Nie znam znaczenia słowa "miłość". Nikt mnie nigdy nie kochał. Jako mała dziewczynka zostałam bardzo zraniona przez rodziców. Nigdy nie otrzymałam od nich żadnego ciepła rodzinnego a wyzwiska i przemoc fizyczna były moją codziennością. Moja pewność siebie została dzięki nim kompletnie pogrzebana. Jestem strasznie nieśmiała, wstydliwa i nigdy się nie bronię, a wręcz pozwalam innym się poniżać. Od zawsze byłam cichą, spokojną i odrobinę wycofaną dziewczynką i wydaje mi się, że właśnie dlatego nigdy nie potrafiłam się z nikim zakolegować w szkole. W późniejszym czasie również moja klasa zaczęła się nade mną znęcać. Ciągła agresja i przemoc wpłynęły na mnie bardzo negatywne, w wieku 12 lat zauważyłam że odczuwam ogromny lęk w obecności jakiejkolwiek osoby. Zawsze bałam się, że zostanę znowu skrzywdzona, więc od tego czasu zaczełam unikać ludzi jak plagi. Przestałam nawet wychodzić z domu, kiedy nie musiałam tego robić. Po latach dowiedziałam się, że mam antropofobię (lęk przed kontaktami z ludźmi). Na chwilę obecną boję się nawet spojrzeć drugiej osobie w oczy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że czuję się strasznie samotna, ale mimo to nie jestem w stanie wyjść do ludzi. Zawsze kiedy próbuję się do kogoś zbliżyć, jestem prędzej czy później porzucona przez tą osobę i właśnie to mnie zniechęca. Mam już 22 lata i nigdy nie byłam z nikim w związku. Było kilku mężczyzn, którzy chcieli się ze mną umówić i ja też tego chciałam, ale wystraszyłam się, że może to jakiś okrutny żart i odmówiłam każdemu z nich. Całe moje życie powtarzano mi, że nikt mnie nigdy nie zechce i nie pokocha i nie potrafię przez to uwierzyć, że ktokolwiek by mnie chciał. Ostatnio poznałam na internecie naprawdę fajnego chłopaka, który zaoferował żebyśmy się zaprzyjaźnili. Pisaliśmy ze sobą co drugi dzień i naprawdę go strasznie polubiłam. Z czasem zauważyłam, że jestem w nim zakochana i mimo że nie wiedziałam nawet jak wygląda, nie miało to dla mnie jakiegokolwiek znaczenia. Za każdym razem kiedy do mnie pisał czułam się taka szczęśliwa jak nigdy wcześniej w życiu. Był dla mnie strasznie miły (nikt wcześniej nie był dla mnie miły), zawsze pytał jak się czuję, czy wszystko w porządku (nikt wcześniej tego nie robił), kiedy mówiłam, że ktoś mi dokucza, on odpowiadał że będzie się bić z tą osobą. Pierwszy raz poczułam się w życiu dla kogoś ważna, a kiedy powiedział mi że jest zakochany w innej, poczułam się jakby cały mój świat się zawalił. I mimo że bardzo mnie to bolało, starałam się go wspierać, bo przecież byliśmy w końcu przyjaciółmi. I kiedy udało mu się do niej trochę zbliżyć, zaczął o mnie zapominać. Już nie pisał do mnie tak często, zaczął szybciej kończyć nasze rozmowy. I zdarzało się nawet, że nie miał czasu napisać do mnie choć raz w tygodniu, a z nią miał czas pisać codziennie. Później przeprosił mnie, że nie piszemy już tak często i powiedział, że się zmieni. I zgadnij co... Napisał do mnie 2 razy, a potem milczał przez całe 3 tygodnie... Nie rozumiem po co w ogóle chciał się ze mną zaprzyjaźnić, po co mówił że lubi ze mną rozmawiać, że mnie lubi, po co prosił żebyśmy porozmawiali przez telefon a potem mówił że nie ma czasu. Tak bardzo mnie to boli, że mam ochotę umrzeć. Jestem ciągle sama, nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, nikogo nie obchodzę. Przez te 3 tygodnie, kiedy się nie odzywał, nie rozstawałam się z telefonem, co chwilę sprawdzałam czy aby nie przeoczyłam od niego wiadomości, ciągle o nim myślałam, nawet śnił mi się kilka razy, a on nawet raz o mnie nie pomyślał... I to nie tak, że ja nigdy nie zamierzałam pisać pierwsza i czekałam aż on to zrobi, po prostu on jest bardzo zajęty (w nocy pracuje, a rano ma wykłady), więc umówiliśmy się, że żebym go czasami nie obudziła to on będzie do mnie pisać. Jak widać jestem zwykłym śmieciem, który na nic nie zasługuje. Wiem, że jestem głupia że się w nim zakochałam ale nic na to nie poradzę, serce nie sługa. Ogólnie nie widzę sensu mojej dalszej egzystencji i nie, nie tylko ze względu na tego chłopaka, po prostu nie chcę dłużej być sama. Chciałabym mieć kogo przytulić, mieć przy kim zasypiać i z kim porozmawiać. Chciałabym poczuć się w końcu kochana. Mam w sobie tak dużo miłości, chciałabym się nią z kimś podzielić. Jeżeli nie uda mi się znaleźć nikogo do trzydziestki, to niestety będę musiała ze sobą skończyć. Bo jaki jest sens życia, kiedy nie masz nawet dla kogo żyć?
P.S. Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale chciałam wylać wszystko z siebie.
O tak... Nawet nie wiem od czego zacząć... chyba trzeba podzielić to na trzy akty! A i tak na szybko, by znów nie walnąć eseju na 3 strony;p Btw. Mój post nie ma celu urażenia, obrażenia, wyśmiania lub czegoś nacechowanego negatywnie... a wręcz przeciwnie, pomocy w zrozumieniu, ukazania innych ścieżek, zrozumienia trochę życia - a tylko po to by żyło się lepiej. A... i tego oceny, wnioski wyciągam na podstawie postu, słuszne lub mylne, jeden kij.
Akt I - Młodość
Przeżycia za młodu bardzo kształtują nas jako ludzi, nasze systemy wartości, obraz samych nas i wiele innych rzeczy. Przez co dość często później ciągnie się za człowiekiem nie raz wielkie gówno. Ty swoje przeżyłaś, nie oceniam jak wielkie to było, jak złe, każdy jako jednostka odbiera to indywidualnie więc ocena mocy/siły przeszłości i licytacji jest bez sensu. Faktem jest krzywda, która boli i nie daje o sobie zapomnieć. Tworzy w głowie mechanizmy obronne alby jakoś przeżyć. Wnioskując po całości postu - w twoim przypadku jest wycofanie. Unikanie sytuacji negatywnych, stresujących i/lub niebezpiecznych - co następnie prowadzi do fobii.
Oczywistość - Żyć z strachem, lękiem, fobią, problemami z przeszłości, z kijowymi związkami skojarzeniowymi jest ciężko... Lecz da się z tym zawalczyć :)
Akt II - Przedwczoraj
Opowiadasz o pewnym przyjacielu... Był i go niema. Teraz są tylko negatywne uczucia... Normalne. To się ciągle zdarza(choć ja to się uczyłem dostrzegać pozytywy nawet w takich sytuacjach). Ludzie jak relacje z nimi nie są stałe... a my jako ludzie lubimy stałe rzeczy (są fajne, bezpieczne)... można powiedzieć że wszystko płynie a my jako ludzie możemy płynąć lub być kijem w Wiśle. Chodzi mi o to że to normalne, tak w kij, zrazem to co się stało a zarazem to co czujesz. Tylko że to nie jest koniec - lecz sama musisz do tego dojść.
Akt III - Sekunda przed.
Pytanie, co chcesz zrobić? Masz problemy - to dość normalne, wiele osób ma jak ty! Lecz poniekąd mówiąc o nich robisz krok do przodu, bo jest to jakieś wyjście do zmiany swojej sytuacji życiowej.
Podejrzewam że zapewne chciałaś byś normalnie żyć i być szczęśliwa, bez tego bagażu lękowo-emocjonalno-przeszłościowego, lecz strach/lęk, natłok negatywnych emocji i zapewne też znajdą sie pewne mechanizmy obronne przez wycofanie utrudniają to. Mówiąc dość brutalnie, masz dwa wyjścia:
1. Nic
2. Coś
Przy pierwszym "nic", to nic. Stagnacja, autodestrukcja. Brak działania, a u ciebie (imo) przydało by się popracować nad sobą. Kępiński pisał bardzo fajnie o stagnacji... że choć tam źle nam, to że boimy się tego zmienić, bowiem te nasze złe jest nam znane i bezpieczniejsze od tego co jest nam nie znane, bowiem byśmy musieli wyjść na przeciw własnym problemom.
Coś - uważam za lepsze wyjście, zacząć działać. Ba, wręcz radził bym ci stoczyć walkę z samą sobą o lepsze jutro. Tylko że to musi być twoja walka... nikt inny za ciebie jej nie podejmie. A sprawa w kij nie prosta bo nie raz się upada lecz trzeba się podnosić i przeć na przód.
Akt IV - Sekunda po.
Jeżeli chcesz być ": )" zamiast ": (" to czas zadziałać lecz po drodze będzie jeszcze o tak ": |".
Moja rada, zacznij pracować nad sobą. Tak wiem cierpisz, nie neguje tego... a wręcz mam ochotę pomóc, wskazując kierunek. Możesz wiele w swym życiu zmienić, na lepsze tylko że sama musisz to zrozumieć że możesz. A wydaje mi się że aktualnie tylko zapętlasz się w negatywnych myślach i jeszcze bardziej w nie popadasz... przez co możesz nie dostrzegać tego że jest cos innego, ba nawet lepszego ::)
Taki prosty przykład, traktować lęki jako wyzwania - Ba to działa!
Podejmować więcej własnej inicjatywy! - I tak wiele z tego pójdzie na marne, lecz ważne że sie próbuje bo z czasem będzie zaskakiwało :)
Jakaś Terapia? NFZ. To nic złego :) Praca nad sobą, nad otwartością, przepracowanie przeszłości - aby nie dręczyła w życiu codziennym. Praca nad fobiami.
Jak chcesz, ja cie tam mogę w jakieś grupy dyskusyjne wciągnąć na discordzie/skypę, ze osobami które mają dość podobne problemy (o ile ty podejmiesz inicjatywę, wystarczy na prv napisać)
Wiek: 26 Dołączył: 19 Sie 2019 Posty: 1 Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2019-09-16, 10:18
To typowe że nie otrzymawszy akceptacji i wsparcia w okresie dorastania od rodziców, trudno jest zaakceptować samego siebie w dorosłości. Wiele jest przypadków podobnych do Twojego; nie jesteś w tym doświadczeniu osamotniona.
Żeby zmienić swoją sytuację musisz zrozumieć jedną rzecz: twoje myśli i podejście do życia będą do Ciebie wracać. Wychodząc z założenia (błędnego) że KAŻDY człowiek Ciebie skrzywdzi, nie dość że nie dasz samej sobie szansy na poznanie kogoś, to jeszcze będą do Ciebie ściągać w naturalny sposób ludzie, którzy będą widzieli Twoją słabość i będą mogli to wykorzystać.
Widzę że jesteś wspaniałą wrażliwą osobą, która przez zrządzenie losu nie dostała tego, co powinna była otrzymać. Ten brak ciągnie się za Tobą, ale można go przerwać. Mówisz że nie znasz znaczenia słowa miłość, a potem piszesz że "mam w sobie tak dużo miłości, chciałabym się nią z kimś podzielić". Zdecyduj się w końcu :)
Co do tego chłopaka którego poznałaś w sieci.. Kontakty przez internet mają to do siebie że są niezobowiązujące. Dopóki nie spotkaliście się bezpośrednio, nie ma sensu brać takich znajomości na poważnie, choć rozumiem Twoje podejście, skoro masz problemy porozmawiać z kimś na żywo, z obawy przed skrzywdzeniem. Poza tym jakim dzieckiem trzeba być, żeby usłyszawszy o rzekomym dokuczaniu dziewczynie, której nawet nawet nie znasz, oferować, że się z tym kimś pobijesz? Klimaty rodem z jakiegoś sebixowego osiedla. Umawiałaś się z gimnazjalistą?
Dajesz sobie za mało szans na poznanie nowych ludzi i kiedy przychodzi zawód, to przeżywasz go jakby Twoje życie traciło sens. Jeśli robisz jedną próbę zakończoną porażką to jest dramat, ale jeśli zrobisz 40 prób i choćby jedna z nich zakończyła się sukcesem, to osiągniesz to, co chcesz. Chodzi o to, żeby się nie załamywać i pruć dalej. Zrozum że to bzdurne podejście że każdy Cię skrzywdzi, krzywdzi przede wszystkim Ciebie. Nad tym przekonaniem które zakorzeniło się w Twojej podświadomości MUSISZ pracować. Wiesz już, gdzie leży źródło Twoich wcześniejszych życiowych problemów a to już połowa sukcesu.
Jeśli masz ochotę pogadać to pisz na mój nr gg. Też czasem nie mam się do kogo odezwać :)
Stosuj akapity! Ciężko było to czytać.
@Poddrzewem ubiegłeś mnie o minutę - co za przypadek ;D
Cześć! Nie napisze niczego być może wartego uwagi ale napiszę jak ja to widzę.
Cóż życie do tej pory Cię nie oszczedzało. Wiem co czujesz w niektórych przypadkach bo także nie miałem nigdy nikogo mimo iż mam już 30 lat a szansę myślę, że miałem ale wygrał za każdym razem mój wróg czyli strach.
Co do wszelkich znajomości zawsze trzeba mieć dystans, ludzie zawodzą, przychodzą i odchodzą. W okrutnej samotności najgorsze jest to, że gdy ktoś zaczyna nam poświęcać swój czas potrafimy zakochać się w takiej osobie za to tylko, że ktoś nad nami się pochylił. Łatwo nas wtedy wykorzystać i dlatego trzeba bardzo uważać na swoje uczucia. Samo to, że ten chłopak odnalazł swoją miłość już sprawia, że może nie mieć czasu dla Ciebie. Nie wolno od nikogo się uzaleźnić.
Jakie masz teraz relacje z rodziną? O złej przeszłości należy zapominać tyle razy ile do nas przyjdzie. Nie wolno jej rozpamiętywać. Co było już się nie odwróci. Ważne jest to, że chcesz zmian w swoim życiu, brawa dla Ciebie za odwagę wyrzucenia tego z siebie. Dobrze by było abyś miała jakąś pomoc specjalistyczną. Samemu ciężko z tego wyjść.
Życzę Ci jak najlepiej, zapewne pomóc Tobie nie umiem bo sam tkwie w bagnie ale jakby co można na mnie polegać. Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez Mati88 2019-09-16, 17:41, w całości zmieniany 1 raz
Fearandnofeeling,Czytając Twój post miałem wrażenie, że w kilku miejscach czytam o sobie... Jeżeli mimo wszystko masz ochotę porozmawiać to zapraszam, możesz się odezwać.
Ostatnio zmieniony przez Pan Nikt 2019-09-23, 18:59, w całości zmieniany 1 raz
Pan Nikt, Z jakiegoś powodu nie mogę wysłać do ciebie prywatnej wiadomości... Jeżeli nadal masz ochotę porozmawiać to możesz odezwać się do mnie przez e-mail (rhyrie@tuta.io) :)
Ostatnio zmieniony przez Fearandnofeeling 2019-10-04, 23:48, w całości zmieniany 1 raz
Nie jesteś sama w tym temacie. Takich połamanych kwiatków jest dużo więcej, w tym ja. Mimo tylu milionów ludzi, jestem sama - bez rodziny, znajomych przyjaciół. Pochodzę z patologicznej rodziny. Mam problemy z kontaktami z ludźmi. Jestem zamknięta w sobie. Osobowość introwertyczna. Ludziom się nie chce przedzierać przez te mury, bo w sumie w imię czego, zatem uznają mnie za dziwaka i odrzucają. Związki mi się rozwalają. Już nawet nie próbuję. Ciężko potem się pozbierać. Ciągle próbuję uporać się sama ze sobą, ale nie jest to łatwe, zwłaszcza w takiej bezdusznej samotności bez światła w tunelu. Moje życie to praca, cztery ściany i pies. I gdyby nie on, to nie wiem, co by było, ale jestem obowiązkowa i biorę odpowiedzialność za to, co oswoiłam. I tak trwam w tej dudniącej pustce.. Nie widzę sensu w tej egzystencji. Czasem popadam w taki marazm, że muszę się zmuszać do uśmiechania, żeby ludkom nie uprzykrzać życia swoją smutną facjatą.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach