się nie zmieniło na gorsze, że mimo rozłąki nie musi sobie znaleźć nikogo innego. Ale to zależy od człowieka. Z jednej strony rozumiem też, że zależy mu na pracy, w końcu jakoś tam należy myśleć również o przyszłości (spotkałem się ze stwierdzeniem, że lepiej być biednym lecz szczęśliwym, ale to trochę puste słowa mimo wszystko). Przy czym skoro piszesz, że jest aż tak ambitny to faktycznie przesada. Mógłby/powinien z pewnych rzeczy zrezygnować; ale sam musi to zrozumieć... A ty powinnaś może spróbować bardziej mu zaufać, wierzyć w niego.
m, to że samemu jest się w stanie wytrzymać tyle czasu osobno nie znaczy, że druga osoba sobie z tym poradzi; i wcale nie dlatego, że nie chce/nie kocha. Zwłaszcza jak wspomniałeś, że i wcześniej nie było jej łatwo. Może trzeba było zrezygnować z tej pracy i znaleźć coś innego skoro aż tak nie dało rady nie jechać. Albo teraz jak wspomniał elliot załatwić żeby ona mieszkała tam z tobą?
Innych rad nie mam, samemu mi nie wychodzi i nic nie pomaga
ps. też mi się te podobieństwo rzuciło w oczy, ale wolałem napisać posta w taki sposób
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach