Moja pierwsza i jedyna miłość była chora. Poznałam go na koloniach i najpierw zainteresował się moją koleżanką, z którą ja się zaprzyjaźniłam. Później miał jej dość, a ja chciałam jej pomóc, dlatego z nim rozmawiałam. Skończyłam źle, bo zakochaliśmy się w sobie. Co najgorsze, on miał dziewczynę, z którą mógłby dla mnie zerwać, ale to nie miało sensu, bo mieszkał kilkaset kilometrów ode mnie. Nigdy w życiu nie myślałam tak nieracjonalnie i egoistycznie- tego w tym wszystkim żałuje. Samej miłości nie.
Moja jedyna i prawdziwa miłość była za małolata w 3 gimnazjum...
Uczucie wspaniałe lepsze od narkotyków...
Co by tu opowiadać...za bardzo byłem nieśmiały, brakowało mi odwagi...
Teraz to co? kto pokocha kolesia z bordeline ? hehe
Już nie liczę na miłość....jednak liczę nie będę kłamał...
Jedyne o czym myślę to poznać kogoś lub odpalić Full Metal Jacket....;/
To mi pozostało...
Wiek: 27 Dołączyła: 15 Mar 2011 Posty: 1237 Skąd: z piekła
Wysłany: 2011-11-21, 15:00
Moja pierwsza miłość to 6 klasa podstawówki, ale szybko minęło. Jak się tak patrzy po trzech latach, to dochodzę do wniosku, że strasznie głupia jestem, a i teraz mądrością nie grzeszę.
Druga, zaliczana do tych pięknych, jak na razie :) Nocne spacery wzdłuż plaży we Włoszech, uśmiech na Moście Westchnień w Wenecji... I teraz choć mniej romantycznie nadal jest przepięknie. Chociaż te motylki sobie gdzieś poleciały.
Kenny86 napisał/a:
Teraz to co? kto pokocha kolesia z bordeline ? hehe
A masz jakieś wątpliwości co do tego? Jesteś człowiekiem jak każdy inny, tylko trochę, że tak powiem zaburzonym. Sądzisz, że nie można Cię pokochać? To głupio sądzisz, bo kochać można każdego. O!
Zacznę od tego, że kiedyś byłam zupełnie inna, bawiłam się uczuciami tych,którzy chcieli być ze mną, dawałam nadzieję i zostawiałam. To ja raniłam , nigdy nikt mnie. Moją pierwszą miłość poznałam w 1 kl liceum na imprezie u kuzyna. Nie był to chłopak ani w moim guście, ani przystojny, ani taki, którego można by mi zazdrościć. Był zupełnie inny od jego poprzedników. Jednak miał ,,to coś" w sobie i dla mnie był to ideał. Niestety, byłam chyba zbyt pewna siebie, odwaliłam coś o czym wspominałam przy wątku ,,plany na sylwestra". Wtedy chyba dopiero zrozumiałam jak bardzo mi na nim zależy, jednak on już nie chciał ze mną rozmawiać. Po niecałym roku, odezwał się do mnie, ja oczywiście bardzo się cieszyłam, cały czas miałam go w sercu. Jednak on potraktował mnie jako ,,plasterek" , zerwał z dziewczyną i musiał oderwać swe myśli, kiedy do niej wrócił przestał znowu się do mnie odzywać. Trwało to trzy lata. Za każdym razem miałam nadzieję, że tym razem się uda, niestety bardzo się zmienił, byłam tylko jego zabawką. Przed moją 18stką układało nam się nadzwyczaj dobrze, byłam pewna, ze tym razem na pewno się uda, zaprosiłam go jako moją osobę towarzyszącą i bardzo się cieszyłam, ze się tak dobrze układa. Jednak ten dzień zniszczył mi doszczętnie, pocałował się z moją przyjaciółką, nie była to jakaś miłość tylko ,,przelotny pocałunek na imprezie po alkoholu". Było mi tak wstyd przed rodziną, przyjaciółmi, przed samą sobą. Całą 18stke przepłakałam-tak wyglądał ten dzień, który miał być najpiękniejszym, gdzie miałam być najważniejsza. Po tym dniu nie chciałam go znać, bardzo cierpiałam. Oczywiście nigdy mnie za to nie przeprosił. Na szczęście miesiąc po 18stce poznałam obecnego chłopaka, trochę to trwało zanim zaczęłam z nim być,powiedziałam mu, że muszę wyrzucić z serca ostatniego chłopaka. Jednak on czekał wytrwale i okazał się tym jedynym. Jestem z nim już prawie rok i jestem bardzo szczęśliwa.
A co czuję do tej swojej ,,pierwszej miłości" ? Hm..wybaczyłam mu. Być może traktował mnie tak, bo ja go najpierw zraniłam i starał się mi wybaczyć, jednak nie umiał? Nie wiem, wolę tego nie rozkminiać. Był moją pierwszą miłością i nigdy nie zapomnę tego co było między nami, chodzi o te dobre chwile,kiedy byliśmy razem w 1 klasie liceum, bo byłam wtedy naprawdę szczęśliwa i wolę go pamiętać jako dobrego chłopaka, do którego na zawsze będę czuła ten sentyment.
Podsumowując chciałabym powiedzieć, że na dobre mi wyszła ta strata, co nas nie zabije to nas wzmocni jak to mówią :P gdyby nie to nigdy pewnie nie doceniałabym drugiej osoby, żyłabym w tym przekonaniu, że miłością można się bawić. Dostałam kopa od jednego chłopaka i wiem, ze nie można się bawić uczuciami innych.
enivid, Ja mam odwrotność tego co Ty.Od kiedy pamiętam to większości moich dziewczyn bawiła się moimi uczuciami były ze mną tylko po to by zapomnieć o swoich wcześniejszych chłopakach.I od ponad roku nie umiem zaufać żadnej dziewczynie bo boję się że znowu zagrają na moich uczuciach i może dlatego obecnie jestem sam Ale może kiedyś znajdę swoją drugą połówkę której zaufam i z którą będę szczęśliwy
A masz jakieś wątpliwości co do tego? Jesteś człowiekiem jak każdy inny, tylko trochę, że tak powiem zaburzonym. Sądzisz, że nie można Cię pokochać? To głupio sądzisz, bo kochać można każdego. O!
ZA TO MŁODA DAMO
PS: ZRESZTĄ JUŻ ZAAKCEPTOWAŁEM, ŻE ZAWSZĘ BĘDĘ SAM
MOŻE INACZEJ - STARAM SIE JAK MOGĘ ZAAKCEPTOWAĆ
Ostatnio zmieniony przez Kenny86 2011-11-21, 16:49, w całości zmieniany 1 raz
Kenny86, co z tego, że jesteś chory? Moja siostra ma coś pomiędzy schizofrenią a borderlinem i jest wspaniałą osobą. Jestem pewna, że mężczyzna, który ją pokocha, doceni to szczęście. Jesteś takim samym człowiekiem jak inni, tylko wrażliwszym i wiesz co to cierpienie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach