Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
Moja historia o samotności i przyjaźni...
Autor Wiadomość
BlueEyes 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 13 Kwi 2012
Posty: 6
Wysłany: 2012-04-13, 20:35   Moja historia o samotności i przyjaźni...

Nigdy jakoś nie miałem przyjaciół... Może nawet nie miałem dobrych kolegów i koleżanek? Nigdy nie byłem duszą towarzystwa, ludzie często mnie wyśmiewali i ogólnie za mną nie przepadali. Oczywiście zdarzały się sporadyczne rozmowy i wyjścia na podwórko ale żeby naprawdę się z kimś zaprzyjaźnić to nie...

No, może kiedyś była pewna osoba, która była moim przyjacielem, ale że tak powiem była to przyjaźń dość "toksyczna" skończona na własne życzenie. Może dzisiaj trochę tego żałuję...

Najgorsze były czasy gimnazjum. Czasami mam wrażenie, że te trzy lata minęły mi naprawdę bardzo samotnie... Potem przyszła szkoła średnia. Wiedziałem, że na początku będzie TRAGEDIA i była. Byłem największym pośmiewiskiem w klasie. A dlaczego? nie wiem... może dlatego, że jestem strasznie nieśmiały, do najpiękniejszych nie należę i mam dość kobiecy głos? Obiekt to żartów doskonały, prawda?

Po jakimś czasie trochę się ta sytuacja uspokoiła i pojawili się ONI. Dwie osoby, dzięki którym moje życie (przede wszystkim towarzysko-szkolne) nabrało dość jasnych barw ;-)
Z czasem miałem wrażenie, że mogę powiedzieć Im wszystko, że Ktoś po prostu mnie lubi bez znaczenia czy jestem nieśmiały, gruby, z kobiecym głosem czy bez. Poczułem, że mam PRZYJACIÓŁ tak po prostu :-)
Może to dziwne ale często byłem o nich zazdrosny... Oni znali się od lat, siedzieli razem w ławce, mieli wiele wspólnych spraw, mieszkali obok siebie... Zawsze byli razem i ja... gdzieś obok, gdzieś pomiędzy. Często nawet przez jakąś głupią sytuacje traciłem humor i po prostu się od Nich odcinałem. Wystarczyło mi, że nie zawołali mnie do siebie w autobusie a ja już stwierdzałem, że widocznie dobrze się bawią beze mnie i że do niczego nie jestem Im potrzebny. Głupie i banalne ale taka była prawda. Wystarczyło jedno słowo a mi się już wydawało, że jestem beznadziejny i nikomu nie potrzebny... Oni tak naprawdę nigdy nie wiedzieli o co mi chodzi i myśleli chyba, że mam zły humor bo mam, tak po prostu...
W styczniu wyjechaliśmy razem na praktykę zawodową...
Było wspaniale. Utwierdziłem się w przekonaniu, że mam prawdziwych i wymarzonych przyjaciół...

No i dokładnie kilka dni po powrocie znowu się coś stało. Wystarczyła mi jedna głupota, że nie poczekali na mnie po lekcji i od razu popsuł mi się humor. Chciałem nawet to jakoś zamaskować (bo jak można się wkurzać o takie coś...) ale się nie dało. Znowu te same myśli, że widocznie mają mnie gdzieś... Później z każdą lekcją było już gorzej, praktycznie nie odzywałem się do nich a Oni odebrali to jako tradycyjną już wiadomość, że mam zły humor i nie należy mnie "dotykać". Później na przystanku nie podeszłem do nich, bo przecież "nie będę Im przeszkadzać". Oni w zamian olali mnie totalnie i nawet się nie pożegnali. Zabolało i to bardzo... i wciąż te myśli, że nie jestem Im do niczego potrzebny...

Moje i tak małe poczucie własnej wartości po raz kolejny spadło do -100...
Na drugi dzień powiedziałem Im tylko, że niezbyt fajnie się zachowali a w odpowiedzi nie usłyszałem nic. Stwierdziłem (po raz kolejny), że Ich nic nie obchodzę skoro nie powiedzieli nawet jednego słowa...

I tak nie odzywaliśmy się do siebie przez całe cztery dni. Przekonałem się, że drwiny i wyzwiska z początków technikum to tak naprawdę nic w porównaniu do tego. Czułem się dosłownie niewidzialny przez moich przyjaciół i właśnie to bolało najbardziej... W piątek nie wytrzymałem i wybuchnąłem historycznym płaczem. Powiedziałem Im tylko, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tak mnie potraktują... Gdzieś w głębi serca liczyłem na to, że zaraz wyjdą za mną i będą chcieli ze mną porozmawiać, przeprosić, cokolwiek...

Napisałem Im jeszcze kilka słów SMS'em i dostałem odpowiedź od jednego, że jest mu przykro i, że tak naprawdę nie wie skąd ta cała sytuacja bo to przecież ja się nie odzywałem do nich przez ostatnie dni... Kilka dni później odbyliśmy szczerą rozmowę i wszystko wróciło na dawne tory. Niestety, tylko z pozoru...

Ja, cały czas żyję w przekonaniu, że skoro przez te dni kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą, tak dobrze się bawili beze mnie to nie jestem Im potrzebny do szczęścia ani do niczego innego. W dodatku mają jakieś swoje tajemnice, często rozmawiają między sobą, a ja stwierdziłem, że już nie chcę się tak angażować w żadną przyjaźń. Dlatego jestem z nimi, ale wyraźnie obok, wczoraj usłyszałem, że się "odcinam" i takie tam...
Niby razem ze sobą rozmawiamy, niby się śmiejemy ale cały czas nie mogę pozbyć się wrażenia, że jestem jak "piąte koło u wozu"...

Nie wiem tak naprawdę co mam robić bo bardzo ciąży mi ta sytuacja...
Mam nadzieję, że mi pomożecie... :-)
Waszym zdaniem powinienem "dać sobie spokój" czy zdobyć się na szczerą rozmowę z Nimi? A może mam udawać, że wszystko jest okey?


Fajnie, że przynajmniej Wam mogę o tym opowiedzieć... :oops:
Ostatnio zmieniony przez BlueEyes 2012-04-13, 20:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Karuta 
Aktywny



Wiek: 30
Dołączyła: 17 Mar 2012
Posty: 274
Wysłany: 2012-04-14, 16:49   

Cytat:
Najgorsze były czasy gimnazjum. Czasami mam wrażenie, że te trzy lata minęły mi naprawdę bardzo samotnie... Potem przyszła szkoła średnia. Wiedziałem, że na początku będzie TRAGEDIA i była. Byłem największym pośmiewiskiem w klasie. A dlaczego? nie wiem... może dlatego, że jestem strasznie nieśmiały, do najpiękniejszych nie należę i mam dość kobiecy głos? Obiekt to żartów doskonały, prawda?

Trafiłeś do beznadziejnej klasy albo szkoły, lepiej jest w klasie w której głównie są same dziewczyny tak jak u mnie, zwykle to chłopacy w tym wieku zachowują się jak z podstawówki.

Cytat:
Często nawet przez jakąś głupią sytuacje traciłem humor i po prostu się od Nich odcinałem. Wystarczyło mi, że nie zawołali mnie do siebie w autobusie a ja już stwierdzałem, że widocznie dobrze się bawią beze mnie i że do niczego nie jestem Im potrzebny. Głupie i banalne ale taka była prawda. Wystarczyło jedno słowo a mi się już wydawało, że jestem beznadziejny i nikomu nie potrzebny... Oni tak naprawdę nigdy nie wiedzieli o co mi chodzi i myśleli chyba, że mam zły humor bo mam, tak po prostu...

Też mam często takie myśli ale staram się je zagłuszyć, i staram się nie przejmować... Chciałabym wrócić do czasów dzieciństwa, wtedy nie miałam aż tak dużo kłopotów z komunikacją z innymi, bo się nie przejmowałam jak wyglądam i czy ktoś w ogóle chce ze mną rozmawiać :D po prostu mówiłam

Cytat:
Nie wiem tak naprawdę co mam robić bo bardzo ciąży mi ta sytuacja...
Mam nadzieję, że mi pomożecie...
Waszym zdaniem powinienem "dać sobie spokój" czy zdobyć się na szczerą rozmowę z Nimi? A może mam udawać, że wszystko jest okey?

Nie dawaj sobie spokoju. Spróbuj nawiązać z każdym z nich oddzielną silną więź. Skoro się z tobą zadają to znaczy, że cię lubią, inaczej nie odzywali by się do ciebie.
 
     
Ever 
Dyskutant



Wiek: 27
Dołączyła: 15 Mar 2011
Posty: 1237
Skąd: z piekła
Wysłany: 2012-04-14, 17:15   

Karuta napisał/a:
lepiej jest w klasie w której głównie są same dziewczyny tak jak u mnie, zwykle to chłopacy w tym wieku zachowują się jak z podstawówki.

Z chłopakami jest lepiej. Zachowują się może jak z podstawówki, ale przynajmniej nie knują intryg, za plecami innych, zawsze razem, jeden z wszystkich, wszyscy za jednego. Mniej fałszerstwa, właśnie przez tę ich dziecinność.
 
 
     
BlueEyes 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 13 Kwi 2012
Posty: 6
Wysłany: 2012-04-14, 17:16   

Fajnie, że chociaż jedna osoba to przeczytała :-)
Dziękuje za odpowiedź :)
 
     
Ever 
Dyskutant



Wiek: 27
Dołączyła: 15 Mar 2011
Posty: 1237
Skąd: z piekła
Wysłany: 2012-04-14, 17:19   

BlueEyes, żeby nie było, że inni Cię olewają, też przeczytałam, tylko nie wiedziałam za bardzo jak pomóc i co napisać, więc no... nie odpisałam.

I myślę, że rozmowa to najlepsze wyjście. Taka poważna i dogłębna.
 
 
     
Karuta 
Aktywny



Wiek: 30
Dołączyła: 17 Mar 2012
Posty: 274
Wysłany: 2012-04-14, 17:23   

Cytat:
Z chłopakami jest lepiej. Zachowują się może jak z podstawówki, ale przynajmniej nie knują intryg, za plecami innych, zawsze razem, jeden z wszystkich, wszyscy za jednego. Mniej fałszerstwa, właśnie przez tę ich dziecinność.


Boje się dziewczyn z twojej klasy :shock:

BlueEyes napisał/a:
Fajnie, że chociaż jedna osoba to przeczytała :-)
Dziękuje za odpowiedź :)

no problem
Ostatnio zmieniony przez Karuta 2012-04-14, 17:25, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
skarpa 
Nowy


Wiek: 49
Dołączyła: 11 Kwi 2012
Posty: 6
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-15, 10:26   

Witaj BlueEyes.
Szkoła bywa dla ludzi "odstających" od reszty katorgą - brak akceptacji grupy, nacisk i wycisk nauki, jak również własna tendencja izolowania się. Niestety, współzawodnictwo w grupie nie zawsze jest plusem, a stwarza tylko problemy. Zamiast iść razem do celu, walczymy, i to nie tylko z innymi, ale i ze sobą samym, by się dopasować bądź pozostać za marginesie. Samotność i osamotnienie gotowe.

Nawiązując do Twojej tytułowej historii... wyrobiłeś sobie poprzez wewnętrzne poczucie osamotnienia (ze względu na złe doświadczenia, wygląd itp.) tendencję do izolowania się, i tu owi przyjaciele mają niestety rację, że to Ty się "przecież nie odzywasz". Czasem nasz ból wydaje nam się tak wielki, że myślimy, że inni także muszą go dostrzec, a zwłaszcza ci, którzy się z nami zaprzyjaźnili. Niestety nasz ból jest naszym własnym bólem i jest często niewidoczny dopóki zdecydowanie o nim nie powiemy, nie wyjawimy go innym.
Samotność to także przyzwyczajenie, podtrzymywanie własnej pasywnej postawy. Dlatego, pragnąc wyjść z niej, bądź nieco bardziej odważny i bardziej aktywny. Jeśli przyjaciele Cię pominą, ominą lub być może zwyczajnie nie zauważą, i nie ważne z jakich powodów (nie snuj domysłów, bo wywiodą Cie na manowce) - upomnij się, nie zostawaj w tyle. Początkowo jest to trudne, ponieważ trzeba się przemóc i działać wręcz wbrew własnemu przekonaniu, że "przecież będę zawadzał", ale to często zwykła projekcja lęków, którą to jeszcze bardziej chcemy się zdołować i podtrzymać poczucie izolacji - bo tylko to znamy, a kiedy pojawia się promyk słońca i przyjaźni nam ludzie, to i tak w to nie wierzymy... ale to właśnie wtedy należy złapać wiatr w żagle i sunąc naprzód, żeby nie stracić okazji.
Ubolewasz także nad własnym wyglądem i głosem popierając opinię, że z kimś takim nie warto się przyjaźnić... Wiesz, czasem z "innego" wyglądu można uczynić atut, kwestia odpowiedniej postawy. To, co uważamy za słabość możemy przekształcić w naszą siłę. Raz jeszcze - to kwestia postawy. Spróbuj czasem obrócić docinki w żart - śmiej się razem z nimi, a rozładujesz ich broń, ponieważ wszyscy oczekują, że tacy jak Ty po prostu uciekną, załamią się, schowają się i dodadzą im siły i przeświadczenia, że są lepsi. Poczucie humoru potrafi jednak pokonać najgroźniejszego wroga. To tak na marginesie.

Wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale nie izoluj się niepotrzebnie jeszcze bardziej. Otwórz się na przyjaciół, skoro przecież są, nie czekaj w kącie, upomnij się. Więcej odwagi, a zobaczysz, że z czasem "wejdzie Ci to w krew" i doda sił, zobaczysz.
Ostatnio zmieniony przez skarpa 2012-04-15, 10:29, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
BlueEyes 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 13 Kwi 2012
Posty: 6
Wysłany: 2012-04-15, 12:01   

Dzięki, to dla mnie naprawdę wiele znaczy :)
 
     
liberta
Nowy

Dołączył: 15 Kwi 2012
Posty: 1
Wysłany: 2012-04-15, 12:34   Moja historia o samotności i przyjaźni...

"Może to dziwne ale często byłem o nich zazdrosny... Oni znali się od lat, siedzieli razem w ławce, mieli wiele wspólnych spraw, mieszkali obok siebie... Zawsze byli razem i ja... gdzieś obok, gdzieś pomiędzy. Często nawet przez jakąś głupią sytuacje traciłem humor i po prostu się od Nich odcinałem. Wystarczyło mi, że nie zawołali mnie do siebie w autobusie a ja już stwierdzałem, że widocznie dobrze się bawią beze mnie i że do niczego nie jestem Im potrzebny. Głupie i banalne ale taka była prawda. Wystarczyło jedno słowo a mi się już wydawało, że jestem beznadziejny i nikomu nie potrzebny... Oni tak naprawdę nigdy nie wiedzieli o co mi chodzi i myśleli chyba, że mam zły humor bo mam, tak po prostu... "

Blue Eyes,
Dobrze, że świetnie potrafisz zanalizować swoje zachowanie. Brakuje ci tylko jeszcze tego żeby ktoś potrząsnął tobą i powiedział, że za samotność i brak przyjaciół sam jesteś odpowiedzialny. Twoja dwójka przyjaciół rzeczywiście Ciebie nie potrzebuje - mają siebie. Nie licz na to, że się to kiedyś zmieni bo ich więź jest znacznie silniejsza niż twoja z nimi. Ty możesz jedynie dołączyć do nich i cieszyć się z bycia ich towarzyszem. Jeśli chcesz do nich przynależeć musisz im coś z siebie dać. Jakim jesteś dla nich przyjacielem? Przyjaźń nie polega tylko na wzajemnej akceptacji. A ty w waszej relacji tylko skupiasz się na sobie, swoich odczuciach, rościsz sobie prawa do bycia w centrum uwagi - jak nie jesteś, od razu wpadasz w zły humor.
Uważasz, że nie zasługujesz na niczyją akceptację, przyjaźń, że nikomu nie jesteś potrzebny. Że nie jesteś wart tego żeby ktoś cię lubił czy nawet kochał. Zwalasz winę na wygląd, głos itp. Twój wewnętrzny krytyk Ci tak podpowiada. Ale to Twoje uczucie, twój problem. Nie licz na to, że przyjdzie ktoś kto zmieni to przekonanie ZA CIEBIE.
Oczekujesz od innych, że zauważą w tobie coś wartościowego choć ty sam nie widzisz - jaki w tym sens?. Więc pomyśl, za co inni mogą cię lubić (bo nie ma czegoś takiego jak bezwarunkowa akceptacja, sam przecież nie akceptujesz innych tak po prostu - inni muszą też spełnić jakieś twoje oczekiwania, żebyś ich zaakceptował). Potem (ale nie wcześniej) porozmawiaj ze swoimi przyjaciółmi (jak radzili poprzednicy), wytłumacz skąd twoje dziwne zachowanie, zapytaj za co Cię akceptują, co w tobie lubią a co nie. Przyznaj że to ty się odcinasz, ty wpadasz w zly humor, ty pierwszy przestajesz się odzywać.
Zdaj sobie sprawę, że tylko przez takie idiotyczne zachowanie jak twoje mogą mieć dość twojego towarzystwa a nie dlatego że jesteś bezwartościowy. Nikt nie chce wciąż uważać na to co mówi czy robi, żeby innego nie urazić. Jak ty tak często się obrażasz, bo coś Ci się tam w główce ubzdurało to twoje towarzystwo raczej nie jest przyjemne. Jakbyś dużo częściej był wesoły i pozytywnie nastawiony do innych to nie tylko twoi przyjaciele by Cie lubili.
Zacznij w końcu myśleć co możesz dla innych zrobić, tak po prostu (a nie dlatego żeby Ciebie polubili). Spraw by ludzie chcieli się z Tobą przyjaźnić. Bo na razie jesteś za bardzo skupiony na tym jak to jest Ci przykro, jaki to odrzucony i niewidzialny się czujesz.

Pozdrawiam
 
     
KiciKiciKici 
Aktywny



Dołączyła: 22 Paź 2011
Posty: 320
Skąd: New York
Ostrzeżeń:
 2/4/4
Wysłany: 2012-04-15, 13:45   Re: Moja historia o samotności i przyjaźni...

" Wystarczyło jedno słowo a mi się już wydawało, że jestem beznadziejny i nikomu nie potrzebny... Oni tak naprawdę nigdy nie wiedzieli o co mi chodzi i myśleli chyba, że mam zły humor bo mam, tak po prostu... "



Twoje poczucie niskiej wartosci ewidetnie staje na drodze by miec zdrowe relacje z innymi. Zauwazylam ze ty na sile chcesz nalezec i czuc sie potrzebny tak jak bys mial jakis lenk przed odrzuceniem. U niektorych takich lenk sie bierze z odrzucenia ktore wczesniej osoba doznala albo z niskiej samooceny poprzez to jak naprzyklad wyglada. Wiele razy niska samoocena sie bierze z tad jak nas traktowano w dziecinstwie, w jakim swietle bylismy przedstawiani przez rodzicow iinnych.


" Później na przystanku nie podeszłem do nich, bo przecież "nie będę Im przeszkadzać". Oni w zamian olali mnie totalnie i nawet się nie pożegnali. Zabolało i to bardzo... i wciąż te myśli, że nie jestem Im do niczego potrzebny..."



Ty sam zadecydowales za nich czy jestes im potrzebny, a to wynika z tego ze prawdopodobni ogolnie nie czujesz sie potrzebny i tu nie chodzi dokladnie onich. Te uczucie musialo dawno istniec i potenguje sie zakazdym razem jak ma okazje. Sam wypzredzasz fakty i stawiasz siebie w roli ofiary ( tak robia DDA/DDD). Niewiem jakie miales dziecinstwo i czy te diagnozy dociebie pasuja ale ewidetnie ty sam chcesz byc ta ofiara i chcesz by koniecznie ktos ciebie "uratowal" ztego stanu. Dlatego liczysz nato by uwaga byla skierowana na tego malego chlopczyka ktory jest glodny uwagi, moze uwagi ktorej nie doznales kiedys? Jesli z gory zakaldasz ze jestes ni epotrzebny to nie mozesz sie dziwic ze ktos odbiera ciebie tak a nie inaczej.

." W piątek nie wytrzymałem i wybuchnąłem historycznym płaczem. Powiedziałem Im tylko, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tak mnie potraktują... Gdzieś w głębi serca liczyłem na to, że zaraz wyjdą za mną i będą chcieli ze mną porozmawiać, przeprosić, cokolwiek... "

Ten placz to tylko pokazuje jak bardzo chcesz sie czuc potrzebny komus, pomysl na spokojnie czy to napewno chodzi onich bo mnie sie wydaje ze to ma korzenie jakies w dziecinstwie albo ta niska samoocena ktory ciebie wciaz krytykuje pocichu. ten placz to nietyle co znak ale walka z samym soba. I tu znow kolejny przyklad gdzie liczysz by ktos ociebie walczyl, bys ty poczul sie potrzebny. Gdzies lzy wtobie jakis gniew i byc moze przenosisz ten gniew na nich..a tak na dobra sprawe kierowany podswaidomie jest gdzie indziej.


"Ja, cały czas żyję w przekonaniu, że skoro przez te dni kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą, tak dobrze się bawili beze mnie to nie jestem Im potrzebny do szczęścia ani do niczego innego. "


Mieli do tego prawo, to ty swoim zachowaniem a wlasciwie swoim przekonaniem, myslami ktore juz dawno byly skrzywdzone odtraciles ich. A moze tez byc tak ze podswiadomie ich odtracasz bo tak boisz sie byc z kims blisko bo boisz sie ze cie zrania. Byc moze sam nakrecasz te kolo..Powtarzasz cochwile kluczone zdanie" nie jestem potrzebny" to swoje twoje odczucia i one nie beda widoczne dla czyjegos oka. Przyjazn nie naprawi w tobie tego problemu tylko TY sam. Ty potrzebujesz zalatwic ten konflikt w sobie bo z czasem bedzie sie ujawnial w kolejnej relacji. Musisz odnalesc przyczyne swojego zachowania ktore wydaje sie rutynowe. Wroc w przeszlosc i moze cos znajdziesz , cos co zaburzylo ci to spojrzenie na siebie i swiat. Miales zaburzone relacje z rodzicami? lub moze jakies pzrejscia co sprawilo ze twoja samoocena zakopala sie w piachu?



"W dodatku mają jakieś swoje tajemnice, często rozmawiają między sobą, a ja stwierdziłem, że już nie chcę się tak angażować w żadną przyjaźń. Dlatego jestem z nimi, ale wyraźnie obok, wczoraj usłyszałem, że się "odcinam" i takie tam..."


Ludzie maja i beda miec tajemnice i to calkiem normalne, nie trzeba sie nimi dzielic z calym swiatem. Oni sobie zaufali, bo ani jedno z nich nie uciekalo pogniewane i nie wyprzedzalo faktow. Nie mozesz liczyc ze ktos nie bedzie miec dobrych relacji miedzy soba tylko dlatego ze ty jestes nieszczesliwy.


"Nie wiem tak naprawdę co mam robić bo bardzo ciąży mi ta sytuacja..."
Nie zalatwisz to zadna rozmowa! bo nie zmienisz sie nagle , to wymaga czasu. Niewazne ile rozmow przebedziesz z nimi bo i tak odbierzesz cos co zrobia nie tak jak powinienes. To jest w tobie! i ty musisz zaczac od siebie a nie od innych.
 
     
MagicSoul 
Nowy


Dołączyła: 11 Kwi 2012
Posty: 8
Wysłany: 2012-04-15, 16:47   

BlueEyes, rozumiem cię. Byłam w identycznej sytuacji( przez dłuższy okres czasu).
 
     
BlueEyes 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 13 Kwi 2012
Posty: 6
Wysłany: 2012-04-15, 17:25   Re: Moja historia o samotności i przyjaźni...

KiciKiciKici napisał/a:
Ten placz to tylko pokazuje jak bardzo chcesz sie czuc potrzebny komus, pomysl na spokojnie czy to napewno chodzi onich bo mnie sie wydaje ze to ma korzenie jakies w dziecinstwie albo ta niska samoocena ktory ciebie wciaz krytykuje pocichu.


W tym konkretnym przypadku chodziło mi o nich. Po prostu zawiedli mnie ludzie, po których w życiu bym się tego nie spodziewał i dlatego tak mnie to bolało.
A moja niska samoocena? nie wiem skąd się wzięła, raczej nie było konkretnej sytuacji w której się narodziła (a może poprostu takiej nie pamiętam...), a dzieciństwo wspominam raczej dobrze ;-)

KiciKiciKici napisał/a:
A moze tez byc tak ze podswiadomie ich odtracasz bo tak boisz sie byc z kims blisko bo boisz sie ze cie zrania.


W pewnym stopniu napewno tak jest...




liberta napisał/a:
Twoja dwójka przyjaciół rzeczywiście Ciebie nie potrzebuje - mają siebie. Nie licz na to, że się to kiedyś zmieni bo ich więź jest znacznie silniejsza niż twoja z nimi.


Wiem, dlatego jest mi z tym ciężko...

liberta napisał/a:
Jakim jesteś dla nich przyjacielem?


Myślę, że to bardziej Oni powinni ocenić ;)
Ale napewno zawsze mogli na mnie liczyć w każdej sytuacji. Mogli i mogą...



MagicSoul napisał/a:
BlueEyes, rozumiem cię. Byłam w identycznej sytuacji( przez dłuższy okres czasu).

Dzięki:*
 
     
Groszek 
Nowy

Dołączyła: 14 Kwi 2012
Posty: 3
Wysłany: 2012-04-15, 18:12   

Ludzie nas zawodzą, bo to leży w ich naturze, nie są doskonali. Musimy brać pod uwagę, że nie zawsze i nie wszyscy staną na wysokości zadania
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS