Chyba jest trochę tak, że coś za coś. Tak mi się wydaje.
Rodzinę mam wspaniałą. Wszyscy sobie pomagają, mogą na siebie liczyć i stoją za sobą murem. Co rusz spotykamy się na urodzinach, imieninach - a że jest nas sporo, okazje są częste. Plus oczywiście święta. Dużo śmiechu, wspomnień, mnóstwo pyszności do wtrząchania.
I tak czytając wypowiedzi różnych osób na różnych forach, coraz bardziej doceniam to, co man. Bo kiedyś wydawało mi się to normą.
Za to w zasadzie nie mam przyjaciół. Wszystko się porozłaziło, bo wszyscy mamy już swoje rodziny, każdy zagoniony i zapracowany. Nie ma czasu na spotkania.
Dlatego właśnie piszę, że coś za coś - jak doskwiera brak bliskich osób, bo w rodzinie układa się niespecjalnie, człowiek się otwiera bardziej na obcych.
Ja z "obcymi" mam fajne, kumpelskie relacje, których nie mam potrzeby zacieśniać. I teraz w sumie, kiedy dopadł mnie syndrom opuszczonego gniazda, trochę mi to doskwiera - ten brak alternatywy.
Poza tym nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że pracuję przez net, więc "fizycznie" spotykam niewiele nowych osób. Za to sporo znajomych wirtualnych.
Więc tak, coś za coś - przynajmniej w moim przypadku.
Wiek: 33 Dołączyła: 22 Sty 2018 Posty: 7 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-01-22, 18:53
Mam dwoje przyjaciół, chociaż jedna to osoba z mojej rodziny więc chyba się nie liczy. Z pozostałych ludzi mam jednego przyjaciela, z którym mogę porozmawiać o wszystkim i doradzić się w wielu sprawach. Reszta "przyjaźni" powykruszała się z czasem.
Myślałam że mam, ale jak odkryłam że wciskała mi kit. Za pierwszym razem to olałam ale za drugim się wk... i przestałam się do niej odzywać. Jak nie wierzyć przyjaciółce to komu? Niestety nie mam rodzeństwa więc jakoś muszę sobie ze wszystkim radzić sama.
Mam dokładnie trzech. Wszystkich znam sporo lat. Poznałem ich mając 14-18 lat.... Kontakt zanikał i wracał... Od czasu jak żyje w uk często gadamy na fb jak jestem w Polsce to zawsze się spotykamy.
Ostatnio zmieniony przez Marzyciel 2018-02-11, 01:24, w całości zmieniany 1 raz
Uważam, że przyjaźń nie istnieje a każdy czlowiek jako jednostka jest samotny, mamy kumpli, koleżanki ale prawdziwa przyjaźń nie istnieje. W moim pojmowaniu prawdziwy przyjaciel to osoba stojąca wyżej od wszystkich, brata, siostry, matki, ojca, partnera. Niestety to nie możliwe
Wiek: 25 Dołączyła: 05 Mar 2018 Posty: 14 Skąd: Mazowieckie/Lubelskie
Wysłany: 2018-03-05, 09:15
Uważam, że prawdziwych przyjaciół nigdy nie miałam. Mam kilku znajomych poznanych przez internet, z którymi piszę, spotkam się raz na kilka miesięcy, ale to nie to samo co przyjaźń.
Nigdy nie miałam przyjaciela/ przyjaciółki.
Kiedyś wydawało mi się, że mój dobry znajomy jest moim przyjacielem, ale jak się potem okazało to było tylko moim złudnym przekonaniem....
Ja chętnie poznam przyjaciółkę na wspólne spacery, po prostu by mieć fajną koleżankę. Brakuje mi kogoś takiego. Jestem z Grodziska i jestem spokojnym chłopakiem. A przyjaciół nie mam i bardzo mi z tym trudno
Ja mam jedną przyjaciółkę od ... prawie 30 lat. Mieszkałyśmy w jednym bloku, uczyłyśmy sie w jednej klasie :) Obie wiemy ze jedna na druga moze zawsze liczyc :) Życze Wam takich przyjaciół albo chociaz jednego
Myślałam, że mam. Ba, nawet byłam pewna że mam.
Niestety wyszło, że w bardzo trudnym okresie mojego życia, te "przyjaźnie" są niewiele warte.
Mimo, że wprost prosiłam o pomoc, byłam całkiem sama.
Żałuje tylko, że musiałam w ten sposób odkryć prawdziwość tych "przyjaźni"
U mnie w rodzinie nie jest wspaniale.
Rodzina ze strony matki zerwała kontakty, jak byłem dzieckiem i potem już nigdy do naszego domu nie przyjeżdżali, aż do teraz, tyle że ja już od kilkunastu lat nie mieszkam w ojcem i matką, tylko sam.
To znaczy, sam mieszkam od ponad 10 lat, ale początkowo mieszkałem ponad 5 lat u osób w rodzinie, ze strony ojca.
Niestety, tam nie było za dobrych relacji, były różne spięcia, konflikty i to też spowodowało, że wyprowadziłem się od nich i zamieszkałem sam, w innym mieście, ale nie daleko.
Nigdy, w mojej rodzinie było "prawdziwej przyjaźni".
Niestety, niektórzy siebie traktowali i traktują obojętnie, jakby się nie znali. Dlatego ja przestałem jeździć na "ZJAZDY RODZINNE", które są organizowane co 5 lat u kogoś w rodzinie, ze strony ojca.
Kiedyś uczestniczyłem na tych "imprezach", ale potem stwierdziłem, że dla mnie nie ma to sensu i dałem sobie spokój.
Niektóre rodziny organizują coś takiego i spotykają się tam ludzie z rodzin, kto chce oczywiście.
Mam jedyną ciocię, która nawet nie jest moją prawdziwą ciocią, ale dużo mi pomogła i ja jej pomagam, jak tylko mogę.
Resztą osób w rodzinie się nie bardzo interesuje, a to nie często się dzisiaj zdarza, żeby w rodzinach tak każdy sobie pomagał i był dla siebie dobry.
Są takie RODZINY, ale do takich ludzi trzeba mieć jakieś szczęście i nie każdy ma.
Jak nie trafiło się na "dobrą rodzinę", zarówno tę bliską, jak i dalszą, to z tym trzeba się pogodzić i tyle.
Nie wiem czy mam przyjaciółkę.
Wydawało mi się, że tak. jak ma problemy w domu i dzwoni się wypłakać zawsze jestem dla niej całym sercem, ja też mogę liczyć na jej pomoc w każdej sprawie, ale często jest tak, że dzwonie a ona nie odbiera. Każdy ma prawo być zajęty, ale potrafi oddzwonić do mnie po tygodniu i mówi, że miała tyle na głowę do załatwienia, samochód, urzędy, dzieci, budowa domu i nie miała czasu.
Może to ja jestem dziwna i doszukuje się, ale wg mnie zawsze można znaleźć 5 minut na tel. Nawet idąc z dzieckiem na spacer, czy wychodząc z urzędu i idąc do samochodu.
no ale....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach