Mam podobnie jak Wy - czuję się samotna, gdy widzę ludzi przebywających ze sobą - nie tylko zakochanych, ale też grupki, które np. idą razem na piwo. Właśnie dzisiaj tak się poczułam. Wracałam do domu z korepetycji z dziećmi, obładowana siatkami, bo zrobiłam zakupy. Szłam główną ulicą mojego miasta. Miałam wrażenie, że idę pod prąd, że wszyscy idą się bawić z przyjaciółmi/znajomymi/ukochanymi, tylko nie ja... Czuję się jakbym w dowodzie miała wpisane "wół roboczy". Prawie wszyscy z mojego otoczenia kogoś mają, gdy się spotykamy, każdy o tym opowiada, a ja... no cóż. Udaję, że wszystko jest OK. Zresztą - po co komuś mówić, że coś jest nie tak? Nie potrzebuję litości. Szkoda tylko, że wszystko tak przypomina o tej samotności. Ale widać tak musi być.
Macie może jakieś sposoby, żeby tak podle się przy tym nie czuć?
też tak miałam jeszcze nie tak dawno temu. Doszłam do wniosku, że ciągłe myślenie o samotności, podświadome przyciąganie jej wpędza mnie w jakis pesymizm.
Podam dwa przykłady. Dzisiaj planowałam z dziewczynami wyjazd nad morze i niestety, ale większość z nich, a tak naprawdę prawie wszystkie miałaby zabrać ze sobą swoich facetów, więc wiadomo, że trochę niezręcznie bym się czuła i obecnie mój plan wakacyjny stoi pod dużym znakiem zapytania, a kolejna sytuacja to moja studniówka, za którą już zapłaciłam i chyba będę musiała się wybrać sama co strasznie mnie ten fakt smuci, ale cóż zrobić, a i dodam jeszcze żeby było milej, że w mojej klasie, w której są same dziewczyny każda ma prawie faceta..
Na studniówkę zawsze możesz wziąć kolegę.
Wiem, że to nie to samo, ale jakaś rekompensata to jest.
Ja sam byłem na studniówce z koleżanką, a nie ze swoją dziewczyną, bo jako jeden z nielicznych jej nie miałem.
Ja wiem, że mogłabym zabrać kolegę, ale niestety moje wszystkie bliższe znajomości z nimi (a miałam ich niewielu) kończyły się w dosyć nieprzyjemny sposób, a mam tu na myśli z ich strony dążenie do jednego celu jakim byłam ja sama. W chwili obecnej mam ich niewielu i nie są to bliskie kontakty, więc trochę czarno to widzę. Chociaż masz rację jak nie chłopak, koledzy to nawet może to być mój brat, ale sam fakt, że one będą ze swoim ukochanym, a ja tylko z bratem wpędza mnie w dosyć ponury nastrój i tym bardziej moja samotność się pogłębia.
Quills, ja na swojej studniówce byłam z moim kolegą, który - co warto podkreślić - miał dziewczynę, a obecnie są zaręczeni (oczywiście ona wyraziła zgodę, żeby ze mną poszedł). Mówiąc szczerze cieszyłam się, że z nim idę, bo wiedziałam, że on lubi tańczyć tak jak ja. I bawiłam się lepiej, niż niejedna dziewczyna z mojej klasy, która miała chłopaka, bo większość z nich nie chciała w ogóle ruszyć się od stolika! A ja z moim partnerem praktycznie nie schodziliśmy z parkietu :)
W ogóle wspominałaś, że masz brata - a nie możesz zaprosić jakiegoś jego kolegi? Ja miałam z początku taki plan, wypytałam brata o to, który kolega lubi tańczyć, potem poprosiłam brata, żeby wybadał grunt, tzn. zapytał czy ten chłopak miałby ochotę iść ze mną na studniówkę. Z tego co wiem, to się zgodził i w razie czego miałam plan awaryjny :P Ech, to były dobre czasy...
O widzisz, miałaś szczęście, że partner był chętny do szaleństw i zabaw Mam nadzieję, że również na takiego trafię i całą imprezę przetańczę. Przyznam, że Twój plan jest dosyć interesujący, więc dziękuje, ale chyba skorzystam
Cieszę się, że mogłam pomóc :) A jeżeli chodzi o studniówkę, to najważniejsza jest dobra zabawa, dlatego nie przejmuj się, że nie pójdziesz z ukochanym chłopakiem. Jasne, że byłoby fajnie, ale rozumiem, że masz jeszcze"naście" lat, dlatego baw się ile możesz, korzystaj z życia, a na miłość przyjdzie jeszcze czas :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach