Samotność - forum psychologiczne na temat samotności - dla wszystkich samotnych i osamotnionych - samotnosc

FAQ SzukajUżytkownicyGrupy Chat Gry RejestracjaZaloguj

Samotność

Psychologiczne forum dyskusyjne związane z tematem samotność, osamotnienie - na temat samotności dla wszystkich samotnych i osamotnionych.

Poprzedni temat «» Następny temat
Wychodzenie z samotności?
Autor Wiadomość
mateusz2710 
Milczący


Wiek: 38
Dołączył: 21 Wrz 2011
Posty: 69
Wysłany: 2011-11-11, 13:31   

No nie powiem. Moze byc to ciekawe ale z reguly nie wierze ze jakis schemat czy porady psychologiczne sa w stanie mi pomuc w zbudowaniu zawiazku. Jestem raczej zdania ze wszystko i tak idzie wlasnym torem.
 
     
duenderosa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-11, 13:41   

Pozwolę się z Tobą nie zgodzić... Bo jeśli kobiety (niektóre) infantylnie uważają, ze taka miłość jak na amerykańskich filmach (romantyczna, pełna uniesień i motyli w brzuchu) trwa wiecznie to są w błędzie.

Jesli facet uważa, ze wystarczy raz powiedzieć partnerce, że się ją kocha a potem jak się ją zdobędzie to juz nie warto o nią zabiegać to też jest w błędzie.

Myślę,że wiele związków rozpada się z powodu tego, że nie potrafimy rozmawiać o swoich uczuciach, o swoich potrzebach itp... a jeszcze więcej z powodu "nie dobrania".

Bo jeśli więcej nas dzieli niż łączy - to nie warto mieć złudzeń, że jak będziemy razwem to się zmieni. (nie mam na myśli , ze ja lubię horrory, a ty np. komedie), raczej myślę o różnicach światopoglądowych, inetelektualnych, kulturowych... bo owszem można pobyć w związku jakiśczas, ale nie całe życie, bo albo któraś strona będzie cierpieć z powodu ustępowania i ulegania poglądom drugiej strony, albo się pozabijają... ostatecznie (rzadzko) rozstaną się w mądry sposob.

Bo wiedzę, można zdobyć, ale zmienic sposób myślenia, rozumowania... jest dość trudno.

Ale oczywiście mogę się mylić :)

Dziękuję z Twoją opinię...
 
     
mateusz2710 
Milczący


Wiek: 38
Dołączył: 21 Wrz 2011
Posty: 69
Wysłany: 2011-11-11, 13:53   

Ja jestem uparty jak malo ktory osiol i durnowaty zarazem. Mozna mi wbijac do lba pewne rzeczy a i tak zrobie po swojemu. Czesto z tego powodu cierpialem ale czulem ze inaczej nie moge bo bylo by to wbrew mojej naturze. Ale chetnie poczytam na ten temat. Moze zmienie zdanie i poslucham madrzejszych ode mnie.
 
     
myszka1604 
Częsty bywalec



Wiek: 32
Dołączyła: 23 Paź 2011
Posty: 525
Wysłany: 2011-11-11, 20:44   

Zgadzam się z Tobą duenderosa. Ostatnio popełniłam ten błąd, związałam się z facetm z którym więcej mnie dzieliło niż łączyło, powiedziałam sobie "przecież to sa się przeskoczyć jeśli jest uczucie". Nie da się. Poglądy, podejście, nawet wychowanie kulturowe... u mnie sprzeczki ciągle szły o tolerancje do innych orientacji i wyznań.
Miłość z filmów romantycznych? Hollywood i disney powinny płacić słone odszkodowania za straty moralne, za wbijanie nam od dziecka takich głupot. ;-)
 
     
magma
Nowy

Dołączył: 16 Sie 2011
Posty: 8
Wysłany: 2011-11-11, 21:07   

myszka1604 napisał/a:
Miłość z filmów romantycznych? Hollywood i disney powinny płacić słone odszkodowania za straty moralne, za wbijanie nam od dziecka takich głupot.

zgadza się, choć z drugiej strony nikt nie każe nam ślepo wierzyć w cała tą ideę romantycznej miłości :-)
 
     
duenderosa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-11, 23:45   

Oczywiście, że nikt nie każe nam wierzyć w cudowną hollywoodzką miłosć... Cóż, skoro większość z nas jednak wierzy, że jak znejdzie tę jedyną / tego jedynego... to już wszystko bedzie dobrze... "i żyli długo i szczęśliwie".
Moja znajoma, która jest prawie pod 40 chę wciąż wierzy, ze te motyle w brzuchu to moga być tak do śmierci... kwestia spotkania włąściwej osoby..

Cóż, niestety muszę rowiać Wasze watpliwości.
Kazdy związek przeżywa swoje fazy:
1 (Ta najpiękniesza!! :uscisk: ...) kiedy jesteśmy zakochani, kiedy tak naprawdę działamy w amoku, a w głowie mamy substancje opiopochodne (tak, tak, jakbyście się najarali Maryśki) Notabene, to dlatego niektórzy skaczą z kwiatka na kwiatek (maksymalnie wytrzymując do 2 lat), bo brakuje im tych opioidów... a do 2 lat ten stan może trwać.
Takie zmienianie partnerów jak rękawiczki śżwiadczy o dużej niedojrzałości emocjonalnej..
.
2 Faza.. zaczyna się u niektórych po kilku miesiacach "haju" czy "zakochania a u niektórych po dwóch latach. To jest wkraczanie w prawdziwą, dojrzałą miłość.. i od tego jaka ona będzie zależy nasza chęć "pielęgnowania jej" (zakłądając, że wybraliśmy odpowiedniego partnera - o czym napiszę później)
W tej fazie króluje NAMIĘTNOSĆ :), uwielbiamy się kochać pieścić i całować,jesteśmu zazdrośni (ale zdrową zazdrością), tęsknimy za ukochanym, chcemy wciaż przebywac razem.. a nawet jak się spotykamy z innymi, to chętnie wracamy do naszej "samotności we dwoje".
Tu rodzi się zaangażowanie - decyzje i myśli ukierunkowanie na budowanie zwiazku, docieranie się, uczenie się siebie nawzajem
Tu rodzi się także intymność - bliskość, zaufanie, otwartość...w zdrowiu i chorobie :)

3 faza - miłości dojrzałej zwykle po 2-3 latach i tu przykra niespodzianka NAMIĘTNOSĆ wygasa prawie do zera :(((, nie ma motyli w brzuchu (czasem jak się postaramy, po romantycznej kolacji, albo po długiej rozłące, mogą się jeszce zdarzyć), ale generalnie - Adieu - żegajcie hollywoodzkie obrazki filmowe

Na pocieszenie dodam, że za to wzrasta drastycznie INTYMNOŚĆ i oczywiście poinno ZAANGAŻOWANIE

4 faza- faza miłości przyjaznej lub rozpad zwiazku.

Jeśli pielęgnujemy ZAANGAŻOWANIE to wzarasta też intymność. Nasz partner to nasz najlepszy przyjaciel (oczywiście mamy swoje małe tajemnice), ale w kluczowych sprawach ufamy sobie bezgranicznie i wiemy, że możemy zawsze liczyć na drugą stronę..
i tak może być do szcześliwej jesieni życia :)))

ale jeśli zaangażowanie słabnie, z obydwu stron, lub tylko jednej (np,. ktoś się wda w głupi i niepotrzebny romans z ciekawości, przypadku, nudów..niedojrzałości) to zwykle intymność zanika i jest klops. Dwoje ludzi, których łączy kredyt, albo dziecko, albo inne zależności.
Może nawet się lubią i potrafią ze sobą funkcjonowac, ale nie sa sobie zbyt bliscy. Nie ma między nimi intymności, nawet jeśli zdarza im się wtedy uprawiać sex... to właśnie jest to uprawianie sexu, a nie wyraz miłości :(((((

ŻYczę Wam mądrości...
a jak dobierać partnera.. później :)). ale pytajcie, pytajcie, bo tak mi łatwiej pisac :)
 
     
duenderosa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-12, 17:54   

No to będę sobie samotnie kontynuować wątek "jak znaleźć odpowiedniego partnera", co jest czywiście wychodzeniem z samotności.. :placze:

Cóż, widocznie to co piszę do was nie przemawia, więc po prostu skończę niedługo temat, ale na razie skończę wątek :roll:

Każdy z nas nosi w sobie SWOJĄ opowieść o tym jak powinien / jak będzie wygladać jego związek..
Te opowieści/ wyobrażenia o tym jak będzie powstają na podstawie naszych doświadczeń i naszej osobowości. W skrócie jeśli jesteśmy optymistami, to raczej będziemy myśleć, ze wszystko będzie OK, ale jeśli jesteśmy pesymistami, nasze doświadczenia były smutne, to uważamy, ze nie będzie fajnie... nie wierzymy w ZWIĄZEK, w jego trwałość, w to, ze może dawac dużo radości i miłości..

Aby zbudowac dobry związek warto zastanowić się:
- jaką opowieść omiłości w sobie nosze (czy tę infantylną.. i żyli długo i szczęsliwie)
-jaką mam wiedzę dotyczącą relacji, komunikacji itp
- jakie mam w głowie stereotypy dotyczące ról w związku (np. kobiety do garów, meżczyźni do fabryk)... na ile to są MOJE wartości a na ile stereotypy i wartości wtłoczone nam w głowę przez środowisko.
- Czy partner jest z mojego klanu (kasty/ środowiska)

Przez Klan rozumiem pewne podobieństwo do nas w obszarach: intelektualnych, kulturowych, przekonań, wierzeń, wartości itp..

I teraz ważne pytanie - Z jakiego klanu ja jestem? a włąściwie KIM jestem?
- Jakie wartości są dla mnie kluczowe bez których nie mogę żyć?
- co jest dla mnie na pierwszym/ drugim/ trzecim miejcu w chierarchii wartości (rodzina?, kasa?, praca? )
- jaki poziom intelektualny partnera jest dla mnie OK...
- na co mogę sobie pozwolić a na co nie? (np, jak widze swoją rolę w związku)
- co lubię robić w czasie wolnym
- jaki mam stosunek do rodziny wogóle
- jaki mam stosunek do dzieci (chcę/ nie chcę, kto powinien je wychowywac itp)
- jaki mam stosunek do pieniędzy
- do sexu itp.

Czym więcej pytań zadamy sobie i stworzymy tę "prawdziwą" opowieść o miłości.. doprecyzujemy to co jest dla nas ważne prawie w najdrobniejszych szczegółach, a potem zadamy te same pytania potencjalnemu partnerowi to przekonamy się, jak bardzo jest nam bliski, jak bardzo jest z naszego "klanu" i unikniemy wielu rozczarowań w prztszłości.

Jaki błąd czasem robimy gdy się z kimś poznajemy? Ze pokazujemy się tej osobie jakbyśmy byli "nie ze swojego klanu", potocznie mówin się, że pokazujemy się z "lepszej" nieprawdziwej dla nas strony..
np. pokazujemy, ze bardziej lubimy sex (niż to jest w rzeczywistości), tylko po to aby wydać się atrakcyjniejszymi
albo zgadzamy się chodzić z partnerem w miejsca które za bardzo nielubimy (np, kręgle), aby pokazać jak bardzo nam zależy..
albo jedziemy pod namiot chociaż myśl o roblalach nas zabija od środka, aby nie wyszło na jaw, że jesteśmy maminsynki itp.

A tak naprawdę to nie jesteśmy MY prawdziwi..

Mężczyźni często pokazują, że są z lepszego klanu niż są w rzeczywistości (np, sa bardziej szarmanccy, kulturalni oczytani, niż są naprawdę)..

no i po latach zwiazku... i tak cała prawda wychodzi na jaw... i smutno jest...

Tyle na dziś od ciotki mądralińskiej :lol: , która smam ma problemy :)
-
 
     
Forever_Alone 
Milczący



Wiek: 34
Dołączył: 07 Lis 2011
Posty: 68
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-11-12, 18:36   

Za dużo tutaj teorii i schematów. Miłość i przyjaźń to nie matematyka, aby podstawiać pod to określone wzory i działać ;-)
 
     
myszka1604 
Częsty bywalec



Wiek: 32
Dołączyła: 23 Paź 2011
Posty: 525
Wysłany: 2011-11-12, 18:59   

Duenderosa. to co piszesz to fakt, wnioski wielkich naukowców, psychologów i socjologów. Ale każdy człowiek jest inny, każdy związek jest inny. Znam osoby u których 1. faza trwa tydzień, a znam małżeństwa, gdzie już 7 rok. Tak naprawdę nigdy do końca nie dowiemy się od czego to zależy.
A co z osobami u których te fazy przechodzą w innej kolejności? Np. małżeństwo z rozsądku? Bo dziecko? Bo po prostu samotność? Najpierw jest ta przyjaźń, później intymność i motyle w brzuchu, bo jednak okazuje się, że to ten/ta? To czysta teoria. Ciekawa, aczkolwiek tylko teoria. Na miłość, związki składa się wiele czynników.
Seks to potrzeba fizjologiczna (niestety tak) Na szczeście taka, bez której żyć można. Niestety niektorzy mylą seks z miłością... i to jest straszne.
 
     
duenderosa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-12, 20:20   

myszka1604 napisał/a:
. faza trwa tydzień, a znam małżeństwa, gdzie już 7 rok. Tak naprawdę nigdy do końca nie dowiemy się od czego to zależy.
A co z osobami u których te fazy przechodzą w innej kolejności? Np. małżeństwo z rozsądku? Bo dziecko? Bo po prostu samotność? Najpierw jest ta przyjaźń, później intymność i motyle w brzuchu, bo jednak okazuje się, że to ten/ta? To czysta teoria.

Cóż, teoria i nie...ja wierzę wnaukę..
Te małżeństwa które sa ze sobą dłużej... i sąszczęśliwe mają po prostu piękną intymność... z intymnością wiąże się i dobry sex i przyjaźń i zaufanie i poczucie bezpieczeństwa... ale nie wierzę, że ich namiętność jest jak na początku - wielki żar, tęsknota taka, ze jak się nie widzą pół godziny to już tęsknią, a jak są blisko to nie moga złapać tchu... bo jest tak pięknie i napewno nie bująją w obłokach kilka metrów nad ziemią (bo to jest domena zakochania... i miłości co spada jak grom)

A jak ktoś zaczyna od przyjaźni, to też jest to inna przyjaźń niż ta która przychodzi po 20 latach związku, wspólnego życia, wychowywania dzieci, zmagania z chorobami itp.

A jak ktoś się ożenił z rozsądku... to albo ma wielkie szczęście, ze po kilku/ kilkunastu latach wciąż są razem, albo są razem na zewnątrz, ale każde z nich ma swój świat i w gruncie rzeczy są samotni w związku, albo cóż... nie widzą pewnych rzeczy, które się dzieją, lub nie chcą widzieć..

Nie mam patentu na nic... ale wiem, że warto sie zastanawiać, myśleć i rozważać..
I wiem też, ze czasem łątwiej udawać, ze się czegoś nie widzi (np. własnych błędów czy słabości).. i tkwić w swoimświecie użalajac się nad sobą i pzrewalajac winę na innych.

Czasem to, ze nie chcemy widzieć prawdy jest "reakcją obronną". Mam osobę w grupie którą prowadze, która mimo, ze mąż ją katuje wciaż zaprzecza temu, że to jest przemoc...uważa, ze to JEJ wina...po prostu nie chce pzyjąć do wiadomości prawdy, bo prawda "WYZWALA" to znaczy, ze trzeba podjać działania! A nie zawsze chcemy/ boimy się działąć, podjać wyzwanie.

Jeśli ona przyzna się przed sobą, tak mój mąż mnie bije, moje dzieci boją się ojca... to nie pzostanie jej nic innego jak coś z tym zrobić...

Czasem łatwiej nie robić nic... Bierność... moim zdaniem cecha straszna...która zabija powoli ale skutecznie.

Dziękuję za głosy polemiki :))))) uwielbiam Was :)
 
     
Kondziu 
Milczący


Wiek: 40
Dołączył: 06 Lis 2011
Posty: 53
Skąd: Pionki (mazowieckie)
Wysłany: 2011-12-08, 12:14   

Według mnie nie mozna wyjsc z samotnosci, jesli nie ma u boku nikogo bliskiego. Jedyny lek na samotnosc, to bliska osoba, która nas zaakceptuje, zrozumie, pomoze i nie będzie obojętna. Ja czuje się ciagle samotny i cokolwiek bym nie robił, gdziekolwiek bym nie był, i tak czuje samotnosc, poniewaz nie ma obok mnie bliskiej i kochanej osoby. Nie chodzi mi o związek, bo czasami lepsza jest bliska i szczera znajomosc, niz głupi i zakłamany związek. Tylko mój problem polega na tym, ze ja jestem i samotny i osamotniony, poniewaz ja ogólnie czuje się odrzucony przez społeczenstwo, więc nie chodzi tylko o to, ze ja nie mam dziewczyny w związku. Chodzi o całe zycie, o sens całego zycia.
 
 
     
duenderosa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-08, 12:30   

Kondziu,
masz rację.. włąściwie nie doświadczalibyśmy samotności jeśli bylibyśmy zupełnie sami.
Samotność wśród ludzi jest najgorsza..
To ludzie stanowiąodniesienie do nas.. i jak widzimy innych, którzy mają przyjaciół znajomych, drugie połówki... a my czujemy się jak "porzucone psy" to jest jeszcze gorzej.

Myślę też, że czasami zapominamy, że człowiek nigdy nie jest sam.. ze jest też Bóg
 
     
Kondziu 
Milczący


Wiek: 40
Dołączył: 06 Lis 2011
Posty: 53
Skąd: Pionki (mazowieckie)
Wysłany: 2011-12-08, 21:07   

No własnie tutaj sie z Tobą zgodze z tymi "Porzuconymi psami". Jesli widzi sie innych ludzi, którzy są szczęsliwi, ktos ich akceptuje, szanuje, wspiera, kocha, a my tego wszystkiego nie mamy i nikt nam tego nie daje, to czujemy zazdrosc i jest nam przykro, ze ktos innych ludzi kocha, a nas nikt nie kocha. To jest wtedy najgorsze uczucie dla takich ludzi i nie do przezycia, ale nic nie mozna zrobic. Tutaj dobrze się rozumiemy? Tacy ludzie całkiem samotni są porzuceni własciwie przez całe społeczenstwo, nie tylko przez kogos, kto mógłby byc dla nas partnerem do związku, ale ogólnie. Bo to jest tak, ze nawet, gdy nie jestesmy w związku, mozemy nie byc samotni, poniewaz mozemy sie otaczac ludzmi, którzy nas podziwiają , doceniają, znają, rozumieją i to daje duzo otuchy, duzo siły do zycia. Po prostu są tacy ludzie, dla których w jakims stopniu jestesmy wazni, poniewaz mozna ich nazwac "swoimi przyjaciółmi". Podobnie moze byc z rodziną dalszą, dla której tez jestesmy wazni, poniewaz ta rodzina nas nie odrzuca. Osamotnienie w społeczenstwie i to całkowite jest czyms najgorszym, bo wtedy taki człowiek czuje się w ogóle samotny, nie tylko z powodu braku "drugiej połówki".
 
 
     
niebieski śnieg
Nowy

Dołączył: 16 Lut 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-02-16, 16:33   

Kondziu,masz rację,zgodzę się z Tobą w zupełności,bo mam bardzo podobne odczucia:a co najgorsze,mam w sobie głębokie przekonanie,że to się nigdy nie zmieni,że już do śmierci będę samotna,niezrozumiana,niezaakceptowana,że taki już mój los...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Samotność Forum © 2011 - 2023
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Mapa Serwisu Google XML RSS