Póki co nie śpieszy mi się do umierania. Nie wiem jednak czy zawsze taki stan rzeczy będzie się utrzymywał. Jeśli będę miał powiedzmy 40 lat, nie znajdę sobie kogoś dla kogo mógłbym żyć, a do tego będę wiódł pusty żywot, egzystując z dnia na dzień, mając pracę, która w ogóle mnie nie interesuje i nie zapewnia godziwego życia, coś w końcu może we mnie pęknąć. Spróbuję sięgnąć pamięcią w minione lata i nie znajdę tam nic. Żadnego punktu, który twierdziłby, że nie jestem nikim, że zostawiłem po sobie jakiś odcisk na ta tym świecie. Nagle mogę sobie uświadomić, że wszystko wokół mnie nie ma sensu i nigdy nie miało. Nic nie dałem od siebie i nic nie dostałem w zamian. Pewnie wybrałbym wtedy tą prostszą drogę...
Z takimi myślami "bawię się " od paru dobrych lat, nie wspominając już o żałosnych próbach unicestwienia samego siebie. I gdyby był jeszcze wyraźny powód tego, to pół biedy ale kur** go nie ma. Przynajmniej nie dostrzegam. Kiedy się to zaczęło myślałem, że to zwykły dołek, hormony czy cokolwiek, bo taki wiek, ale tak jest od kilku lat, wiek mija i ciągle mam to samo w głowie. Strasznie mnie to przytłacza, boję się tego co sam stwarzam w głowie. W ogóle sobie z tym nie radze, te chore myśli pojawiają się setki, tysiące razy dziennie w mojej głowie. W domu, w pracy, na uczelni, w pociągu, w sklepie, rano, w dzień, w nocy, ciągle nawet w kościele. Oczywiście czasami wszytko jest w porządku, ale wystarczy najmniejszy bodziec z zewnątrz i siadam. Chociażby kiedy ktoś mnie potrąci na ulicy, szturchnie ramieniem i jakoś dziwnie popatrzy. Nie mam przyjaciół, bo przewiozłem się na ludziach. Poza tym ledwo co ze znajomymi utrzymuje kontakt. Nienawidzę siebie i swojego istnienia ale co z tego? Żyje i truje ten świat, i tak sobie czekam, no coś, aż coś się wydarzy.
Ja się dziś obudziłem z takimi myślami. To naprawdę jest coraz częstsze. To ma być swoiste rozwiązanie na przyszłość. Jeśli zabraknie kiedyś (może za 2,5,10 lat) choć jednego powodu by tego nie robić, to będzie jedyne wyjście. Takie myśli przychodzą same. Tego się nie kontroluje. Uświadomiłem sobie, że tak mam od lipca, ale wtedy to jeszcze myślałem, że to chwilowe.
Ostatnio zmieniony przez Amigo Vulnerable 2015-10-17, 07:55, w całości zmieniany 1 raz
Nadal podtrzymuję to co kiedyś pisałem - czasem by się chciało skończyć z życiem, ale nie mam na tyle odwagi by to zrobić (może to i lepiej?). A jeśli już to chyba najłatwiej by mi było połknąć jakieś tabletki albo schlać się i położyć na torach, chociaż jak sobie to wyobraziłem to aż mi szkoda było siebie samego.
hej mialam 3 proby samobojcze mysle ze swiat jest okrutny wobec mnie jestem caly czas chodze do psychologa ido psychiatry i mowiami ze swiat jest piekny ale ja jestem samotnym czlowiekiem
hej mialam 3 proby samobojcze mysle ze swiat jest okrutny wobec mnie jestem caly czas chodze do psychologa ido psychiatry i mowiami ze swiat jest piekny ale ja jestem samotnym czlowiekiem
(nie odbieraj tego proszę jako atak czy coś...)
Mam jedno zasadnicze pytanie, jakiej reakcji oczekujesz na twój post?
Bowiem przy takim oświadczeniu, jakie zrobiłaś - to trudno o pozytywny feedback, nie licząc może litości?
A tak ogólnikowo, życie jest hukowe i huk z tego. Ja osobiście uważam ze nie powinno się podawać i ze trzeba walczyć, nieżalenie od tego ile razy się upada.
Jak nie zmienisz nastawienia do życia, to nie spodziewaj się pozytywnych efektów. Jasne, że można powiedzieć sobie: "O, mam myśli samobójcze, dajcie mi żyletkę, to się potnę". Oczywiście, że można. Ale można też spróbować wziąć się w garść, przestać rozpamiętywać przeszłość, zakończyć to całe samobójcze biadolenie, wziąć problemy na klatę i po prostu iść do przodu, a nie wrzucać na wsteczny. Po cholerę robić z siebie ofiarę? Tym sobie nie pomożesz. Trzeba trochę bardziej uwierzyć we własne możliwości
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach