To ciekawa rzecz, że człowiek mając znajomych czy rodzinę stwierdza, że jest samotny i pisze na tego typu forum, żeby choć spróbować dać sobie szansę bycia zauważonym i może zrozumianym. Tak też jest ze mną.
Mam znajomych, ale do żadnego z nich nie czuję takiego zaufania jak do przyjaciół z minionych lat. A jest co opowiadać potencjalnemu przyjacielowi...
Może w końcu konkretniej:
Mam 24 lata (o ile dobrze liczę) pochodzę z Podkarpacia. Kiedyś optymista cieszący się życiem, czerpiący z każdej chwili życia, kiedyś student...
Dziś realista-pesymista uwikłany w błędne koło, bezrobol i koleś patrzący jak życie przelewa mu się przez palce.
Jeżeli ktoś chciałby porozmawiać, posłuchać, spróbować zrozumieć, to zapraszam!
Witam:) Też mam rodzinę, znajomych (kiedyś przyjaciół), a pomimo to znalazłam się na tym forum. Samotność chyba nie zależy od tego ile osób znajduje się w naszym życiu, ale od tego, czy jest choć ten jeden człowiek, który nas wysłucha, zrozumie i po prostu z nami będzie.
Z tą głową do góry to będzie problem... Ale może akurat tutaj w "wirtualnej rzeczywistości" znajdzie się chociaż namiastka przyjaciela Ja oststnimi czasy czuję się tym bardziej samotniee, im więcej ludzi mnie otacza.
Wiek: 38 Dołączyła: 26 Wrz 2012 Posty: 120 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-10-07, 21:17
Tak mi sie wydaje, ze rozumiem o co Ci chodzi.
Bo tez mam jakos tak, ze nie nawiazuje juz takich relacji i kontaktow jak z tymi przyjaciolmi z dawnych lat. Moze jest jakos tak, ze gdzies sie coraz bardziej oddala samego siebie od ludzi wokol. Zwlaszcza tych nowych. Jakos znika chec i moc dzielenia sie tym co w duszy gra.
Sen [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-07, 21:21
Furia napisał/a:
Tak mi sie wydaje, ze rozumiem o co Ci chodzi.
Bo tez mam jakos tak, ze nie nawiazuje juz takich relacji i kontaktow jak z tymi przyjaciolmi z dawnych lat. Moze jest jakos tak, ze gdzies sie coraz bardziej oddala samego siebie od ludzi wokol. Zwlaszcza tych nowych. Jakos znika chec i moc dzielenia sie tym co w duszy gra.
To też, ale także fakt, że zaczyna człowiek pracę, kończy studia, znajomi uciekają gdzie popadnie, a jak nie ma się nikogo pod koniec studiów (partnera) to potem jest co raz ciężej o nowe znajomości.. D:
U mnie to wygląda tak, że zamykam się w sobie i nie poznaję nowych ludzi, więc też sam jestem w sobie winien braku przyjaciół. Inna sprawa, że ktoś, kto był kiedyś moim przyjacielem, dziś jest moim kuplem - tylko i aż, ale na przyjaciela ten człowiek sie zwyczajnie nie nadaje. Z innym przyjacielem straciłem totalnie kontakt...
Witajcie iskierko503, anulko i Furio,
witaj Sen
Ostatnio zmieniony przez nadświadomy 2012-10-07, 21:31, w całości zmieniany 4 razy
Czasami czuję, że im bardziej potrzebuje mieć kogoś przy boku, żeby mu powiedzieć wszystko, dosłownie wszystko, co czuję, to tym bardziej nie robię nic, żeby poznać kogoś nowego w wjakimkolwiek środowisku... Jakieś takie "antyintuicyjne" zachowanie. Albo część mojego błędnego koła.
Wiek: 38 Dołączyła: 26 Wrz 2012 Posty: 120 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-10-07, 21:59
Wiesz... ja tesknie za czyms takim... Ze kiedys poznalam w sumie sporo dosc osob, ktore byly mi zupelnie obce, ale od pierwszego slowa mialam wrazenie, ze sa od zawsze w moim zyciu. Od pierwsego zdania bylo czasami zadziwiajace otwarcie, akceptacja i moze i zaufanie.
A dzis to trzeba sie poznac, utrzymac to poznanie. Zapracowac na zaufanie i wszystkie tego typu inne wydedukowane bzdury. Analizuje sie, zastanawia czy warto czy nie warto. A moze by nie. I nie ma moze tej gry miedzy dwoma duszami, ktora otwiera bramy. Nie wiem z czego to wynika.
Ja np. chyba mam troche tak, ze w moim zyciu zdarzylo sie jakos szalenie duzo roznych zlych rzeczy.
I z jednej strony mam ochote sie z tym dzielic, a czasem wrecz wykrzyczec. A z drugiej strony po co?
Zadaje sobie to pytanie po co? Bo w sumie kogo to tak naprawde interesuje i co mozna z tym zrobic?
Poetycko ujęte. Coś w tym jest. Ja już chyba gram jak żadna inna dusza na tym świecie... Może moje życie to scenariusz do "Skazany na samotność". Bez sensu...
Powiedziałem sobie 2 lata temu, że mam to w dupie wszystko, pakuję dupę w troki i wyjeżdżam na bezludną wyspę... Jakoś nie znalazłem w sobe jaj, żeby zrobić choćby kroczek ku temu... Myślę, że wszyscy mamy świadomość, że niektórzy z nas wolą być samotni, ale nie zmienimy tego, że jesteśmy zwierzęciami stadnymi i bez innych sobie nie poradzimy.
Choć na każdym kroku chcę cholernie temu przeczyć
Wiek: 38 Dołączyła: 26 Wrz 2012 Posty: 120 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-10-07, 22:13
nadświadomy napisał/a:
Powiedziałem sobie 2 lata temu, że mam to w dupie wszystko, pakuję dupę w troki i wyjeżdżam na bezludną wyspę...
Ja mialam jaja. Pojechalam prawie do laponii na bezludne bagna.
Ok bylo tam 2 obych ludzi, u ktorych pracowalam, ale widywalismy sie sporadycznie. A wokol bylo zimno i w sumie taka dzicz, ze czlowiek sie naprawde czuje sie nie swoj.
Wrocilam po 2 raptem miesiacach bo nie dosc, ze zimno i ciemno to jeszcze gorzej.
Choc przez pierwszy 3 tyg bylam zachwycona:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach