Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
Walka o byłą - czy ma sens?
Autor Wiadomość
bezimienny
Nowy

Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 4
Wysłany: 2012-04-27, 22:02   Walka o byłą - czy ma sens?

Witajcie.

Trafiłem na to forum, ponieważ w zasadzie już od 7 miesięcy dzieje się ze mną coś bardzo niedobrego :( Żeby opowiedzieć wszystko z dokładnymi szczegółami musiałbym zanudzić wszystkich czytających ten post jego makabrycznie dużą objętością, ale mam nadzieję, że jeżeli ten post znajdzie jakiś odzew, to będę mógł przekazywać kolejne szczegóły swojej historii.

Zaczynając tą opowieść muszę cofnąć się do połowy września ubiegłego roku kiedy to po ponad 2 latach związku rozstałem się ze swoją dziewczyną. Nie był to łatwy związek – dzieliła nas gigantyczna odległość, która wywoływała między nami częste kłótnie. Kiedy byliśmy obok siebie nie awanturowaliśmy się ani razu, jednak niestety większość czasu musieliśmy spędzać osobno. Rozłąka ta miała jednak wkrótce się skończyć – udało mi się odłożyć odpowiednią sumę pieniędzy aby móc się przenieść do jej rodzinnego miasta, zorientowałem się w możliwości przeniesienia na studia na tamtejszą uczelnię, rozejrzałem się na rynku pracy... Wystarczyło poczekać jeszcze kilka miesięcy, co dla pary z naszym stażem nie powinno być problemem. Niestety nie udało się :(
Z nadejściem wakacji nasze kłótnie stały się coraz dotkliwsze, a ich powodem był wyjazd mojej dziewczyny do Włoszech z przełomu lipca i sierpnia. Po powrocie stamtąd stwierdziła, że nie chce być w związku z nikim, ponieważ związki ograniczają a ona chce się rozwijać. Od tamtej pory ani razu nie usłyszałem od niej nawet „Kocham Cię”. Robiłem wszystko aby to naprawić. Bez skutku. Było mi bardzo przykro i byłem bardzo zdezorientowany, ponieważ takie działania z mojej strony zawsze przynosiły rezultat. Tym razem niestety nie pomagało nic. Było tylko gorzej. Sytuacja była na tyle tragiczna, że nasz kontakt urwał się w zasadzie całkowicie. Wiadomą rzeczą jest, że nie było mi łatwo, ale chcąc nie chcąc musiałem podjąć próbę walki o swoją przyszłość. Myślałem sobie: „Ona cię już nie chce. Chyba musisz się z tym pogodzić. Jej uczucie się wypaliło, ale musisz iść przez życie dalej”. Więc szedłem – z potężną tęsknotą i smutkiem, ale jednak.

I kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy mój świat znowu legł w gruzach. Nastąpiło to na początku marca, kiedy to dowiedziałem się, że jest w związku z nowym chłopakiem :( Myślałem, że jestem gotowy na przyjęcie takiego ciosu. Jak się okazało – myliłem się. Nie zastanawiając się długo postanowiłem rozpocząć walkę o nią. Wspomaga mnie w niej jej mama. Ja wiem, że ona nie ma realnego wpływu na uczucia córki, ale może mi doradzać co mógłbym dla niej zrobić i informować o tym co się dzieje w jej związku.

Zdarzenia z pierwszych dni od momentu rozpoczęcia walki pokazały że nie jestem do końca bez szans – 8 marca wysłałem jej na Dzień Kobiet piękny bukiet 30 tulipanów. Podobno po jego otrzymaniu chodziła bardzo zadowolona, znowu zaczęła odwiedzać swoich znajomych i wszystkim się tym zdarzeniem chwaliła. Kolejnym czynnikiem podbudowującym moją nadzieję, były relacje jej rozmów z mamą, w czasie których rzekomo bardzo często powtarzała (z resztą robi to po dziś dzień), że nie wiąże z tamtym chłopakiem większych nadziei. Postanowiłem się w związku z tym skontaktować bezpośrednio z moją byłą. Niestety zostałem jedynie obrzucony stertą wyzwisk i przekleństw. Wylałem dużo łez z tego tytułu, ale postanowiłem się nie poddawać i wydaję mi się, że to co mogłem robić w mojej sytuacji to robiłem (wysyłałem kwiaty, jakieś drobne upominki, kartki z miłosnymi wyznaniami, miłosne listy, czy też SMSy na dzień dobry i dobranoc). Z resztą działania te podejmuję w dalszym ciągu.

Ubiegły tydzień przyniósł kluczowe zdarzenie dla mojej walki, chociaż właściwie nie dało mi ono odpowiedzi na czym stoję. Chodzi tu mianowicie o moją wizytę u niej. Była to oczywiście wizyta niezapowiedziana. Wiedziała o niej jedynie jej mama. Nie jestem zwolennikiem takiego planowania za czyimiś plecami, ale to była chyba jedyna droga do tego abym mógł z moją byłą porozmawiać, bo gdyby wiedziała o mojej podróży, to pewnie by próbowała się wykręcić i zaplanowałaby sobie czas tak, żeby ze mną nie przebywać. A ja nie po to jechałem 360 kilometrów. Oczywiście początkowo była zła, ale z czasem jej zachowanie stało się potwornie zagadkowe – raz była miła, a raz na mnie krzyczała i kazała wracać do domu. Raz mówiła że cała ta sytuacja jest dla niej bardzo ciężka (w tym sensie jakoby miała między mną a nim wybierać), a raz gwałtownie mnie odrzucała. Raz dawała mi do zrozumienia, że nie jest szczęśliwa z tamtym chłopakiem, a raz mówiła, że go kocha. Tak czy inaczej spotkanie to dało mi dalszą nadzieję i utwierdziło w przekonaniu, że moje starania o nią mogą z czasem przynieść rezultat.

Niestety dzisiaj znowu stanąłem na rozdrożu – kolejny raz rozmawiałem z jej mamą, która obiecała mi wypytać moją byłą o jej wrażenia po spotkaniu i moje szanse. Nie spodziewałem się czegoś szczególnego, jednak jej odpowiedź okazała się nad wyraz agresywna – powiedziała, że mimo tego, że do niej piszę każdego ranka i wieczora, mimo tego, że wysyłam jej listy i kartki, to to i tak niczego nie zmieni, bo ona bardzo dobrze czuje się z tamtym chłopakiem, a moja obecność w jej życiu tylko ją denerwuje i żeby nie poruszać z nią więcej tego tematu, bo wyraża się jasno. Zabolała mnie szczególnie ostatnia część tej wypowiedzi, tym bardziej że w czasie spotkania zaproponowała mi odnowienie znajomości na stopie koleżeńskiej. To nie jest jednak najważniejsze. Ważniejsze jest to, co mam dalej zrobić – odpuścić czy kontynuować tą walkę. Dzisiejsza rozmowa z jej mamą mnie zmartwiła. O ile zawsze mnie w tych staraniach wspierała, o tyle teraz radziła mi szukanie nowej miłości :( A ja nie chcę innej :( Chcę ją :( Mimo tego wszystkiego co było złe między nami :( Jej wady nie mają dla mnie znaczenia :( Co mam robić :(
 
     
chocholica 
Początkujący


Wiek: 39
Dołączyła: 21 Kwi 2012
Posty: 107
Wysłany: 2012-04-28, 11:44   

Sam zadajesz sobie cierpienie żyjąc tym co miało być.

bezimienny napisał/a:
O ile zawsze mnie w tych staraniach wspierała, o tyle teraz radziła mi szukanie nowej miłości :( A ja nie chcę innej :( Chcę ją :( Mimo tego wszystkiego co było złe między nami :( Jej wady nie mają dla mnie znaczenia :( Co mam robić :(

No właśnie nie chcesz innej, bo nie dajesz szansy innym.

Co robić? Porozmawiaj z nią ostatecznie, jeśli powie Ci (pewnie po raz kolejny) że nie chce z Tobą tworzyć związku (nie ma żadnych uczuć) pozwól jej odejść ze swojego "serca". Czasami zaprzestanie "narzucania" się jej może przynieść pożądany przez Ciebie efekt, ona wszystko na spokojnie przemyśli i być może będzie znów chciała dokładać kolejne cegły do powstałej wcześniej budowli, o ile jej fundamenty (uczucia) jeszcze są.
 
     
bezimienny
Nowy

Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 4
Wysłany: 2012-04-28, 12:46   

Ja właśnie dawałem szansę innym w ciągu tych kilku miesięcy od rozstania. Nie mówię tu oczywiście od razu o czymś poważnym, ale po prostu o zwykłym otwarciu się na inne dziewczyny, spośród których być może znowu znalazłbym wartościową partnerkę. Dawało to różne efekty, ale otwierać się otwierałem. Teraz już wiem, że to było podświadome szukanie tzw. "plastra" na złamane serce.

Rozmawiałem z nią już nie raz i nie dwa - słyszałem w odpowiedzi albo NIE albo NIE WIEM. Nawet w czasie spotkania zadałem jej pytanie czy gdyby była wolna to czy byłaby szansa na to, żeby zwróciła uwagę na kogoś takiego jak ja. Najpierw powiedziała "Nie zadawaj mi takich pytań", potem powiedziała "Nie", a na końcu "Nie wiem". Z jednej strony ciężko jej nie zrozumieć, ale przez takie niezdecydowanie i wahania jej nastrojów wciąż nie wiem na czym stoję :(

Tymczasowe wstrzymanie starania się o nią może nie byłoby złym pomysłem, ale boję się, że kiedy dajmy na to przestanie im się układać i ze sobą zerwą a ja nie będę się z nią kontaktował to znowu będzie powtarzała że "gdzie ja byłem", "czemu nie pisałem" i tak dalej. A takie rzeczy wypowiada już teraz na temat tej półrocznej przerwy. Nie bezpośrednio mi, ale swojej mamie. Mówi właśnie że "gdzie ja byłem przez te pół roku", "że się spóźniłem" itp. Jak się okazało przez te miesiące ona również tęskniła za mną. Tylko jak mogłem to przewidzieć skoro przez ponad miesiąc słyszałem, że ona już nie chce ze mną być, jaki to ja jestem dla niej zły, że utrzymywanie związku na odległość jest śmieszne i że ona nie chce być w związku z nikim, że ona już nie jest o mnie zazdrosna, a dodatkowo to wszystko wymieszane było jeszcze masą wulgaryzmów pod moim adresem i masą krzyku. Ona miała różne dni i ja to brałem pod uwagę. Ale tego typu trudności kończyły się góra po 2 dniach. Wtedy jak mówiłem trwały ponad miesiąc. Było to dla mnie jednoznaczne, że jestem dla kogoś ciężarem. A tu się okazało, że się pomyliłem.
 
     
Robsson 
Aktywny



Wiek: 33
Dołączył: 16 Mar 2012
Posty: 415
Wysłany: 2012-04-28, 13:05   

bezimienny, ja byłem w podobnej sytuacji - też związek an odległość, też różne humory etc, etc, tylko, że ja dostałem zdecydowaną i jasną odpowiedź że to koniec i nigdy nic już nie będzie. Do dziś nie mogę sobie z tym poradzić, ale uszanowałem jej decyzję, bo bardziej (chyba) zależy mi na Jej szczęściu niż na moim. Nie twierdzę jednak, że to się nie zmieni.
Wydaje mi się, że powinieneś z Nią porozmawiać tak ostatecznie i nie sądzę, żeby utrzymywanie koleżeńskich stosunków z Nią pomogło Ci podjąć decyzję.
Rozumiem Twoją sytuację i wiem jak to ciężko rozwikłać...
 
     
chocholica 
Początkujący


Wiek: 39
Dołączyła: 21 Kwi 2012
Posty: 107
Wysłany: 2012-04-28, 13:38   

Cytat:
Rozmawiałem z nią już nie raz i nie dwa - słyszałem w odpowiedzi albo NIE albo NIE WIEM.


Minęło już trochę czasu, ale pozostawanie w tym samym miejscu przez ten okres jest co najmniej dziwne. Albo się chce albo nie.

Cytat:
Tymczasowe wstrzymanie starania się o nią może nie byłoby złym pomysłem, ale boję się, że kiedy dajmy na to przestanie im się układać i ze sobą zerwą a ja nie będę się z nią kontaktował to znowu będzie powtarzała że "gdzie ja byłem", "czemu nie pisałem" i tak dalej. A takie rzeczy wypowiada już teraz na temat tej półrocznej przerwy. Nie bezpośrednio mi, ale swojej mamie. Mówi właśnie że "gdzie ja byłem przez te pół roku", "że się spóźniłem" itp.


Jesteś szantażowany emocjonalnie (?). Na mój babski rozum, ona nie ma prawa robic Ci wyrzutów w stylu "gdzie byłeś wtedy gdy ja...", wszak to ona kazała Ci spakować foremki i wynieść z jej piaskownicy.

Może dobrze by było gdybyś ograniczył kontakt z jej matką, miał mniej informacji o byłej, i pytał jedynie jak się czuje, czy jest ładna pogoda, bez okazywania jak bardzo wynosisz ja na piedestał. Krótkie, suche rozmowy z matka byłej, im mniej informacji tym lepiej. Może wtedy poprawi się Twój stan emocjonalny i już nie będziesz "poszukiwał plastra na złamane serce". Pozostanie jedynie w Twej głowie/na twej piersi "tatuaż" zawiedzionej miłości, której prawie każdy człowiek doświadczył.
 
     
bezimienny
Nowy

Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 4
Wysłany: 2012-04-28, 16:14   

Moje spotkanie miało właśnie na celu taką ostateczną rozmowę. Liczyłem, że dowiem się od niej czegoś więcej, ale ona zasiała w mojej głowie tylko jeszcze większy mętlik – w pewnych momentach mówiła jedno, a w innych drugie. Z resztą to widać na podstawie tego co do tej pory napisałem. Mógłbym spróbować pogadać z nią jeszcze raz, chociaż nie wiem czy to coś da, zważywszy że przestała odpisywać na moje SMSy. Dla mnie wystarczającą satysfakcją byłoby powiedzenie klarownego NIE WIEM. No bo nie wiem czy jasne TAK może wchodzić w tej sytuacji w grę. Z resztą nawet gdyby wchodziło, to chyba nie wypada jej takich rzeczy mówić będąc w związku.

Powiem Wam jeszcze o dwóch rzeczach z tego kilkudniowego pobytu u niej, które sprawiają, że nie wiem czy kontynuować walkę czy odpuścić: pierwszą z nich jest nasze zdjęcie stojące na meblościance w jej pokoju. Dostała je ode mnie jakoś w marcu w którymś z listów, już po tym kiedy dowiedziałem się, że ma nowego chłopaka. Żadnego zdjęcia z nim wystawionego nie ma. Tylko to nasze i kilka swoich. A dodatkowo obok niego dwie spośród wysyłanych przeze mnie kartek. Druga sprawa to fragment z naszej wspólnej rozmowy. Przytoczę go Wam:

- Widocznie on jest lepszy ode mnie skoro wybrałaś jego.
- Weź, proszę Cię przestań gadać takie rzeczy. Nie znasz go. Nie wiesz czy jest lepszy, czy gorszy. Może ja wcale nie jestem z nim szczęśliwa.
- Gdybyś nie była z nim szczęśliwa, nie byłabyś z nim. Tak mi się wydaję.
- A może jestem z nim z innego powodu?...

Każdy kto to czytał zadawał sobie jedno pytanie – jeśli tak, to po co z nim jest? Ja się zastanawiam nad inną rzeczą – po co mi gadała takie rzeczy.

Mówiąc szczerze to zupełnie się z Tobą zgadzam – jeżeli tęskniła to równie dobrze ona mogła się skontaktować ze mną, a nie na odwrót. Z resztą ja kilka razy się do niej odezwałem w tym czasie (konkretnie 3). Niestety za każdym razem nie artykułowała jakiegoś wielkiego entuzjazmu z tego powodu. Rzekomo to była tylko tzw. maska... Nienawidzę jak ktoś wystawia mnie na jakieś próby i nie jest ze mną szczery...
Tak samo zgadzam się z Tobą w kwestii kontaktu z jej mamą. Wczoraj pomyślałem dokładnie to samo. Jest mi tylko smutno, że teraz zostałem na polu bitwy sam, bez żadnego sojusznika. No ale co ona może więcej zrobić? Nie każe jej przecież rzucić tamtego a związać się ze mną.
 
     
timotei 
Nowy

Wiek: 34
Dołączył: 15 Mar 2012
Posty: 32
Skąd: 3miasto
Wysłany: 2012-04-28, 16:43   

Nie będę się rozpisywał, ale Twoja historia ma podobne znamię co moja. Nie walcz, bo żyjesz złudnie tym, że będzie lepiej. Jak wyobrażasz Sobie takie dni ? Że będzie jak dawniej po tym wszystkim. Raz potraktuje Ciebie miło, a kiedy indziej będziesz cierpiał. Twoje serce powinno bić dla kogoś wartościowego, bo widzę że potrafisz je w całości wyrwać i oddać drugiej osobie. Niech Twoje serce trafi w ręce kogoś kto potrafi się o nie zatroszczyć i zaopiekować.
 
 
     
bezimienny
Nowy

Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 4
Wysłany: 2012-04-28, 20:25   

timotei napisał/a:
Twoje serce powinno bić dla kogoś wartościowego, bo widzę że potrafisz je w całości wyrwać i oddać drugiej osobie. Niech Twoje serce trafi w ręce kogoś kto potrafi się o nie zatroszczyć i zaopiekować.


Nie znasz mnie a już zauważyłeś, że jestem w stanie całkowicie poświęcić się dla osoby, którą kocham. To bardzo pocieszające dla mnie i bardzo za to dziękuję, tym bardziej że „główna zainteresowana” uważa uczucie którym nią darzę nie za wytwór mojego serca, ale urojenie rozumu :( Tak powiedziała mi ostatniego dnia spotkania. Dodała też, że gdybym chciał to już dawno bym się z tego uwolnił, ale ja wolę cierpieć żeby budzić wśród innych ludzi litość i współczucie. Żebym mógł stać się kimś na wzór Jezusa... Żadne z jej słów nie zabolały mnie tak jak te. Ja wiem, że zdarzają się takie przypadki, ale wiem też co czuję. Nie chcę być przez nikogo postrzegany jako męczennik. Ja nawet nie chcę cierpieć. Oddałbym wszystko, żeby się tego bólu pozbyć i żebym mógł zacząć żyć normalnie. Być może do tego potrzebne jest oderwanie się od tej całej sytuacji, ale to nie jest takie proste jeżeli kogoś darzy się uczuciem i liczy się na to, że w końcu się ocknie.

Gdybym miał pewność, że to czekanie niesie ze sobą jakiś sens, to oddałbym się niemu bez wahania. Nawet jeżeli miałoby trwać kilka lat. Ale tak na dobrą sprawę przyszłość niesie same zagadki :( Może okazać się, że będę się męczył przez długi czas bez skutku i będzie ze mną jeszcze gorzej. Tego się boję.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS