Postaram się coś napisać tutaj o tym dlaczego wyszukałem takiego forum i dlaczego tutaj postanowiłem napisać.
Praktycznie przez całe życie byłem osamotniony... czułem, że odstaję od przeciętnej... jakoś zawsze byłem wypluwany z ogółu... W szkole podstawowej było w miarę OK do pewnego momentu... nie chcę tutaj czynić tego wpisu długim więc nie będę wdawał się w szczegóły... niestety nie miałem oparcia w nikim z moich bliskich i stało się ze mną coś dziwnego... trafiłem do szkoły średniej... jednego z najgorszych techników w mojej mieścinie gdzie byłem szykanowany... potem studia... tu było lepiej, jednak lęk przed ludźmi, poczucie, że jestem nikim itp. itd. powodował, że jakoś nie wniknąłem do żadnej grupy itd. ... jednak poznałem tam dziewczynę i przyjaciela... dziewczyna mnie porzuciła, przyjaciel utrzymywał kontakt do niedawna, kiedy nie wiadomo dlaczego przestał (myślę, że napiszę o tym jeszcze dalej)... porzucenie mnie przez tą dziewczynę doprowadziło do mojego pobytu w szpitalu psychiatrycznym i potem, po wyjściu z niego byłem jak zombie... na tych wszystkich lekach itp. Potem nie widząc co ze sobą zrobić poszedłem na drugie studia gdzie już z nikim nie zaprzyjaźniłem się... potem zostałem na uczelni... i tak do dziś tutaj tkwię...
Kiedy już pracowałem na uczelni wchodziłem... jak np. dziś na różnego rodzaju fora itp... gdzie poznałem dziewczynę, która została moją żoną... z którą doczekaliśmy się dziecka... Jestem z nią do dziś... Rok po roku umarli jej rodzice... zostaliśmy sami... Mój tata umarł wcześniej, mama żyje do dziś... choć ma się coraz gorzej... Czuję się bardzo samotnie... Owszem mam moją żonę i kochaną córeczkę, ale nie wszystko mogę powiedzieć mojej żonie... Niestety mój przyjaciel, o którym wspomniałem przestał się odzywać... on do mnie dzwonił dość regularnie, potem nagle przestał... nie odbierał moich telefonów, nie odpowiadał na sms-y... wreszcie zadzwoniła do niego moja żona ze swojego numeru, którego on nie znał... nie namawiałem jej do tego... to była jej inicjatywa... odebrał i był agresywny... hmmm... cóż ja już nie będę do niego pisał, dzwonił itd. ... piłka po jego stronie...
Bardzo brak mi osoby, z którą mógłbym porozmawiać... pójść na jakieś piwo... na rower... itd... itp... praca jaką wykonuję nie sprzyja znajomościom... do tego mój strach przed ludźmi, który ze mną pozostał... moje osamotnienie najlepiej opisuje to, że nawet kiedy potrzebuję np. przenieść coś ciężkiego, to nie mam kogo poprosić o pomoc... smuci mnie to... i boję się dalszego ciągu... gdyby nie moja córeczka, to myślę, że byłbym bliski decyzji o samobójstwie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach