Wysłany: 2017-04-20, 22:49 Zawikłany związek przyczynowo-skutkowy
Brak pewności siebie, z którego wynika lęk przed odpowiedzialnością i przede wszystkim odrzuceniem, do tego silna osobowość i samotnicza natura. To jedna strona medalu. Ale z drugiej strony każdy potrzebuje tej minimalnej interakcji z otoczeniem, każdy potrzebuje zrozumienia, bliskości, znaczyć coś dla kogoś... najpiękniejsza chwila w życiu, to ta kiedy poczuło się, że jest ktoś reprezentatywny, druga osoba dla której chciałoby się porzucić dotychczasowy stan, mimo różnic ta sama aura... świadomość że nie jest się towarzyskim (owszem potrafi się bez problemu przebywać w towarzystwie ale nie ono jest priorytetem, ani przebywanie z nim, ani jego akceptacja własnej osoby) nie jest się jednak też typowym samotnikiem... jest się duetem, we dwoje byłoby optymalnie, ba, byłoby idealnie. Poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, możliwość dzielenia życia... nie, bez różowych okularów... tzn. w pewnym sensie tak... tzn. docenienie wzlotów ale także wspólnych upadków, umiejętność podniesienia się i podążania wspólną drogą... nie, nie musi być cały czas za rączki, wskazany jest czas dla siebie samego, przesyt to coś złego... ale ostatecznie, po krótkiej chwili wszystkie drogi prowadzą do Ciebie, a każdy kolejny dzień odkrywamy na nowo, nie ma rutyny, akceptujemy zmiany które przynosi czas, otoczenie, jesteśmy razem, bo chcemy, a nie musimy, bo wierzymy, że ma to sens, jedyny prawdziwy sens, wokół którego krążą wszystkie inne potrzeby. Życie nauczyło mnie, by być nieugiętym, nie okazywać słabości, zazwyczaj jest to bezwzględnie wykorzystywane... dlatego tak bardzo bałem się okazać słabość przed Tobą... bo pokochałem Cię jak nic innego na świecie, uciekłem gdy byłaś na wyciągnięcie ręki, bałem się odrzucenia... ta słabość względem Ciebie, a jednocześnie siła i pewność siebie którą miałem każdego dnia, dzięki Tobie, wiem że czułbym się najszczęśliwszy i spełniony, dzięki Twojej osobie... kocham więc jestem, lecz Nas nie było i nie ma, zostały wspomnienia.
Ten zwiazek przyczynowo-skutkowy wcale nie jest taki zawiklany, po prostu...zaluj,ze nie dales sobie/Wam szansy na szczescie ,ze nie potrafiles opuscic gardy, ze mimo wszystko potraktowales te jedyna jak kazdego innego,wrzuciles do worka z napisem "Wszyscy".
Mnie zamiast głupol pasuje idiota. Sam się zaskoczyłem, że w kluczowym momencie tak zareaguję. Upłynęło tego czasu, ostatnio tak myślałem, czy na chłodno teraz bym jakoś podszedł do tego wszystkiego. Niby już się przestałem łudzić, ale jak sobie wyobrażę znowu podobną sytuację, ponownie się spalam. Wiem, że to wszystko musztarda po obiedzie, co było nie wróci, w sumie się nawet nie zaczęło, wiem też jednak, że zależało mi na niej, tak inaczej, nie było to zauroczenie. Można by powiedzieć, nie dałeś szansy, nie poznałeś jej w sumie, wszystko sobie wymyśliłeś, było to twoje widzimisię, sam nie wiesz czego chcesz bo chciałeś ją, a jak miałeś na wyciągnięcie ręki, spieprzyłeś, dosłownie i w przenośni. Uważam jednak, że to wszystko co czułem, czuję, jest prawdziwe, skoro małżeństwa, pary po latach wspólnego życia potrafią sobie powiedzieć - nie znam cię, to o czym to mowa... nie wspólny czas i zakres poznania jest istotny wg mnie lecz uczucie, bez jakichkolwiek kalkulacji, z akceptacją drugiego człowieka bezwarunkowo i wiara, że to ma sens. Jako jedyną widziałem ją przy sobie, jednocześnie jakoś nigdy nie widziałem siebie w związku, czując, że się do tego nie nadaję... nie chcę nikomu wadzić. Także "chcę a nie mogę" jest tu jak najbardziej trafne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach