U mnie przyczyn jest kilka. Przede wszystkim niszowe zainteresowania, o których nie ma z kim pogadać. Jestem fanem mało znanej osoby, której nikt w okolicy nie zna i o której nawet w internecie ciężko znaleźć partnera do rozmowy. Jednym z moich hobby jest tworzenie figurek z różnych materiałów, a o tym też ciężko znaleźć nawet jakiekolwiek forum, a co dopiero rozmówcę w realnym świecie.
Drugi powód to nieudane próby nawiązania znajomości w przeszłości. Po serii niepowodzeń zamknąłem się trochę w sobie i teraz nawet jak ktoś próbuje ze mną pogadać, to nie potrafię tej rozmowy kontynuować, po prostu po paru zdaniach nie wiem, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Temat za szybko mi się wyczerpuje i z zazdrością patrzę, jak ktoś może o byle czym gadać godzinami. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zamieniłem z kimś więcej niż 2-3 zdania. I tu mam na myśli zwykłe tematy, o których gada się na co dzień.
Trzeci powód to kompleksy w przeszłości. Niski wzrost, konieczność noszenia gorsetu w gimnazjum z powodu skrzywienia kręgosłupa, to kiepsko się odbiło na moich relacjach. Dawno się już tych kompleksów pozbyłem, ale zepsute relacje ciężko naprawić. Chyba za bardzo się już do tej samotności przyzwyczaiłem, żeby dało się to teraz zmienić. Musiałby trafić się ktoś, kto naprawdę chciałby ze mną rozmawiać, żebym dobrze go poznał i wtedy mógłbym się bardziej otworzyć. Taka sytuacja była w liceum - jeden kumpel wyciągał ze mnie na siłę informacje i był na tyle uparty, że potem przez 3 lata byliśmy świetnymi kumplami. Kiedy dobrze poznaliśmy siebie nawzajem, to na przerwach gęby nam się nie zamykały. Ale liceum się skończyło i znajomość też.
Czwarty powód jest taki, że nigdy się nie zmieniam. Nadal śmieszą mnie te same rzeczy, lubię to samo, ubieram się tak samo i mam te same zajęcia, lubię te same filmy, co wiele lat temu. A wszyscy dookoła się pozmieniali i dawni znajomi przez to odeszli.
Ostatnio zmieniony przez kamiledi15 2014-09-18, 13:16, w całości zmieniany 2 razy
Nie ma co się zadręczać myślami że będzie się samemu do końca życia. Ja tam pracuje nad sobą, udoskonalam się i realizuje woje cele, a miłość sama do mnie przyjdzie, a jak nie to tragedii nie będzie :)
To nie my się zadręczamy myślami, tylko myśli zadręczają nas. Przychodzi wieczór, weekend, ciągle sam i sam..... to dobija, realizacja celów, praca nad sobą.. okej... tylko po co to to? Dają wam jakąkolwiek satysfakcje wasze osiągnięcia, jeżeli nie macie z kim się nimi dzielić?
Taki stan męczy... błędne koło, wiem, że nie powinniśmy uzależniać naszego życia od obecności innych ludzi..., ale no nie jest to takie łatwe. 4 miechy spędzone praktycznie zupełnie sam na mieszkaniu udowodniły mi, że z samotnictwem, z którym prawie całe życie się identyfikowałem mam niewiele wspólnego... po za tym w pewnym wieku przestają bawić imprezy, upijanie sie po klubach i inne tego typu wyjścia, człowiek zaczyna odczuwać potrzebę stabilizacji życia w każdym jego wymiarze... no przynajmniej ja.
A nasze pasje?... sprawiają, że pojęcie czasu przestaje na jakiś okres dla nas istnieć i znikamy z tego świat, w świat poalkoholowych fantazji, świat różnych gier komputerowych, wczuwamy się mocno w dzieje książkowego bohatera, kupujemy 50tą parę butów itd itd .... ale mi się wydaje, że to są często tylko formy ucieczki przed naszymi problemami, rzeczywistością, która jest taka szaro-bura, nie taka jaką chcielibyśmy ją widzieć :). Ciekawe czy mój sposób myślenia mieści się w granicach normalności.
Ostatnio zmieniony przez 4w5 2014-09-18, 18:01, w całości zmieniany 2 razy
Ja do tego podchodzę trochę inaczej, ale rozumiem Cię. Ja się nie zmieniam, więc moje pasje dają mi taką samą radość, co kiedyś i pewnie za 50 lat się to nie zmieni. Na żadne imprezy i do żadnych klubów nigdy nie chodziłem.
W pracy niestety jestem jedynym facetem, więc też dlatego ciężko znaleźć wspólny temat, gdy otaczają mnie rozgadane ze sobą dziewczyny, a ja zostaję sam na uboczu. Choć ostatnio zdarza mi się czasami rzucić parę zdań na jakiś temat w trakcie ich rozmowy, więc jakieś tam postępy są. Szkoda, że wszyscy starzy znajomi odwrócili się do mnie tyłkami i mają mnie gdzieś, choć próbowałem te znajomości choć trochę podtrzymywać.
Ostatnio zmieniony przez kamiledi15 2014-09-18, 19:47, w całości zmieniany 4 razy
Ja do tego podchodzę trochę inaczej, ale rozumiem Cię. Ja się nie zmieniam, więc moje pasje dają mi taką samą radość, co kiedyś i pewnie za 50 lat się to nie zmieni. Na żadne imprezy i do żadnych klubów nigdy nie chodziłem.
W pracy niestety jestem jedynym facetem, więc też dlatego ciężko znaleźć wspólny temat, gdy otaczają mnie rozgadane ze sobą dziewczyny, a ja zostaję sam na uboczu. Choć ostatnio zdarza mi się czasami rzucić parę zdań na jakiś temat w trakcie ich rozmowy, więc jakieś tam postępy są. Szkoda, że wszyscy starzy znajomi odwrócili się do mnie tyłkami i mają mnie gdzieś, choć próbowałem te znajomości choć trochę podtrzymywać.
Ja też się nie zmieniam, troche może zmieniam spojrzenie na różne kwestie, aaale w środowisku moich znajomych zawsze jestem taki sam.. mentalnie z jednej strony się starzeje z drugiej nie.
Pamiętam pierwszy dzień w mojej ostatniej pracy... też praktycznie same baby, na drugi dzień już z nimi gadałem prawie jak osoba, która pracuje z nimi od dłuższego czasu. O czym gadaliśmy? o babskich sprawach, plotki o koleżankach, o fejsach. sweetfociach mimo, że mnie to zupełnie nie interesowało ;]. I rozmawiając z nimi wcale nie myślałem pod skórą co ja mam teraz pwoiedzięć, żeby nie było sztywno nudno itd... Kluby? Dyskoteki? ... to nie dla mnie, byłem nie raz, ale po prostu to nie jest moje środowisko naturalne. Preferuje bardziej kameralne imprezy - jakaś parapetówka, 40sto osobowy grill czy coś w ten deseń :]. O znajomych nigdy nie zabiegałem, o niczyje względy nigdy nie zabiegałem, wszystko się toczy tak jak wiatr zawieje.....
No to zazdroszczę, bo mi tej spontaniczności brakuje. Ja nigdy nie wiem, co powiedzieć. Żeby z kimś swobodnie rozmawiać, muszę tego kogoś najpierw dobrze poznać, więc to jest trochę błędne koło - mało komu chce się poświęcić dla mnie tyle czasu, żebym mógł go dobrze poznać. U mnie niestety tak to się odbywa, bo miałem paru znajomych w różnych okresach czasu, z którymi dobrze się zacząłem dogadywać dopiero po roku od ich poznania, bo okazało się, że mają podobne zainteresowania i poczucie humoru. Ale miałem zawsze też pecha, bo potem wyjeżdżali gdzieś daleko na stałe, albo ten ktoś zostawał zwolniony z pracy i znowu zostawałem sam. Mam swój cel życiowy - zachować sprawność fizyczną do późnej starości oraz tą dziecięcą radość życia i tego się przede wszystkim trzymam. I na razie mi się to udaje, nieraz zaskakiwałem ludzi, że jestem trochę sprawniejszy niż przeciętny człowiek.
No to zazdroszczę, bo mi tej spontaniczności brakuje. Ja nigdy nie wiem, co powiedzieć. Żeby z kimś swobodnie rozmawiać, muszę tego kogoś najpierw dobrze poznać, więc to jest trochę błędne koło - mało komu chce się poświęcić dla mnie tyle czasu, żebym mógł go dobrze poznać.
Mi nikt czasu nie poświęca, w ogóle nie podchodze do tego w ten sposób. Jak wchodze w jakąś grupe w której czuje się pewnie, to po, że tak powiem fazie rozpoznania terenu, która chwilke trwa normalnie funkcjonuje w grupie jak każdy inny człowiek, czasami wręcz dostaje małe sygnały od ludzi, że coś we mnie jest takiego, że potrafie w zasadzie nawiązać kontakt prawie z każdym - tego strasznie zazdrości mi moja siostra, która jest, że tak powiem ogólnie postrzeganą duszą towarzystwa, ale jak u mnie w domu nie raz się robiło wszelkie imprezy to pomiędzy ludźmi których ja sprosiłem i ona ja zawsze byłem takim spoiwem, pomiędzy różnymi podgrupkami osób + osobą z pozytywnym podejściem do wszystkiego.
Od nikogo nigdy nie oczekiwałem niczego, jakiegoś poświęcania czasu na poznanie czy coś, a po co to?, trzeba być naturalnym od razu bez żadnych zasłon dymnych, jak ma się z kimś złapać jakiś bliższy kontakt to i tak się złapie, nie ma co się czaić.
Według mnie Twoim problemem jest jednak troche taka ta Twoja dziwaczność, brak jak sam mówisz elastyczności, spontaniczności... sam chyba wiesz najlepiej.
U mnie problem tkwi w zniszczonym poczuciu wartości, stosunki z rodzicami miałem bardzo chu***e i do tej pory rzutuje to na moje życie. Nieraz było tak, że szedłem do kumpli rozmawiałem z ich rodzinami jak z kumplami, a z własnym ojcem praktycznie na co dzień nie mam o czym porozmawiać, bo każde źle wypowiedziane zdanie kończyło się w domu zawsze wielką awanturą.... zazdroszcze tym ludziom, którzy mają normalne rodziny i to jedyna rzecz, której innym zazdroszcze, dobra materialne można nabyć, inne wartości... nie da sie, pozdro 6oo, Polska wpierdoliła dzisiaj ruskim - najebałem się :)
O klne jak szewc to też jest chyba moja wada.
Trochę to dziwne, że przy takiej łatwości nawiązywania kontaktów jesteś taki samotny. U mnie jest niestety inaczej, jak kogoś dobrze nie znam, to nie wiem, jak z nim rozmawiać. Odpowiadam półsłówkami, bo nie przychodzi mi do głowy, co mógłbym więcej powiedzieć. ,,Badanie terenu" przychodzi mi z trudem. Nawet jak zarzucę jakimś tematem, to druga strona też nie wykazuje zbytniego entuzjazmu w rozmowie i po paru zdaniach po prostu siedzimy obok siebie w milczeniu i na tym się kończy. Może trafiam na takich ludzi, którzy też nie bardzo chcą ciągnąć dalej rozmowy, a może źle odczytują moje zachowanie, trudno powiedzieć. Z tym kumplem, o którym pisałem, mogłem gadać bardzo długo, bo wiedziałem, co go rozśmieszy i zaciekawi. Szkoda, że wyjechał za granicę i teraz nawet na FB nie chce rozmawiać.
Trochę to dziwne, że przy takiej łatwości nawiązywania kontaktów jesteś taki samotny.
No widzisz a jednak tak jest... potrafie przegadać całą zmiane z kierownikiem o jego problemach z żona i dziećmi, coś intuicyjnie doradzić, ciągle drocze się z koleżankami w pracy, wczoraj poszedłem na mecz siatkówki do baru, siadłem sobie sam przy stoliku, dosiadły się jakieś dziewczyny - nie było problemu z nimi porozmawiać, choć widziałem je pierwszy raz na oczy. No i co z tego? Takie płytkie kontakty nie są mi tak na prawdę potrzebne. Ja mógłbym codziennie łazić po barach upijać się i tak przesiadywać, ale po co? nie chce mi sie.
Ja mam problem z budowaniem głębszych relacji, gdzie trzeba się na kogoś do końca otworzyć, zbyt dużo mam w sobie cech negatywnych. Pochodze chyba z patologicznej rodziny, która na zewnątrz wygląda wszystko fajnie cacy, ale wewnątrz to jest emocjonalne stąpanie po lodzie. Jak byłem małym dzieckiem wielu rzeczy nie rozumiałem czemu, ktoś mnie źle traktuje czemu to jest tak a nie tak, nikt nigdy niczego nie wytłumaczył - były tylko wymogi. Zacząłem uciekać od tego, budować wokół siebie emocjonalny taki jakby mur. Ze swoim ojcem po za relacjami typu "przynieś podaj, pozamiataj to ja nie mam o czym porozmawiać". Od jakiegoś czasu próbuje ten mur zburzyć, ale jest zbyt gruby... nie umie nikomu zaufać, a jak już to robie to przeradza się to w naiwność :). Na pierwszy rzut oka wyglądam na osobe emocjonalnie wręcz lodowatą, a to zwykła nieufność powoduje, że uczuć nie okazuję. Zaczynam czasem myśleć po co ja w ogóle żyje. Celu w życiu mi brakuje, jakoś tak ostatnio zanikł.... i błądze teraz po forach takich jak to...
Ja to pewnie się powtórzę - lata lecą i człowiek staje się samotny kiedy czas weryfikuje przyjaciół - nie mam żalu do nikogo bo ludzie budują swoje własne życie, zakładają rodziny, wyprowadzają się z miasta i próbują gdzieś indziej - także moje grono przyjaciół znacznie się pomniejszyło i zostały spotkania raz na ruski rok . Też uczymy się z czasem że nie każdy zasługuje na nasze zaufanie - wystarczy raz się przejechać i potem ciężko komuś zaufać - więc zostają płytkie znajomości, w których ciężko się otworzyć. Sama też nie do końca wiem - może trochę moja wina bo często przekreślam znajomości, raz ktoś zawiedzie i nie czuję potrzeby kontynuowania znajomości a przecież jesteśmy tylko ludźmi :) no czas pokaże..
4w5 - mam bardzo dobrego przyjaciela, który miał podobną historię rodzinną - zanim w ogóle zdołał mi cokolwiek na ten temat powiedzieć minął może z rok - musisz trafić na ludzi cierpliwych - takich którzy będą chcieli Cię poznać - nie wiń siebie. Skoro tu jesteś to znaczy, że nie jesteś aż tak zamknięty do ludzi - niby łatwiej bo anonimowo ale sam fakt, że wiesz że gdzieś tkwi problem to połowa sukcesu..
"Zwyczaj przepuszczania kobiet w drzwiach sięga czasów prehistorycznych.... kiedyś w ten sposób sprawdzało się czy w jaskini nie ma niedźwiedzi... :) " - no i dobre poczucie humoru to podstawa :D brawo
powody samotności...hmmm
kiedyś myślałam, że jestem nietrakcyjna, ale kilka osób zmieniło moje zdanie na ten temat...do niedawna byłam związana z bardzo przystojnym facetem, nie był to długi związek, ale mimo wszystko nie mój wygląd jest winien...
jakbym tak miała wyliczyć to chyba: duże wymagania co do osobowości partnera, mój trudny charakter, chwiejna psychika i to, że w moim wieku już nie tak łatwo się poznaje ludzi, aczkolwiek zupełnie źle też nie jest
Wiek: 35 Dołączyła: 15 Lut 2015 Posty: 8 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-02-15, 19:48
moja samotność wynika z zaburzeń lękowo-depresyjnych i fobii społecznej, poza tym byłam w dzieciństwie taką "szkolną ofiarą", wcześnie dojrzewałam fizycznie i chłopcy się do mnie dobierali; to wszystko sprawiło, że "zdziwaczałam"; leczę się od kilku lat i pracuję nad sobą, jednak problemem dla mnie pozostaje fakt, że przez moje zaburzenia jestem w tyle za moimi rówieśnikami w prawie wszystkich dziedzinach życia
Do głębszych relacji wybieram nieoczywiste i nieosiągalne kobiety. Ostatniej tak podbudowalem serduszko i kieszeń że niecałe 3 miesiące po zerwaniu kontaktu wyszła za mąż
Teraz już grubo ponad rok wale głową w mur, a owoców tego brak ;( przynajmniej są takie chwile które nie pozwalają odpuścić :)
doszłam do wniosku, że jestem po prostu poje***
poznałam faceta, wzór- starszy, ustabilizowane życie, łeb na karku, poważny... i mnie tak k*wa nudził, że wytrzymałam pół godziny
a wystarczy, ze odezwie sie koleś z kobietą i dzieckiem, który szuka koleżanki do seksu, a ja już jestem zainteresowana
czyli dokładnie wiem, kogo chce, a wybieram jego zupełne przeciwieństwo
doszłam do wniosku, że jestem po prostu poje***
poznałam faceta, wzór- starszy, ustabilizowane życie, łeb na karku, poważny... i mnie tak k*wa nudził, że wytrzymałam pół godziny
a wystarczy, ze odezwie sie koleś z kobietą i dzieckiem, który szuka koleżanki do seksu, a ja już jestem zainteresowana
czyli dokładnie wiem, kogo chce, a wybieram jego zupełne przeciwieństwo
Przypuszczam, patrząc na inne posty, że ci libido jedynie szaleje z braku seksu... Nic nadzwyczajnego ;p
doszłam do wniosku, że jestem po prostu poje***
poznałam faceta, wzór- starszy, ustabilizowane życie, łeb na karku, poważny... i mnie tak k*wa nudził, że wytrzymałam pół godziny
a wystarczy, ze odezwie sie koleś z kobietą i dzieckiem, który szuka koleżanki do seksu, a ja już jestem zainteresowana
czyli dokładnie wiem, kogo chce, a wybieram jego zupełne przeciwieństwo
Przypuszczam, patrząc na inne posty, że ci libido jedynie szaleje z braku seksu... Nic nadzwyczajnego ;p
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach