Wysłany: 2018-07-19, 10:23 radość życia, sens życia w samotności
Witam wszystkich :) jestem nowa tutaj i nie wiem czy był już taki wątek, jeśli tak to przepraszam, że powielam :) jestem osobą samotną i obecnie pracuję nad tym , by ten fakt zaakceptować :)
jestem jednak ciekawa, jak inne osoby odnajdują radość w życiu? co Was cieszy najbardziej? jaki sens i cel ma Wasze życie, gdy nie spełnia się scenariusz, który chcieliście zrealizować :) czekam niecierpliwie na jakiekolwiek odpowiedzi i wasze spostrzeżenia :))
Planowanie zazwyczaj kończy się nie powodzeniem, może nie do końca - jednak chodzi mi o to, ze jeśli się na coś nastawiamy i bardzo chcemy ten cel zrealizować ( mowie tu o celach do zrealizowania, nie marzeniach etc) to im bardziej się staramy tym w pełni nas nie zadowoli, ponieważ idealizacja finalnego efektu będzie odbiegała od rzeczywistego efektu na który nas stać. Jednak jeśli człowiek robi coś od serca, posiada pasje które kocha i chce je realizować mimo niepowodzeń, to jest to jego sukcesem. Jeśli pojawiają się niepowodzenia w jakiejś dziedzinie ( dalej mowie o czysto rzeczowych) np: śpiewanie, rysowanie, kręcenie filmów, pisanie bloga blablabla.... i czujemy ze nic z tego nie będzie, to wydaje mi się, ze lepiej rzucić to w diabły i zając się czymś innym. Moim zdaniem odkrywanie siebie i tego kim jesteśmy jest najważniejsze, czasem wmawiane nam jest ze jesteśmy kimś innym, sami wmawiamy sobie ze jesteśmy kimś innym, albo wmawiamy sobie ze w tym powinniśmy się realizować, w tej pracy w tym hobby. Cel w życiu to dla mnie żyć zgodnie z własnym sercem, sumieniem i dbanie o najbliższych, realizowanie swoich hobby i staranie się choć o krok przybliżyć do marzeń.
Nie zgadzam sie z przedmowca. Czesto dochodzi sie do punku,kiedy trzeba sobie dac spokoj i nie jechac tylko na nadziei. i przestac walczyc i sie starac. Nadzieja to potezna sila, pozwala wiele przetrwac,ale kiedys sie konczy i zostaje sie tylko z gorzkim poczuciem zmarnowanego czasu. I calym bukietem innych, niezbyt przyjemnych uczuc. Wtedy trzeba sobie zadac pytanie- co dalej?
I wtedy zaczynasz zyc tylko dla siebie.
To niebezpieczne tez,bo latwo mozesz przegapic okazje (ktora jak wiadomo puka bardzo cicho) na zycie z kims. Ale to juz takie ryzyko.
Jak znalezc radosc i cel? Nie wiem. Mysle,ze to ogolne zyciowe pytanie, z gatunku filozoficznych.
Sama na razie wiem,ze jestem producentem PKB i to na tym konczy sie celowosc mojego zycia, zakladajac,ze zycie ogolnie ma jakis sens.
Robie duzo rzeczy ,ktore lubie i cala mase takich, ktore musze zrobic.
Autentycznie ciesze sie z drobnych rzeczy,mam plany, ktore konsekwentnie realizuje. Czy jestem szczesliwa? Bywam, jednak coraz czesciej czuje obojetnosc wobec wszystkiego, rzeczy jakby dzialy sie za szklana szyba.
Ja też nauczyłam się żyć sama ze sobą. Chociaż fizycznie sama nie jestem, to jestem całkowicie samotna duchowo. I czasem się nawet z tym godzę. Tylko czasem martwi mnie to, że za bardzo uciekam w świat fikcji. Coraz więcej czytam, coraz dziwniejsze wymyślam historie :) Dobrze, że prawie nie oglądam telewizji. Pewnie dlatego, że blokuje wyobraźnię :) Rzeczywistość jest tak koszmarnie męcząca. Chociaż książki , które czytam też nie są radosne.
W samotności można się nauczyć żyć, ale pogodzić się z tym to zupełnie inna sprawa. A już całkiem osobna - to jak się z niej wyrwać, gdy cała dusza już tak szczelnie zamurowana...
Witam.
Samotność trzeba przede wszystkim sobie uświadomić, żeby móc mówić o jej akceptacji lub odrzuceniu, wtedy człowiek może stwierdzić czy zechce się zgodzić na taki stan rzeczy i go utrzymać lub zmienić. Bez uświadomienia sobie jej obecności ludzie czują się strasznie nieszczęśliwi i nie potrafią stawić temu czoła, uciekają, szukając atencji lub zamykając się w sobie.
Osobiście nie uważam by życie miało jakikolwiek "WIĘKSZY" sens, żadne bóstwa ani siły nadprzyrodzone tego nie definiują, każdy sam musi wybrać dlaczego oraz po co żyje. Odpowiadając na twoje pytania radość to małe rzeczy, które jeśli uda nam się je zrealizować dadzą nam trochę przyjemności, ale nie żyjemy nimi, tak jak mówiła notideal, jeśli będzie się liczyło, że osiągając coś wielkiego, jakiś duży cel człowiek dozna wielkiego szczęścia, bardzo szybko się na tym przejedzie, ponieważ, może i faktycznie przez pewien czas będzie się bardzo szczęśliwym, ale po pewnym czasie wróci się do rzeczywistości i znowu będzie trzeba znaleźć coś nowego do wypełnienia pustki "zawsze jest wyższa góra".
Pytałaś co cieszy najbardziej; chyba nie ma takiej rzeczy, po prostu wszystko jest mniej lub więcej podobne, wypicie dobrego piwa, wyjście ze znajomymi czy obejrzenie dobrego serialu, pomijam oczywiście ekstazy spowodowane rzeczami które są najgłębszymi pragnieniami ponieważ zapewne jak tutaj wszyscy się znajdujemy, każdy ma coś czego nie jest w stanie osiągnąć na tak głębokim poziomie emocjonalnym lub duchowym.
I ostatnie pytanie; kiedy nie spełnia się jakiś scenariusz po prostu wzruszam ramionami i układam następny by dotrzeć do swoich mniej lub bardziej ważnych celów, jeśli coś w życiu nie wychodzi nie jest to jego koniec, trzeba być jak rzeka, natrafiając na przeszkodę albo ją niesiesz na nurcie, albo opływasz ale dalej płyniesz w tym samym kierunku.
Ja nie zaakceptowałam samotności, pewnie nigdy to się nie stanie. Ale jestem z tym coraz bardziej pogodzona po prostu...
[ Dodano: 2019-02-10, 10:02 ]
U mnie sens i cel stanowi wychowanie mojego dziecka na przyzwoitego człowieka. Trudno mi w tej samotności znaleźć osobisty cel dla siebie.
Ja dużą część życia , przyznam się bez bicia na szukaniu samego siebie w tym co robiłem , były większe mniejsze sukcesy , które cieszyły mnie tylko połowicznie , ponieważ były takie jakieś wymuszone . Podejrzewam że wszystkiemu winna była niska samoocena , wcześniej nie dbałem o siebie , byłem taki jakiś nijaki , no i rozpad związku czy ogólnie samotność sprawia że jednak zmądrzałem i dążę do czegoś , lubię to robić i wiem że to spowoduje że inni też to widzą i dzięki temu z każdym dniem jestem ciekawszym człowiekiem. Wszystko nabiera kolorów jak uświadamiam sobie każdego dnia siadam i coś robię , mimo tego że czasami na prawdę mi się nie chce to wtedy odpuszczam , 1-2 dni przerwy i znów wracam do swoich spraw , bo mam wyższy cel w tym wszystkim , po prostu w końcu czerpie z czegoś szczęście. Hah , ale przy tym nie obraziłem się na cały świat że jestem sam , wręcz przeciwnie , staram się gadać jak najwięcej z ludźmi , bo czemu nie , ja jestem kimś takim , kto podejdzie pogada , bo lubię i zawsze miło sobie pogadać nawet o pierdołach. No i podstawa im bardziej życie kopie mnie w dupę tym jestem mocniejszy w tym co robię , bo chce wykorzystać okazję póki mogę , póki mam chęci , bo nie chce jednego dnia pomyśleć , co ja robiłem przez tyle czasu jak mogłem , jak siedziałem i traciłem tylko czas nad rozmyślaniem "Pewnego dnia będę ...." . Nie ma co się rozdrabniać , trzeba po prostu żyć
mnie już nic nie cieszy....staram sobie robić różne przyjemności..takie drobne. Ale wiecznie siedze sama nawet nie ma do kogo buzi otworzyć...mało przyjemne
Hah ja jestem jeszcze ponad tym , ale wiem co to jest siedzieć i nie mieć nikogo wokół mnie . Teraz z resztą jadę sam na wakacje i jedyne co to że jestem gaduła , to może ktoś się trafi . Hah ja jestem tutaj coraz rzadziej , bo gadam sobie przez internety , więc jak ktoś chce pogadać sobie raz na jakiś czas to piszcie na GG ;)
mnie już nic nie cieszy....staram sobie robić różne przyjemności..takie drobne. Ale wiecznie siedze sama nawet nie ma do kogo buzi otworzyć...mało przyjemne
Ewelino, mnie również w sposób znaczny doskwiera samotność. Nie mam przyjaciół, ale ciągle odczuwam radość. W dalszym ciągu potrafię się śmiać. Odradzam się niczym mityczny Feniks z popiołów dzięki swoim pasjom. Jestem ich dłużnikiem do końca swoich dni!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach