Niby razem, a jednak... żyjemy już nie ze sobą, a obok siebie, jak zupełnie obcy ludzie. Rano mówimy sobie dzień dobry, w ciągu dnia praca, wieczorem jedno czyta, drugie siedzi przed komputerem, któreś ogląda telewizję, każde w swoim kącie, a z każdego kąta wieje chłodem, brak komunikacji, nikomu już nawet nie chce się chcieć.
To bardzo smutne... Coraz mniej wspólnych tematów, a jednak tkwimy w tym i żadne z nas nie ma odwagi, siły tego przerwać. Najbardziej boli mnie to, że gdy próbuję porozmawiać z mężem o nas, on twierdzi, że nie ma problemu, wszystko jest OK, to ja sobie coś ubzdurałam, Czy mam zbyt duże wymagania?
Chciałam odejść już kilka razy... wtedy on płacze i mówi, że to się zmieni... po czym wszystko wraca do normy
Nie mam do kogo otworzyć ust, chętnie pogadam (popiszę) z kimś... tak po prostu...
Tak, próbowałam. Od pewnego czasu już nawet nie próbuję, mi też przestało się chcieć...
Współczuję cioci, jednak tak czuję, że może było by mi łatwiej odejść gdyby on np pił... a tak, przecież wszystko jest ok (niby), a wieczne pretensje... przecież to nic takiego... tak przynajmniej to wygląda z boku...
Ostatnio zmieniony przez KateD 2017-04-27, 10:35, w całości zmieniany 1 raz
Kate, a czego dotyczą te pretensje? Bo może właśnie tak próbujecie jednak jakiś kontakt nawiązać...Myśłisz,że samej byłoby Ci lepiej?
Macie jakieś wspólne zainteresowania?
KateD, jakbym słyszała siebie sprzed ponad dwóch lat.
Oddaliśmy się od siebie i tak to sobie leciało. Tkwilismy w tym, kurcze, w czym właściwie, skoro nic między nami już chyba nawet nie było? Każda próba rozmowy (zawsze ja je zaczynałam, nigdy on) kończyła się dokładnie tym samym: przecież nie ma żadnego problemu. Jasne, problemu już nie ma, skoro nie ma Nas.
Wiele razy odchodzilam i także kończyło się płaczem, zapewnieniem, że już teraz zacznie się starać, że będzie lepiej. Nigdy nie dotrzymał obietnicy, a ja za każdym razem znów wchodziłam do tej samej rzeki. Było mi źle i nienawidziłam sama siebie, że nie potrafię sięgnąć po swoje szczęście, odejść, nie tracić więcej czasu. Nie wiem jak długo Ty jesteś z mężem (u mnie to był "tylko" partner, uciekłam w porę przed zaręczynami), ja straciłam 4 lata. I od ponad 2 lat jestem sama. Nie zapowiada się na zmianę tego stanu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach