Wiek: 35 Dołączyła: 12 Mar 2011 Posty: 97 Skąd: Wawa
Wysłany: 2012-03-31, 13:25 Re: Szpital,a przyjaźń
Margarita25 napisał/a:
Zastanawialiście się gdybyście nagle wylądowali w szpitalu to ile osób znajomych(nie mówię o rodzinie) by was odwiedziło ?
Ja miałam niedawno taką sytuację i szczerze oprócz rodziny odwiedziła mnie 1 znajoma. Myślicie,że czym to mogło być spowodowane ? Reszta tak zwanych przyjaciół nie wytrzymała tej presji..
Myślę, że albo nie wiedzieli jak się zachować, wystraszyli się, wymiękli albo zwyczajnie to osoby niegodne przyjaźni i wtedy gdy jest źle odwróciły się....Szpital i choroba to trudna sytuacja ale prawdziwy przyjaciel to ktoś kto będzie zawsze
A jeśli chodzi o mnie to szczerze mówić nie wiem co by było, mam problemy ze zdrowiem których moja rodzina nie akceptuje więc nie wiem czy mogłabym liczyć na jakiekolwiek odwiedziny, może byłby ktoś kto by o mnie całkiem nie zapomniał...
Mr.eM [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-10, 03:36
hmm,niewiem...
ale ja będąc w szpitalu,chciałbym być na łożu smierci...czy myślałbym o tym?pewnie byłoby za późno...
duenderosa [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-10, 08:14
ja myślę,że czasem osoby które dużo z siebie dają.. są otoczone ludźmi ktre z nich czerpią... często mylimy to z przyjaźnią.. i jak sami potrzebujemy czegokolwiek to okazuje się, że wokół pustka..
ale też prawdą jest że wiele osób ma lęk przed szpitalem..
Też zawsze zastanawiałam się nad tym ile osób by mnie odwiedziło. Nigdy nie miałam okazji tego sprawdzić i niech lepiej tak pozostanie, ale uważam że dla prawdziwego przyjaciela lęk przed szpitalem nie powinien być przeszkodą. Takie sytuacje faktycznie pokazują dla kogo coś znaczymy..
Gdybym była chora i leżała w szpitalu to na pewno odwiedziła by mnie rodzina. Ze znajomych pewnie nikt, bo większość rozsiana po świecie. Ale wydaje mi się, że ważniejsza jest jakość wizyt a nie ilość odwiedzających osób.
Ostatnio zmieniony przez cytrynka83 2012-07-10, 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 58 Dołączyła: 22 Cze 2012 Posty: 145 Skąd: warszawa
Wysłany: 2012-07-10, 20:30
Byłam w szpitalu 3 razy,za każdym razem operacja,ostatnia 6 dni temu.Nigdy nikt mnie nie odwiedzał...po części nie chciałam,po narkozie i na środkach przeciwbólowych nie ma się ochoty na wizyty ale tak naprawdę nie ma mnie kto odwiedzać.
Byłam w szpitalu w styczniu. Dużo znajomych interesowało się moim stanem. Wielu także chciało odwiedzić, ale niestety nie mogli. Był to także okres poświąteczny więc dużo ludzi było już na studiach.
Chyba najbardziej bolało, że wtedy mój chłopak nie bardzo się do tego kwapił. Tuż przed moim pobytem w szpitalu rozstaliśmy się. Chciał wrócić, pisał, dzwonił... Przyszedł dopiero po 3 dniach. Bolało.... Cholernie bolało.
No lęk u niego był na pewno. Bał się nawet mojego wenflonu w ręce, ale hmm... według mnie gdy leży tam moja ukochana osoba to lęki należy przezwyciężać, czyż nie?
Nie ma co już do tego wracać mam nadzieję, że pobyt w szpitalu wykorzystałam do mojej starości
U mnie niestety nie ma opcji wylądowania w szpitalu. Zdarzyło mi się to raz i jedyną reakcją rodziny było: Nie wygłupiaj się, wypisuj się, bo my ci się dziećmi nie będziemy zajmować. Ponieważ stan zdrowia uniemożliwiał moje wypisanie się, stanęło na tym, że paniom z opieki społecznej i pomocy rodzinie, dwóm lekarzom, trzem pielęgniarkom, udało się ubłagać(!) dosłownie, moją rodzinę, aby zajęli się dziećmi. Inną opcją było odesłanie dzieci do domu zastępczego, ale na to już żadne z nich nie wyraziło zgody. A w praktyce wyglądało to tak, że dzieci zostały same w domu, praktycznie bez opieki, w trakcie roku szkolnego na trzy tygodnie. Jedyne co, to po południu ojciec je przyprowadzał do mnie i zaraz poganiał, żeby się pospieszyły, bo on nie ma czasu na pierdoły.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach