No, ja mam sytuację taką, że nigdy nie byłem w partnerskim związku, a były to tylko zwykłe relacje, i to najczęściej krótkotrwałe.
Po prostu nigdy nie trafiłem na właściwą kobietę, bo los mi nie sprzyjał, a nie chciałem się wiązać z: pierwszą lepszą po to tylko, żeby być.
Ja miałem różne znajomości z kobietami i to różnie wyglądało. Ja nie jestem też "desperatem", jak niektórzy faceci, że "muszę koniecznie z jakąś być". Ja tak do tego nie podchodziłem. Jeżeli mi się nie trafiła odpowiednia, to trudno. Żyję dalej i nie płaczę z tego powodu.
No, ja mam sytuację taką, że nigdy nie byłem w partnerskim związku, a były to tylko zwykłe relacje, i to najczęściej krótkotrwałe.
Po prostu nigdy nie trafiłem na właściwą kobietę, bo los mi nie sprzyjał, a nie chciałem się wiązać z: pierwszą lepszą po to tylko, żeby być.
Ja miałem różne znajomości z kobietami i to różnie wyglądało. Ja nie jestem też "desperatem", jak niektórzy faceci, że "muszę koniecznie z jakąś być". Ja tak do tego nie podchodziłem. Jeżeli mi się nie trafiła odpowiednia, to trudno. Żyję dalej i nie płaczę z tego powodu.
To chyba najlepsze podejście jakie można mieć w takiej sytuacji.
Jeżeli los nie sprzyja w takich sprawach, nie chce dobrze, to też odczuwa się pewną bezradność i bezsilność.
Nikt nie pomaga i nie wspiera w tym, żeby coś się udało, żeby było dobrze i człowiek jest sam z problemem, z niepowodzeniami.
Ja to właśnie znam, bo ja z każdym problemem, jaki miałem byłem zawsze sam. Nie było nigdy u boku żadnej osoby, która by wspierała, dobrze poradziła i pomogła w takich sprawach.
To innych ludzi raczej nie interesuje, że ktoś nie ma szczęścia do drugiej osoby, że ma z tym jakieś problemy, że czuje się bezradny, że los nie sprzyja.
To już musiałaby być osoba oddana, przyjacielska osoba na którą zawsze można liczyć i do której zawsze można się zwrócić, w każdej sprawie.
Tyle że takich ludzi w tych czasach raczej już nie ma. A jeżeli nawet gdzieś są, to jest ich już tylko garstka...
Mowa o: prawdziwych i oddanych przyjaciołach, którzy nigdy nie zawiodą, nie oszukają i nie okłamią.
Naprawdę, coraz mniej już takich ludzi...
Ja praktycznie, jak zawsze miałem jakieś problemy, czy to takie życiowe, czy w sprawach: relacji z kobietami, to zawsze z tym byłem sam. Nikt nigdy mnie w tym nie wspierał, bo takiej osoby nie było wokół.
I zawsze sam i tylko sam musiałem sobie z różnymi sprawami radzić.
Jeden by się poddał, bo już by nie dał rady psychicznie, a drugi się nie poddaje i nadal sobie radzi, mimo że jest trudno.
I ja właśnie się jakoś nigdy nie poddałem, mimo że los nie był najczęściej dla mnie dobry, w różnych sprawach. Nie tylko jeżeli chodzi o relacje z drugą osobą i brak szczęścia do kobiet.
Jakoś zawsze się psychicznie trzymałem.
A samotność głęboka, a nawet osamotnienie ogarnia człowieka wtedy, gdy właśnie człowiek jest ze wszystkim sam, z każdym problemem życiowym.
I myślę, że to jest wtedy najgorsza samotność u człowieka, bo nikt w niczym nie wspiera, nie ma takiej osoby blisko, obok, bo ktoś jest na to obojętny.
Można mieć wielu znajomych, ale ani jednej, bliskiej i ważnej osoby, która nie będzie obojętna.
Bo samo to, że się kogoś w związku bliskim nie ma, to jeszcze nie jest jakaś, uciażliwa samotność.
Najgorzej, jak nie tylko nie ma się nikogo, nie ma się do kogo przytulić, z kim pogadać ( a z powietrzem się raczej nie da ), ale też, jak nie ma się szczęścia i dobrego losu do "relacji", do drugiej osoby, to też nie ma nikogo, kto by w tym pomagał i wspierał.
Ja znam to aż za dobrze i wiem, jakie to jest uczucie, będąc całkowicie samemu, nie mogąc z nikim pogadać na różne tematy, bo nie ma takiej osoby, która byłaby zainteresowana tym i to odwzajemniła.
No ale człowiek musi żyć dalej i się z tym jakoś zmagać. Załamać i poddać się nie można.
No, ja mam sytuację taką, że nigdy nie byłem w partnerskim związku, a były to tylko zwykłe relacje, i to najczęściej krótkotrwałe.
Po prostu nigdy nie trafiłem na właściwą kobietę, bo los mi nie sprzyjał, a nie chciałem się wiązać z: pierwszą lepszą po to tylko, żeby być.
Ja miałem różne znajomości z kobietami i to różnie wyglądało. Ja nie jestem też "desperatem", jak niektórzy faceci, że "muszę koniecznie z jakąś być". Ja tak do tego nie podchodziłem. Jeżeli mi się nie trafiła odpowiednia, to trudno. Żyję dalej i nie płaczę z tego powodu.
Czy czujesz przymus odszukania swojego celu w życiu?
No, ja mam sytuację taką, że nigdy nie byłem w partnerskim związku, a były to tylko zwykłe relacje, i to najczęściej krótkotrwałe.
Po prostu nigdy nie trafiłem na właściwą kobietę, bo los mi nie sprzyjał, a nie chciałem się wiązać z: pierwszą lepszą po to tylko, żeby być.
Ja miałem różne znajomości z kobietami i to różnie wyglądało. Ja nie jestem też "desperatem", jak niektórzy faceci, że "muszę koniecznie z jakąś być". Ja tak do tego nie podchodziłem. Jeżeli mi się nie trafiła odpowiednia, to trudno. Żyję dalej i nie płaczę z tego powodu.
Czy czujesz przymus odszukania swojego celu w życiu?
No, raczej czuję coś takiego.
Chciałbym sobie wyznaczać jakieś cele i do czego dążyć, bo na to chęci są, ale jakoś czegoś brakuje do tego...
Najgorsza jest bezradność i bezsilność w różnych sprawach, że człowiek chce czegoś, ale nie może. Bo nikt nie wspiera, nie pomaga, a jest człowiek sam.
Jeżeli los nie sprzyja w takich sprawach, nie chce dobrze, to też odczuwa się pewną bezradność i bezsilność.
Nikt nie pomaga i nie wspiera w tym, żeby coś się udało, żeby było dobrze i człowiek jest sam z problemem, z niepowodzeniami.
Ja to właśnie znam, bo ja z każdym problemem, jaki miałem byłem zawsze sam. Nie było nigdy u boku żadnej osoby, która by wspierała, dobrze poradziła i pomogła w takich sprawach.
To innych ludzi raczej nie interesuje, że ktoś nie ma szczęścia do drugiej osoby, że ma z tym jakieś problemy, że czuje się bezradny, że los nie sprzyja.
To już musiałaby być osoba oddana, przyjacielska osoba na którą zawsze można liczyć i do której zawsze można się zwrócić, w każdej sprawie.
Tyle że takich ludzi w tych czasach raczej już nie ma. A jeżeli nawet gdzieś są, to jest ich już tylko garstka...
Mowa o: prawdziwych i oddanych przyjaciołach, którzy nigdy nie zawiodą, nie oszukają i nie okłamią.
Naprawdę, coraz mniej już takich ludzi...
Ja praktycznie, jak zawsze miałem jakieś problemy, czy to takie życiowe, czy w sprawach: relacji z kobietami, to zawsze z tym byłem sam. Nikt nigdy mnie w tym nie wspierał, bo takiej osoby nie było wokół.
I zawsze sam i tylko sam musiałem sobie z różnymi sprawami radzić.
Jeden by się poddał, bo już by nie dał rady psychicznie, a drugi się nie poddaje i nadal sobie radzi, mimo że jest trudno.
I ja właśnie się jakoś nigdy nie poddałem, mimo że los nie był najczęściej dla mnie dobry, w różnych sprawach. Nie tylko jeżeli chodzi o relacje z drugą osobą i brak szczęścia do kobiet.
Jakoś zawsze się psychicznie trzymałem.
A samotność głęboka, a nawet osamotnienie ogarnia człowieka wtedy, gdy właśnie człowiek jest ze wszystkim sam, z każdym problemem życiowym.
I myślę, że to jest wtedy najgorsza samotność u człowieka, bo nikt w niczym nie wspiera, nie ma takiej osoby blisko, obok, bo ktoś jest na to obojętny.
Można mieć wielu znajomych, ale ani jednej, bliskiej i ważnej osoby, która nie będzie obojętna.
Bo samo to, że się kogoś w związku bliskim nie ma, to jeszcze nie jest jakaś, uciażliwa samotność.
Najgorzej, jak nie tylko nie ma się nikogo, nie ma się do kogo przytulić, z kim pogadać ( a z powietrzem się raczej nie da ), ale też, jak nie ma się szczęścia i dobrego losu do "relacji", do drugiej osoby, to też nie ma nikogo, kto by w tym pomagał i wspierał.
Ja znam to aż za dobrze i wiem, jakie to jest uczucie, będąc całkowicie samemu, nie mogąc z nikim pogadać na różne tematy, bo nie ma takiej osoby, która byłaby zainteresowana tym i to odwzajemniła.
No ale człowiek musi żyć dalej i się z tym jakoś zmagać. Załamać i poddać się nie można.
To prawda, tak dobrze wyraziłeś to poczucie osamotnienia, bycia taką samotną wyspą, człowiek potrzebuje innych ludzi.
Nawet mówi się, że "do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska", mało kto mówi, że niska dzietność w Polsce i ogólnie w cywilizacji Zachodu może wynikać też z tego, że zmieniamy się w zbiór wyizolowanych jednostek, a nie w silną i prężną sieć wzajemnego wsparcia. Kiedyś ludzie mogli liczyć nawet na taką sąsiadkę, która pożyczy przysłowiową szklankę cukru czy przypilnuje dziecka, a dziś nawet sąsiad sąsiadowi nieraz nie powie zwykłego "dzień dobry".
Jeżeli los nie sprzyja w takich sprawach, nie chce dobrze, to też odczuwa się pewną bezradność i bezsilność.
Nikt nie pomaga i nie wspiera w tym, żeby coś się udało, żeby było dobrze i człowiek jest sam z problemem, z niepowodzeniami.
Ja to właśnie znam, bo ja z każdym problemem, jaki miałem byłem zawsze sam. Nie było nigdy u boku żadnej osoby, która by wspierała, dobrze poradziła i pomogła w takich sprawach.
To innych ludzi raczej nie interesuje, że ktoś nie ma szczęścia do drugiej osoby, że ma z tym jakieś problemy, że czuje się bezradny, że los nie sprzyja.
To już musiałaby być osoba oddana, przyjacielska osoba na którą zawsze można liczyć i do której zawsze można się zwrócić, w każdej sprawie.
Tyle że takich ludzi w tych czasach raczej już nie ma. A jeżeli nawet gdzieś są, to jest ich już tylko garstka...
Mowa o: prawdziwych i oddanych przyjaciołach, którzy nigdy nie zawiodą, nie oszukają i nie okłamią.
Naprawdę, coraz mniej już takich ludzi...
Ja praktycznie, jak zawsze miałem jakieś problemy, czy to takie życiowe, czy w sprawach: relacji z kobietami, to zawsze z tym byłem sam. Nikt nigdy mnie w tym nie wspierał, bo takiej osoby nie było wokół.
I zawsze sam i tylko sam musiałem sobie z różnymi sprawami radzić.
Jeden by się poddał, bo już by nie dał rady psychicznie, a drugi się nie poddaje i nadal sobie radzi, mimo że jest trudno.
I ja właśnie się jakoś nigdy nie poddałem, mimo że los nie był najczęściej dla mnie dobry, w różnych sprawach. Nie tylko jeżeli chodzi o relacje z drugą osobą i brak szczęścia do kobiet.
Jakoś zawsze się psychicznie trzymałem.
A samotność głęboka, a nawet osamotnienie ogarnia człowieka wtedy, gdy właśnie człowiek jest ze wszystkim sam, z każdym problemem życiowym.
I myślę, że to jest wtedy najgorsza samotność u człowieka, bo nikt w niczym nie wspiera, nie ma takiej osoby blisko, obok, bo ktoś jest na to obojętny.
Można mieć wielu znajomych, ale ani jednej, bliskiej i ważnej osoby, która nie będzie obojętna.
Bo samo to, że się kogoś w związku bliskim nie ma, to jeszcze nie jest jakaś, uciażliwa samotność.
Najgorzej, jak nie tylko nie ma się nikogo, nie ma się do kogo przytulić, z kim pogadać ( a z powietrzem się raczej nie da ), ale też, jak nie ma się szczęścia i dobrego losu do "relacji", do drugiej osoby, to też nie ma nikogo, kto by w tym pomagał i wspierał.
Ja znam to aż za dobrze i wiem, jakie to jest uczucie, będąc całkowicie samemu, nie mogąc z nikim pogadać na różne tematy, bo nie ma takiej osoby, która byłaby zainteresowana tym i to odwzajemniła.
No ale człowiek musi żyć dalej i się z tym jakoś zmagać. Załamać i poddać się nie można.
To prawda, tak dobrze wyraziłeś to poczucie osamotnienia, bycia taką samotną wyspą, człowiek potrzebuje innych ludzi.
Nawet mówi się, że "do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska", mało kto mówi, że niska dzietność w Polsce i ogólnie w cywilizacji Zachodu może wynikać też z tego, że zmieniamy się w zbiór wyizolowanych jednostek, a nie w silną i prężną sieć wzajemnego wsparcia. Kiedyś ludzie mogli liczyć nawet na taką sąsiadkę, która pożyczy przysłowiową szklankę cukru czy przypilnuje dziecka, a dziś nawet sąsiad sąsiadowi nieraz nie powie zwykłego "dzień dobry".
Wiesz, czasami trzeba coś akceptować i się z czymś pogodzić.
Czasami los nie chce dla kogoś dobrze i nic na to się nie poradzi.
Ze złym losem jest trudno walczyć i wygrać.
I to nie chodzi o to, żeby się poddać, ale odczuwa się prawdziwą bezsilność.
To tak jak ludzie niepełnosprawni, bez nogi, be ręki, z paraliżem ciała już będą do końca życia na wózku inwalidzkim i muszą się z takim losem pogodzić, bo nie zmienią już tego.
To tylko kwestia podejścia do takich sytuacji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach