Zgadzam się w pełni z tym, co napisał mój przedmówca. Ja również przyzwyczaiłam się do mojej samotności, co nie oznacza, że jest mi z tym dobrze i że to akceptuję. Obawiam się trochę, że w sytuacji, gdy jakimś cudem weszłabym z kimś w związek, trudno byłoby mi przestawić swój tryb życia. Jednak jeszcze bardziej boję się pozostać sama.. tego sobie nie wyobrażam.
podróżniczka, gdybyś jednak została mamą (a jak przypuszczam, pewnie chciałabyś nią być), to pewnie jednak nie miałabyś wtedy wyboru, i raczej musiałabyś przemeblować swoje dotychczasowe życie, czy też - jak to się ładnie mówi - "przewartościować" je.
Ja też się nieco przyzwyczaiłem do swojej samotności, co jednak nie oznacza, że jest ok, i nie zamierzam bynajmniej tkwić w tym stanie przez cały czas...
Zwłaszcza że z wiekiem zaczyna mi to coraz bardziej doskwierać, szczególnie w sytuacji, kiedy dochodzą do mnie słuchy, że coraz więcej moich znajomych z ogólniaka/studiów pobrało się/zaręczyło, etc.
LukaCzipriano, akurat tego bycia mamą taka pewna nie jestem. Po pierwsze najważniejsze brak potencjalnego ojca, a po drugie mój instynkt macierzyński jeszcze w powijakach. Mam dość spaczony obraz na dzieci (z mojego dzieciństwa i aktualnej pracy), co nie ułatwia sprawy, do tego określone plany na przyszłość.. Jednak gdybym 'znienacka' została mamą, musiałabym się dostosować, wiem o tym.
Nie tak łatwo odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie...
Z jednej strony przyzwyczaiłam się i przyjęłam samotność za coś normalnego, zwykłego, jednak od czasu do czasu z nieznanych mi bliżej przyczyn dopada mnie COŚ. Nie wiem, tęsknota za normalnością jakaś.
Intro1, nie Ty jedna tęsknisz za taką normalnością.
Niby człowiek się przyzwyczaił do tej samotności i jakoś z nią żyje, ale gdzieś jednak podświadomie odczuwasz, że to jednak nie jest to, że czegoś Ci jednak brak...
Czy przyzwyczaiłem się do samotności? NIE
Nauczyłem się z nią żyć i staram się, aby jak najmniej mi doskwierała. Myślę, że przeważnie mi to nieźle wychodzi.
Przyzwyczajenie? Hm, nie sądze, że się da. Oczywiście są momenty, w których z dumą można przyznać, że "tak mi ze sobą samym dobrze", ale to nie ma chyba nic do pogodzenia się z samotnością. Przywykłam do chodzenia sama do kina, bo "dobrze jest mi chodzić do kina tylko ze mną samą", jednocześnie czuję niewymowny smutek idąc sama na koncert. Samotność wydaje mi się bardziej jakimiś losowymi napadami stanów w których jest nam z nią dobrze, żeby następnie dławić nas w środku
Wiek: 52 Dołączyła: 26 Sty 2016 Posty: 493 Skąd: Kraków
Wysłany: 2016-03-08, 18:43
Czasem samotność jest przyslowiowym mniejszym złem. Pod wpływem negatywnych doświadczeń życiowych wybieramy ją ją bardziej bezpieczne wyjście. Budujemy mur dzięki, któremu pomimo samotności czujemy się bezpieczni. Bo gdy tam siedzimy to nikt nas nie skrzywdzi. Gdy tak sobie pozornie bezpiecznie siedzimy dziczejemy. Siedzimy tylko z własnymi myślano, które niszczą nas od środka.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach