Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
przenicowany jakiś ten świat
Autor Wiadomość
Arpad 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-05-02, 15:39   przenicowany jakiś ten świat

W sumie nie do końca wiem dlaczego chcę to wszystko opowiedzieć. Może liczę, że dowiem się w końcu czy to ja jestem jakiś chory czy raczej to świat zwariował.
Dzieciństwo przeszło jak to dzieciństwo, trudno żeby coś ciekawego opowiedzieć. Moje życie zaczęło się rozkręcać w połowie gimnazjum. Któregoś dnia przypadkowo, na jakimś forum poznałem przez internet moją późniejszą kobietę, dogadywaliśmy się niesamowicie więc szybko zaczęliśmy poświęcać sobie sporo uwagi. Nad tą historią szkoda mi się rozwodzić, w skrócie był jeden problem, ona była z Cieszyna, ja z Warszawy. Mimo to jeździłem do niej. 3 lata spędziłem w nieustannej podróży tam i spowrotem. Straciłem przez to część przyjaciół i znajomych dla których po prostu nie miałem czasu, bo poświęcałem go jej. Każdą złotówkę odkładałem żeby mnie było stać na pociąg albo kupić jej coś ładnego bo pochodziła z biednej rodziny a ja nie chciałem by czuła się przez to gorsza. Była bardzo samotniczą osobą, z silnymi kompleksami i problemami. Nieraz całe dnie spędzałem na pocieszaniu jej i próbie wyciągnięcia z fobii społecznej. Kiedy wreszcie mi się to udało, zaczęła żyć i wychodzić do ludzi, doszła do wniosku że woli spędzać czas z nimi dlatego dłużej już razem nie będziemy. Nikt do tej pory mnie w życiu tak psychicznie nie zniszczył dlatego mimo że bardzo ją kochałem nie widziałem innego wyjścia. Pamiętam do dziś jak mi wyła przez telefon żeby nie zrywać z nią kontaktu bo mnie potrzebuje. Zmieniłem numer. Było to 2 lata temu. Uznałem że trzeba się pozbierać się i żyć dalej. Tak więc rok spędziłem normalnie, żyjąc bez jakiś konkretniejszych celów i planów. Nie było też na horyzoncie nikogo kim bym się chciał zainteresować. Po roku coś się jednak zmieniło, przysiadłem któregoś dnia, zacząłem myśleć nad swoim życiem i poczułem jak strasznie mi samotnie. Modliłem się wtedy żeby coś w moim życiu się zmieniło. I na następny dzień wybuchłem śmiechem. Na facebooku pojawiła się wiadomość od nieznajomej mi dziewczyny "jesteś moją męską wersją". Wyglądało mi to jak historia z brazylijskiej telenoweli ale jednak było prawdziwe. Zdaje się że mieliśmy wspólnych znajomych, a jej się nudziło więc przeglądała profile ludzi komentujących statusy no i przypadkiem wpadła na mnie. Podobne poglądy, muzyka której słuchamy i książki które czytamy a w dodatku urodzeni tego samego dnia. Zakręciliśmy się więc chwilę wokół siebie, ale jak na złość ciągle padały nam kłody pod nogi. Ciągle coś wypadało aż tak wyszło że przespaliśmy moment. Jakoś w sumie nie rozpaczałem, bardzo się do dziś lubimy i często rozmawiamy ale patrząc z perspektywy czasu myślę że choć tego potrzebowałem, żeby ją poznać to nie byliśmy dla siebie. Mimo że mamy wiele wspólnego nie stworzylibyśmy żadnej głębszej relacji.
Niedługo później poszedłem na studia, poznałem kolejną osobę, znowu pozornie w porządku, ale byliśmy na kilku randkach i zrezygnowałem z czegoś więcej. Sympatyczna dziewczyna ale bez zainteresowań, bez charakteru. Ona się we mnie bardzo szybko zakochała ale nigdy nie umiałem ranić ludzi, dlatego mimo że byłem bardzo samotny powiedziałem sobie że nie będę nikogo traktował jak koło ratunkowe i postanowiłem nie dawać jej żadnych złudzeń.
Kilka dni po podjęciu tej decyzji czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jakby opatrzność mnie nagrodziła za cierpliwość. Poszedłem na urodziny mojego "klona", tej od bycia jej męską wersją i ledwo wszedłem, poczułem się jakbym dostał obuchem w łeb. Tylko spojrzałem na jej przyjaciółkę i wiedziałem że damy radę się dogadać. Po imprezie znaleźliśmy się na fb, rozmowy bardzo się nam kleiły, dowiedziałem się że chwilę wcześniej ją ktoś wystawił, więc zaczęliśmy się ze sobą spotykać a ja czułem się przy niej.. zdolny do wszystkiego. Chyba tak mogę to opisać. Nieśmiały nigdy nie byłem, ale śmiały też nie szczególnie. Przy niej było inaczej, nie obchodziło mnie co kto o mnie pomyśli, żeby się pośmiać mogłem zrobić z siebie idiotę. Nie umiejąc tańczyć, póki nie umiałem z nią, mogłem ją na parkiet nawet wnieść, dawać jej kwiaty i nosić na rękach. Mogliśmy siedzieć godzinami w kawiarni słuchając muzyki lecącej w tle i śmiać się wzajemnie ze swoich abstrakcyjnych wyobrażeń, co ona przedstawia. Mimo tego wszystkiego mimo prób nigdy nie dała mi się pocałować, było to dla niej po prostu miłe ale kiedy już szczerze spytałem na czym stoję usłyszałem "nie jestem odpowiednią dla ciebie osobą".
Tym razem jednak zabolało, byłem pewien że to coś więcej, ale okazało się że tylko dla mnie. Jakiś czas byłem jak trup, ale powiedziałem sobie nie jedno już przetrwałeś, to weźmiesz się w garść po raz kolejny. Pozbierałem się więc szybciej niż mi się wydawało, ale nadal byłem samotny. Zacząłem więc szukać, może to już zbyt na siłę, ale założyłem konto na serwisie randkowym. Szybko zauważyłem jak dziwni są ludzie stamtąd. Albo nie przystosowani społecznie do tego stopnia że ciężko zamienić z nimi kilka słów, albo z jakimiś dziwnymi wymaganiami. Była tam też moja późniejsza.. nie wiem jak to nazwać, myślę że mogę powiedzieć miłość.
Była po prostu.. normalna, chętna do rozmowy, dyskutująca i mająca swoje własne zdanie. Rozmowy zaczęły się nam już przeciągać na naprawdę długie wiadomości, więc oczywiste stało się że powinniśmy się spotkać. I wieczór który spędziliśmy razem był najbardziej udanym w moim życiu. Nie wiedziałem że aż tak można się przy kimś śmiać, ale kiedy wspominam ten dzień, to jedno pamiętam. Krótkie siedzenie w kawiarni, w czasie którego okazało się że mamy identyczne poglądy, zgadzamy się chyba we wszystkim. Ja zaczynałem zdanie a ona kończyła. Ona mi opowiadała że widziała ostatnio coś co się jej spodobało a ja wyciągałem to z kieszeni. A potem nocny spacer po warszawie, w czasie którego nie milkliśmy nawet na moment a co chwila wybuchaliśmy jakimś irracjonalnym śmiechem, z największych głupot. Była śliczna, patrzyłem na nią cały wieczór a mimo to nie jestem w stanie jej sobie z tamtego dnia przypomnieć, bo chyba cała moja uwaga została skupiona na nieprzerwanej rozmowie brzmiącej raczej jak monolog z samym sobą a nie rozmowa z w sumie to obcą osobą. Zdarzało się nam jednocześnie powiedzieć albo zrobić to samo.
Wkrótce potem zaczęliśmy przegadywać ze sobą całe wieczory i umówiliśmy się na kolejną randkę. Zaraz doszło dzwonienie i pisanie do siebie, żartowanie, droczenie się i miłe słowa. 2 randka równie udana jak pierwsza, dostała ode mnie różę a potem 4 godziny spacerowaliśmy po mieście nie umiejąc zamknąć ust. Wszystko nabierało rozpędu, niedługo potem spotkaliśmy się po raz kolejny a ja byłem coraz bardziej pewny że w końcu trafiłem właściwie. Obydwoje mamy dziwnie poryte mózgi, myślimy strasznie abstrakcyjnie, mamy jakieś przedziwne myśli i rozkminy. Jeszcze nie spotkałem osoby z którą mógłbym je dzielić i nie usłyszeć że jestem zdrowo jebnięty. Na pożegnanie ją pocałowałem. Pierwsza osoba do której naprawdę się zbliżyłem od przeszło 2 lat. Widziałem ze ona też się po tym zaangażowała jeszcze bardziej. Zaczęliśmy rozmawiać już prawie jak para, zapraszała mnie gdzieś z dużym wyprzedzeniem żeby być jej towarzyszem na jakiejś imprezie itp. Wszystko wskazywało że też jest mnie pewna. Na 4 randce jak zwykle nieprzerwanie się śmialiśmy, ale przy okazji się na mnie otworzyła, opowiedziała mi co nieco o swojej przeszłości, o facecie świrze, wyzywającym ją od dziwek i szmat, grożącym jej nożem. Później o kolejnym chłopaku, którego znała wcześniej przez 3 lata, który był z nią 8 miesięcy po czym z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia tak po prostu odszedł ciągnąc za sobą przy okazji 3/4 znajomych, którzy znali ją od tej pory jako "zjebana była naszego przyjaciela". Starałem się aby czuła się bezpiecznie i wiedziała że ja jej nie zranię, że mi na niej zależy i może się na mnie oprzeć. Wyglądało na to że wszystko jest kwestią kilku dni, chciałem zaplanować miły dzień po którym już bylibyśmy kimś więcej. Niestety, los się odwrócił, najpierw miała chrzciny kuzyna, potem bardzo się rozchorowała i 2 tygodnie nie wychodziła z domu. Planowaliśmy że ja ją odwiedzę ale odwołała to, mówiąc że nawet rodzina ledwo wchodzi do jej pokoju, żeby się nie zarazić bo jakieś straszne paskudztwo złapała i nie była w stanie podnieść się z łóżka. Żeby nie była samotna, rozmawiałem z nią wtedy całymi dniami. Zdarzało się nam i 12 godzin nie przestawać ze sobą pisać, przy okazji coraz milej. Aż nagle z dnia na dzień wszystko się urwało, zauważyłem że znikło jej zainteresowanie tym co do niej mówię, ja pisałem a ona odpisywała tylko żeby podtrzymać rozmowę. Skonczyły się miłe smsy i żartobliwe sprzeczki. Po prostu na nie nie odpisywała. W czasie rozmowy przez fb też po prostu sobie szła bez słowa pożegnania. Mimo że wyzdrowiała, znalazła wymówkę żeby do mnie nie przyjechać, ma troche nauki więc nie da rady. Dłużej mi tłumaczyła poprzedniego wieczoru że będzie kolejnego dnia bardzo zajęta niż jej ta nauka kolejnego dnia faktycznie zajęła. Przy okazji spotkała też na ulicy przyjaciela swojego byłego świra i zaczęła trochę rozpamiętywać. Napisała mi że bardzo długo myślała i doszła do wniosku że ma chorą potrzebę toksyczności w życiu. Kiedy jej jest za mało to jest nudno, kiedy za dużo, zaczyna cierpieć. Zaczęła opowiadać że romansowanie z psychopatą wyprało ją chyba ze wszystkich emocji bo do życia podchodzi z bardzo chłodnym dystansem i mimo że myślała że kocha swojego kolejnego chłopaka, czuła jakby była obserwatorką a nie uczestniczką swojego życia. Jednocześnie zapewniła mnie że to tylko jakieś jej przemyślenia a nie ucieczka. Mimo to stała się dla mnie chłodna. Kiedy zwróciłem jej na to uwagę zostałem opieprzony za brak dystansu i jakąś próbę wmówienia jej czegoś. Powiedziałem sobie ok, może musi się wewnętrznie z tym wszystkim uporać, będę dla niej wyrozumiały. Ale przez kolejny tydzień zamienialiśmy tylko parę słów dziennie. Umówić się nie dawało rady. Dopiero kiedy jej powiedziałem że rezygnuję z próby spotkania sie z nią, sama coś tam zaproponowała ale sprowadziło się to do spotkania się na mieście na godzinę i zjedzenia razem śniadania. Później już nie widywaliśmy się sami, jak już się dało radę spotkać to jakoś przy okazji jak wychodziła spotkać się z którąś z przyjaciółek. Któregoś dnia po prostu przestała się już odzywać, kolejnego też nie zamieniliśmy słowa. Ani nawet następnego. Zignorowała nawet informacje że martwię się ciężko chorą babcią. Kiedy wprost poprosiłem żeby znalazła dla mnie 10 minut i się chociaż ze mną pożegnała skoro nie chce dłużej ciągnąć tej znajomości usłyszałem że wszystko jest bardzo w porządku, ale jest zajęta od rana do nocy i nie ma czasu nawet mi na głupiego smsa odpisać. Kilka dni nawet widziałem że się coś stara, potem znowu olewka.. W niedzielę raczyła mnie zadowolona poinformować że znowu idzie na koncert (na poprzednim byliśmy razem) i już się z jakimś znajomym umówiła. Uznałem to już za jasny sygnał że to koniec. Kolejnego dnia obudził mnie sms czy pójdę z nią wieczorem do teatru bo ma wolne bilety i jeszcze z jedną przyjaciółka byśmy się przeszli. Zacząłem się zastanawiać czy to ja jestem jakiś chory, , zazdrosny bez powodu i dopisujący sobie na siłę czarne scenariusze. Postanowiłem pójść i tego dnia już się wszystkiego dowiedzieć. Po teatrze postanowiłem ją odprowadzić. W międzyczasie oddzwaniała jeszcze do przyjaciółki, która w czasie spektaklu do niej zadzwoniła. Późno już było ale postanowiły się spotkać. Usłyszałem w czasie ich rozmowy sympatyczne zdanie "idę z bagażem", ale uznałem to za jakiś słaby dowcip. Chwilę pokręciliśmy się po mieście a potem sami poszliśmy pod jej dom, gdzie na pożegnanie chciałem jednak czegoś więcej niż tylko całus w policzek. Usłyszałem że "to zły pomysł". Powiedziałem jej tylko że mogła mi dać znać że tracę czas a nie przeciągać to i mnie okłamywać. Patrzyła się na mnie z zaskoczeniem i nie dała rady powiedzieć nawet słowa, dlatego odwróciłem się i poszedłem. W nocy dostałem od niej wiadomość
"Masz racje, że zachowałam się nie w porządku. To zupełnie nie ma nic wspólnego z tobą bo ja naprawdę bardzo cię polubiłam. Tkwie w dziwnej spirali swoich byłych, rozpamiętując przeszłość z wykluczeniem zlych na sile zapomnianych powaznych bledów, z którymi po prostu sie nie pogodziłam. Jestem chujowym materiałem na związek, ale nigdy nie chciałam dawać obietnic bez pokrycia ani cię zwodzić. Ani razu tak nie pomyślałam. Przepraszam że mówię to przez smsa, ale sytuacja pod bramą mnie przerosła a innej szansy mieć pewnie nie będę"
Odpisałem jej co o tym myślę, że cierpi na siłę, rozpamiętuje i sama karmi przeszłość zamiast ruszyć do przodu po czym życzyłem jej wszystkiego dobrego i aby w swojej ucieczce do przeszłości nie wyminęła swojej szansy na szczęście. Więcej do niej nie napisałem, ona do mnie też nie. Skasowałem numer żeby nie kusił, zerwałem kontakt. Czuję się teraz jak kotlet wsadzony do lodówki „zgłodnieję to sobie wyciągnę”
Przez ostatnie kilka dni ciągle myślę jak ten chory świat wygląda, gdzie ludzie są już tylko egoistami, myślą tylko osobą nie licząc się z innymi. Siedząc na wykładzie słucham rozmowy typowych ludzi z mojej uczelni
"-stary, jak ona ma na imie?
-Chuj mnie to, imienia nie rucham"
Widzę jak bardzo ludzie stracili konsekwencje w swoich działaniach, branie jakiejkolwiek za nie odpowiedzialności. Są już tylko jak chorągiewka na wietrze.. Mówią "A" kiedy im to odpowiada ale "B" jak im się nie zachce już nie powiedzą.
Zastanawiam się gdzie podziały się czasy, kiedy od meżczyzny wymagano aby był gentelmanem szanującym kobietę i dbającym o nią zamiast szpanującym kozaczkiem, chamem granatem od pługa oderwanym, a od kobiety aby była damą a wieczną dziewczynką. Zawsze sobie mówiłem bądź silny, idź dalej ale czuję że tym razem mi się już przelało i jedyne co czuję to pogardę do wszystkiego wokół, do nieszczerych ludzi bez honoru i szacunku do innych.
 
     
Poddrzewem 
Częsty bywalec



Dołączył: 17 Mar 2013
Posty: 653
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-05-02, 17:31   

Od czego by tu zacząć... ( Znów problem, jak coś sensownie napisać )

Nie łatwo buduję się "dobre" relacje z ludźmi, ba nawet z przyzwoitymi często bywa trudno. To dość skomplikowany proces...
Wiele ludzi ma ze sobą, jakiś "emocjonalny bagaż" który wpływa na ich relacje i życie w różnym stopniu. Największy problem który ja tu widzę, to że ludzi dość często szukają na siłę swej miłości, nim jeszcze nie pozbierają się psychicznie po ostatniej. Wiele osób po nagłej stracie bliskiej osoby, szuka szybko kolejnej by ukoić swój smutek, dość często nie świadomo krzywdząc drugą osobę. Nikt oprócz ciebie nie zna tej dziewczyny, lecz po prostu zdaje mi się że nie pogodziła się z przeszłością. (Tu chyba nie muszę nić dodawać)

A co do świata, jest dziwny, jest chory, jest normalny, jest kolorowy, jest...
Ludzi jest naprawdę wielu, każdy by mógł by powiedzieć chcę tylko miłości, lecz u każdego ta miłość inaczej wygląda. Nie którzyś mówią ze to nie era romantyków inny że wręcz przeciwnie, lecz nie wszystko co romantyczne jest romantyczne i Wice wersa.

Ja bym ci odradzał szukania miłości na siłę, sama przyjdzie ( i zapewne nie raz odejdzie). Nie szukaj też przez internet! Znajomości czemu nie, lecz bez nastawienia że znajdziesz miłość. Bo od razu polegniesz na tym założeniu.
Ostatnio zmieniony przez Poddrzewem 2013-05-03, 00:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Arpad 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-05-02, 22:50   

Mi to wszystko ciężko zrozumieć bo jestem.. stały. Chyba tak to mogę ująć. Jeśli mi na kimś zacznie zależeć, nie odwiduje mi się chyba że zostanę bardzo poważnie rozczarowany. Jeśli komuś ufam bardzo często potem źle na tym wychodzę bo nie widzę oczywistych niedopowiedzeń czy kłamstw tak jak w tej historii. Wszystko wskazywało na to że jest źle, ale póki słyszałem od niej że jest w porządku, nie umiałem odpuścić, dać sobie spokoju. Jestem zbyt niezmienny i konsekwentny w swoich czynach. I dlatego tak mnie boli kiedy widzę jak ludzie się zachowują jak szmaciana lalka w bagażniku, to się w jedną stronę przeturlają, to ich rzuci w drugą.
Niestety to chyba prawda, nie pogodziła się z przeszłością i ja to rozumiem, nie miałbym pretensji. Nawet gdyby nagle to sobie uświadomiła i mi dała o tym znać.. Ale ciągnęła wszystko, trzymając mnie. Zostałem użyty jak plaster na ranę w sercu a kiedy przestałem być potrzebny bo już się zrobiło zbyt zobowiązująco dłużej mnie nie potrzebowała ale i nie wyrzuciła tak "na wszelki wypadek"
Boli mnie że jej zależało i zadbała żeby i mi zaczęło zależeć po czym kiedy ja się zaangażowałem, ona się wycofała nie dając mi nawet szansy i zostawiając mnie na lodzie..
W końcu to zauważyla i przynajmniej mi wyjaśniła, ale albo się nie pogodziła z tym że odszedłem albo uważa mnie za chuja, któremu najwyraźniej na niej samej nie zależało tylko chciał przestać być sam, bo kiedy wszystko się skończyło po prostu się pożegnał. Chcialem żeby chociaż koniec był przyzwoity, nie odpisała mi nawet słowem.. A ja w jej życiu być dłużej nie potrafię, nie chcę być przyjacielem, bo za dobrą mam pamięć. I wspominałbym jak było kiedy jej zależało, kiedy pozwoliła się pocałować i kiedy też chciała czegoś więcej. Żyłbym przeszłością jak ona.. Żeby tego uniknąć wyszedłem na chuja z którym się nawet nie pożegnała.
Masz rację, ludzi jest wielu. Ale co kolejny to dla mnie większy zawód. Trafić na człowieka na którego mogę liczyć jak na samego siebie jakoś nie umiem.
Szukać na siłę nie chcę, ale samotny być dłużej nie potrafię. Widzę tylko jak wszyscy wokół mnie układają sobie życie. Za kilka miesięcy siostra bierze ślub na który nie będę miał nawet z kim przyjść. Widzę parę lat starszych znajomych, którzy już założyli rodziny, mają ułożone życie. I jedyna moja myśl to "nie mam nikogo"
 
     
owca_wojenna
[Usunięty]

Wysłany: 2013-05-02, 23:31   

Przynajmniej miałeś dosyć bolesną lekcję od życia i wiesz, że nie warto ufać tak bardzo i oddawać się wszystkiemu od razu. Chociaż bardzo to bolesne, to i potrzebne żeby radzić sobie jakoś dalej. Przez związki na pewno się dużo uczymy... ale co ja tam mogę wiedzieć... Nigdy nikogo nie miałam i moja wiedza jest jak wiedza księdza na temat wychowywania dzieci. Bardo żałuję, że nigdy nie umiałam się w nikim zakochać i pokochać i być z kimś. Nic nie wiem o życiu i to również bardzo boli, chociaż może wydawać się to płytkie i jakieś dziecinne.
 
     
Poddrzewem 
Częsty bywalec



Dołączył: 17 Mar 2013
Posty: 653
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-05-03, 00:49   

Tu powinien, się pojawić taki jeden istotny termin, którym jest "zakochanie" i broń boże( jeśli ktoś wierzący, a jeśli nie to broń wódko) nie mylić z "miłością" :)

Wydaje się mi że poniekąd zakochałeś się w niej, a ten stan jest okropny, dlaczego okropny? Bowiem podczas zakochania wybielamy drugą osobę, też często dochodzą egoistyczne uczucia. Pamiętam jak sam kiedyś, ile bym zrobił i by tamta osoba wróciła, chodź to ona mnie krzywdziła. Egoistyczna chęć bycia kochanym, bycia z kimś... (bla, bla, bla).
Chodź nie z zasady zakochanie nie jest złe :__), tylko ten emocjonalny kipisz w głowie, ale istotne jest by dobrze zbudować relację, co może przerodzić się w tedy w miłość.

Tą pannę se odpuść, możliwe że jest psychicznie uzależniona od tamtego gościa, widziałem u znajomych chore relacje, lepiej w takie coś się nie mieszać na trzeciego. Ani też nie myśleć, że ja jej pomogę, wyciągnę z tego i będziemy razem. Bo ona sama musi do tego dojść. Ludzie popełniają błędy, i to nie jest złe w samym sobie, tylko jeśli potrafią z tego wynieść jakoś lekcję na przyszłość.

Nie przejmuj się tym że nie masz drugiej połówki, jeszcze z czasem, znajdzie się kilka co będą pasowały do ciebie.
A co do znajomych, ba sam miałem majnd-faka... że ile to się pożeniło, a ja ciągle lecę inaczej przez życie :) (staram się nie porównywać się do innych znajomych)

Dobrą teraz radę dam, idź z kolegami na piwo, zajmij się hobby. Minie kilka dni, stopniowo będziesz zapominał o niej. A nóż widelec, pojedziesz na ryby a tam poznasz jakoś fajną wędkarkę. :witch:
Ostatnio zmieniony przez Poddrzewem 2013-05-03, 01:05, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
     
Arpad 
Nowy

Wiek: 30
Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 3
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-05-04, 00:30   

Daj sobie spokoj mowisz.. To jedno nalezalo zrobic juz dawno i tego jednego zrobic nie umialem.. Po jej wiadomosci o tym ze nia miala zamiaru mnie zwodzic ale zyje orzeszloscia zakonczylem tą znajomość. Nie potrafiłbym przejśc nad tym do codziennosci jak gdyby nigdy nic. Bardzo dawno z nikim nie zbudowalem tak bliskiej relacji jak z nią i nie poradziłbym sobie z przetranfformowaniem tego w kolezenstwo, to mnie przerasta.
Ale chyba najbardziej mnie boli że nawet na koniec ma mnie w dupie.. Może i ją to zabolalo, miało prawo, nagle ją postawilem przed faktem dokonanym, że to koniec znajomości, ale starałem się być dla niej najlepszy jak potrafilem.. Miała zly dzień, robiłem wszystko zeby poprawić jej humor. Odbijało jej z nudów kiedy nie mogla wyjsc z domu i nie miala do kogo sie odezwac, rozmawialem z nia calymi dniami. Żeby tylko nie była samotna.. Coś ją gryzło, zawsze wysłuchałem, starałem się być oparciem. Robiłem co mogłem żeby jej pokazać że mi na niej zależy, nawet wtedy kiedy jej juz nie zalezalo na mnie. I po tym wszystkim, uznala tylko za stosowne zeby mnie poinformowac ze jesli mnie zwodzila, dawala zludna nadzieje i wykorzystala moje zaangazowanie to zrobila to przypadkiem. Nie zasłużyłem nawet żeby mi odpowiedzieć i sie ze mną pożegnać..
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS