Rozumiem, że ktoś może to niewłaściwie rozumieć, ale pod potocznym sformułowaniem "mieć kogoś" zwykle rozumie się "być z kimś", a że zdarzają się osoby, które niestety biorą to za bardzo to siebie, to czasem kończy się tak, jak u Ciebie. Całe szczęście dostrzegłeś swój błąd i najważniejsze, że już umiesz z pewnością zachowywać właściwe proporcje- równowaga to podstawa, hehe
Rozumiem, że ktoś może to niewłaściwie rozumieć, ale pod potocznym sformułowaniem "mieć kogoś" zwykle rozumie się "być z kimś", a że zdarzają się osoby, które niestety biorą to za bardzo to siebie, to czasem kończy się tak, jak u Ciebie. Całe szczęście dostrzegłeś swój błąd i najważniejsze, że już umiesz z pewnością zachowywać właściwe proporcje- równowaga to podstawa, hehe
Zapewniam że przez nieprawidłowe sformułowania można się zaplątać.Oj zapewniam.Znaczy to że myślę jedno mówię drugie.Dobre.Oby się nikomu nie pokolibało.Oj. Ale to się nie da.Każdemu się pokolibie i będzie się łapał na błędzie.A potem bęc.No to o co mi właściwie chodzi? Tyle że zauważamy po fakcie że wyewoluowaliśmy w jakiś fałsz.Jakieś dziwne pojęcie bo ono nie pokrywa się z tym czego chcemy,a to znowu z tym co nam potrzebna.Jaja.Po prostu Jaja.
Rozumiem, że ktoś może to niewłaściwie rozumieć, ale pod potocznym sformułowaniem "mieć kogoś" zwykle rozumie się "być z kimś", a że zdarzają się osoby, które niestety biorą to za bardzo to siebie, to czasem kończy się tak, jak u Ciebie. Całe szczęście dostrzegłeś swój błąd i najważniejsze, że już umiesz z pewnością zachowywać właściwe proporcje- równowaga to podstawa, hehe
Zapewniam że przez nieprawidłowe sformułowania można się zaplątać.Oj zapewniam.Znaczy to że myślę jedno mówię drugie.Dobre.Oby się nikomu nie pokolibało.Oj. Ale to się nie da.Każdemu się pokolibie i będzie się łapał na błędzie.A potem bęc.No to o co mi właściwie chodzi? Tyle że zauważamy po fakcie że wyewoluowaliśmy w jakiś fałsz.Jakieś dziwne pojęcie bo ono nie pokrywa się z tym czego chcemy,a to znowu z tym co nam potrzebna.Jaja.Po prostu Jaja.
Jeszcze raz.Co tak na prawdę może być moje.Zawsze moje.Głowa,ręce,nogi po prostu moje ciało czyli Ja.Natomiast jak sobie coś "wklepujemy" np: moja żona zamiast -powiedzmy my jesteśmy w związku.Mój samochód zamiast np: samochód którym dysponuję itp.Chodzi mi o to że jak określamy że coś jest nasze, to to jest to.O domysłach zapominamy.A póżniej tak cholernie nam trudno się rozstać z naszą "iluzoryczną" własnością.No bo czy to na prawdę nasze.Nie. Na różnych poziomach My tym dysponujemy lub mamy kontakt.I tyle.Ego nam świruje i zapominamy o co chodzi.Najwięcej w życiu popełniamy błędów z tego powodu , no i potem depresja.
Wiek: 28 Dołączył: 22 Wrz 2013 Posty: 422 Skąd: Południe
Wysłany: 2014-10-24, 21:22
Dla mnie największe zalety to brak zmartwień i posiadanie większej ilości czasu. Po prostu taki jakby większy luz.
Wady to natomiast fakt, że brakuje (przynajmniej mi) bliskości oraz to, że bez miłosci życie jest bardziej szare,dużo bardziej.
nie ma minusow w nieposiadaniu partnera :) sa za to dwa wielkie plusy, najwazniejszy dla mnie to spokoj i poswiecanie calego czasu na rodzicow oraz swoje hobby, drugi plus jest taki, ze nie musisz nigdzie wychodzic z domu, mam tu glownie na mysli jakies masowe straty czasy typu imprezy czy wspolne spedzanie czasu ze znajomymi naszymi/partnerki. co innego spacerki/wyjscia we dwoje. no ale, ze mi sie nigdy nie marzyl zwiazek wiec... ;)
nie ma minusow w nieposiadaniu partnera :) sa za to dwa wielkie plusy, najwazniejszy dla mnie to spokoj i poswiecanie calego czasu na rodzicow oraz swoje hobby, drugi plus jest taki, ze nie musisz nigdzie wychodzic z domu, mam tu glownie na mysli jakies masowe straty czasy typu imprezy czy wspolne spedzanie czasu ze znajomymi naszymi/partnerki. co innego spacerki/wyjscia we dwoje. no ale, ze mi sie nigdy nie marzyl zwiazek wiec... ;)
Myślę że wszytko trzeba"mieć"doświadczyć.Od czasu do czasu. Zmienność i ciągłe powroty.Mnie to jest potrzebne.Aby się zbytnio nie zasiedzieć.
ciekawe zdanie masz na ten temat. ale mimo wszystko dalej przy swoim jestem :) poza tym jestem strasznie konserwatywny i nie cierpie zmian/nowosci. mi te cale 'zasiedzenie' w calosci odpowiada :)
Tak po kilku miesiącach jak patrzę na te listę, to może umieściłam na niej kilka rzeczy, które spokojnie można wykonywać przy partnerze. Ale jest coś, co bardzo mi się podoba i czego za nic w świecie nie chciałabym zmienić i jest to SWOBODA PODEJMOWANIA DECYZJI. Może teraz ograniczona ze względu na moje finanse, ale jednak istnieje i to w samotności podoba mi się najbardziej. A seksu mi nie brak, bo przeżyłam taki romans , że się wybzykałam za wszystkie czasy i wiem, że na nikogo takiego drugiego, z kim bym się tak zgrała w czasie i w przestrzeni nie trafię.
Tyle tych plusów, a jednak zostaje to "ale"… A jak długo jesteś po rozwodzie? Od jakiego czasu jesteś sama? Bo przyznam Ci się, że po moim ostatnim rozstaniu też robiłam sobie listę zalet (ale nie spisałam tego nigdzie, tylko w głowie) bycia singielką. Sporo tego wyszło, pierwsze miesiące faktycznie wykorzystywałam na cieszenie się wolnością (w dodatku nie miałam dzieci).
Jednak z biegiem czasu to "ale" stawało się coraz większe, też nie chodziło mi o seks, ale bardziej o bliską osobę, płci męskiej, z którą mogłabym spędzić wspólnie czas. W Twoim przypadku pewnie dzieci dają Ci sporą porcję czułości, u mnie jednak tego nie było, przyjaciółki to co innego. I po kilku miesiącach zmieniłam zdanie, okazało się, że wolność jest fajna, ale tylko na krótki czas, na dłużej potrzebuję stałego partnera. Od czasu jak poznałam takiego na mydwoje, jestem szczęśliwa. Po pierwsze pojawiła się miłość, to piękne uczucie, ale też potrafimy spędzać czas osobno, mamy do siebie zaufanie i potrafimy spędzać czas z innymi, dlatego trochę tej wolności mam nawet w związku, co wydaje mi się idealnym układem:)
Ja jestem sam 10 lat - zaczął się jedenasty rok - mało tego wyprowadziłem się z miasta aby być jeszcze bardziej sam - teraz do wsi mam jakieś 3 km do asfaltu - do wsi ze 4 km i nie ma u mnie żadnego "ale "
Nie potrafiłbym teraz komuś się podporządkować zrezygnować z wolnego czasu z moich decyzji itp.
Zdecydowanym plusem jest większa ilość wolnego czasu i dowolność ustalania planów - nie trzeba nikomu mówić co się zamierza, nie trzeba tego konsultować, nie trzeba się zastanawiać czy ktoś nie będzie miał potem pretensji (słusznych czy też nie).
Minusem za to jest brak zaufanej osoby na którą zawsze będzie można liczyć, na wsparcie, wysłuchanie czy po prostu sama obecność.
Z tego co wymieniłeś jedynie może mi brakować kogoś zaufanego - sama obecność kogoś po tych 10 latach samotnego życia przy kilkudniowym pobycie zaczyna irytować
Bez partnerki jestem pięć lat. Brakuje mi wiele rzeczy związanych z byciem z partnerką. Mimo wszystko samotność ma swoje plusy. Po pierwsze niema rozczarowań, po drugie nikt ode mnie nic nie chce, oraz nie muszę grać maczo
Minusem za to jest brak zaufanej osoby na którą zawsze będzie można liczyć, na wsparcie, wysłuchanie czy po prostu sama obecność.
Niby tak, ale ja doświadczyłam samotności w związku. Najbardziej mi brakowało poczucia wsparcia partnera, ale po przemyśleniu sprawy niejeden raz stwierdziłam, że to czego doświadczyłam w związku było złudnym poczuciem oparcia na drugiej osobie i było wynikiem tylko mojej subiektywnej oceny sytuacji; a po jakimś czasie bycia samej po prostu przyzwyczaiłam sie do myśli, że jedyną zaufaną osobą, na której moge polegać jestem ja sama.
Z tego co wymieniłeś jedynie może mi brakować kogoś zaufanego - sama obecność kogoś po tych 10 latach samotnego życia przy kilkudniowym pobycie zaczyna irytować
Dokładnie. Tak naprawdę sama z poczuciem akceptacji tej sytuacji jestem od 10 czy 11 miesięcy. Po rozstaniu z byłym mężem jestem 4 lata, w międzyczasie przez półtora roku spotykałam się z jednym mężczyzną, potem przez pół roku z drugim. Próbowałam z kimś zamieszkać, ale niestety mam już tyle naleciałości samotnika, że zwyczajnie przestałam potrzebować obecności drugiej osoby w domu. Nie zaangażowałam się w drugi związek emocjonalnie, nie zakochałam się, podeszłam do niego z rozsądku, mało dawałam z siebie i dlatego nie cierpiałam w ogóle, gdy zdecydowaliśmy się rozstać. Te krótkie pół roku udowodniło mi, że dla mnie bycie w związku nie jest żadną normą. PO dwóch tygodniach wspólnego mieszkania miałam dosyć drugiej osoby w moim łóżku, która chciała ode mnie zachowań, na które ja zupełnie nie miałam ochoty.
Motylki w brzuchu to tylko wyrzut hormonów wprawiające organizm w stan podobny do efektu osiąganego po zażyciu narkotyków i po jakimś czasie ustaje. Zwykle chemia miłości kończy się po dwóch latach. Wtedy albo pozostaje przyzwyczajenie, albo uzależnienie (emocjonalne, ale także finansowe) od drugiej osoby. Ja bardzo boleśnie i z chorobą, ale jednak wyszłam z uzależnienia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach