Myślałem o psychologu ale co on pomoże, chyba nic. Jak się nie było blisko z drugą osobą nigdy ( byłej ne liczę bo to nazwać związkiem nie można było) to naprawdę nie da się tak nie przejmować. Każdy kogoś tam ma czy miał a u mnie bez zmian, nie ma nawet co wspominać czy opowiadać komuś. To przykre i nie wiem czemu to musi spotykać część osób. Ale w domu nie siedzę, na jakies piwo się wyjdzie, pośmiać się z kolega, pojeździć samochodem, ale nie da się przestać myśleć o samotności
ja pamiętam odczucie samotności od zawsze, jakbym była na nią skazana
czasem rozpaczliwie poszukiwałam miłości, czyjeś uwagi
relacje w mojej rodzinie były bardzo złe, nie było picia, nic z tych rzeczy, tylko okrucieństwo i obojętność... zawsze miałam wrażenie, że przeszkadzam, że najlepiej jakbym znikła, przestała w ogóle istnieć
emocjonalnie jestem kaleką, tak to chyba można nazwać... nigdy nie będzie dobrze, cały czas próbuję się połatać, tworzę protezy... często nie rozumiałam co się wokół mnie dzieje, nie rozumiem życia, innych ludzi... nie wiem dlaczego, podejrzewam, że to przez to co się działo w domu, ale nie potrafię tego zrozumieć... myślę, że tak naprawdę nie potrafię być w związku, nie posiadam takiej umiejętności
perspektywa związku napawa mnie przerażeniem, taka jest prawda
Ostatnio zmieniony przez zapominajka 2016-07-05, 02:03, w całości zmieniany 2 razy
I to jest problem współczesnego społeczeństwa. Nie chodzi tylko o samotność ludzi, ale o wyobcowanie, poczucie, że nikomu jest się niepotrzebnym, życie w codziennej monotonii, gdzie nic ciekawego się w tym życiu nie dzieje, poczucie zagubienia.
To wszystko się nakłada na psychikę i bardzo dobija ludzi.
Ludzie zaczynają szukać sensu w swoim życiu, jakiegoś "oderwania się" od szarości życia. I często się to nie udaje, niestety.
Najgorzej jeżeli niektórzy młodzi ludzie, żeby to w sobie stłumić, nie myśleć o tym smutnym życiu, wpadają w uzależnienia, zaczynają "kombinować" z używkami, wpadają w niewłaściwe towarzystwa, a wiadomo, że ludzie z takich środowisk, nie chcą dla nich dobrze, tylko wpędzają ich w jeszcze większe problemy.
Pytanie, czy ktoś ma silną wolę, własne zdanie i potrafi się przeciwstawić takim ludziom, nie godząc się na to, żeby ludzie w takich środowiskach nie wywierali negatywnego wpływu na nich?
Nie dla każdego, młodego jest to łatwe, bo przeważnie jest tak, że młodzież często ulega złym wpływom takiego środowiska. A potem już może być za późno na naprawę złych wyborów.
Bo ludzie samotni sa słabi emocjonalnie, psychicznie. Dlatego wpadają w nałogi. Bo ccy alkoholik nie jest samotnym? Jest tylko ze swoim nałogiem. Czasami uzależnienie to jedyna droga ucieczki os tej rzeczywistości. Od własnego JA. Nie tylko od samotności społecznej, ale i te jwewnętrznej. Od poczucia nie kochania. Bycia niepotrzebnym nikomu. Skoro jest się za pancerną szybą? To co robić?
No i to można u ludzi zrozumieć, że uciekają od smutnego życia, od codziennej monotonii. Ale czy ucieczka w uzależnienia i wdawanie się w złe i negatywne środowiska, to dobre rozwiązanie? To dobra droga? To jest "droga donikąd". Do czasu...
Też mi odkrycie. Wiadomo, że nic dobrego z tego nie będzie. Niekoniecznie środowisko. czasem się pije do lustrzanego odbicia. Samotni piją często samotnie :) .
I czasem, właściwie często nie widzą żadnego rozwiązania problemu. to tak jak z depresją. Albo się leczysz albo umierasz.
I to jest prawda.
Jak ludzie są na jakimś dnie, nie widzą sensu życia, to już na niczym im nie zależy i o nic nie walczą. Wtedy to już albo się odbiją od dna i będą walczyli o swoje życie, albo popełnią samobójstwo.
No albo po prostu spróbują. Niekoniecznie samobójca niedoszły chce odebrać życie. On po raz ostatni woła o pomoc. Większość prób kończy się dobrze - czyli nieudanie :)
Ważne by w chorobie jaką jest depresja lub w chorobie uzależnienia od alkoholu lub narkotyków chcieć tej pomocy i mieć w kimś wsparcie. A wiadomo jak jest z samotnymi. Są sami z problemem. Ale myślę, że zawsze ktoś się znajdzie. Nawet pomoc z zewnątrz. I zawsze jest terapia. Wsparcie psychologa. Nie ma czego się wstydzić.
Hej, jestem tutaj nowy. Ostatnio długo się zastanawiałem się nad przyczyną mojej samotności i wniosek do którego dotarłem nie był zbyt odkrywczy - po prostu trudno mi znaleźć osobę o podobnych zainteresowaniach, wyznawanych wartościach, osobę która po prostu byłaby dla mnie kimś interesującym. Bo z punktu widzenia czysto społecznego nie mogę mówić, że jestem samotny - mam multum znajomych, codzienny kontakt z mnóstwem ludzi.
hej u mnie to jest tak: jestem aseksualna- nie chce seksu, dzieci, niezbyt atrakcyjna, no i nieśmiała, pewnie znalazły by się tez inne rzeczy dlaczego jestem samotna i nie mogę nikogo znaleźć, :(
Barbórka [Usunięty]
Wysłany: 2016-07-17, 16:48
tymofiey napisał/a:
Bo z punktu widzenia czysto społecznego nie mogę mówić, że jestem samotny - mam multum znajomych, codzienny kontakt z mnóstwem ludzi.
W końcu samotność spowodowana jest brakiem pozytywnych relacji między ludźmi a nie samym brakiem tych ludzi w naszym życiu.
Ja wiecznie myślę, że albo ze mną jest coś nie tak, albo z resztą świata... - jakoś nie nadaje na tych samych falach i mam problem z dostrojeniem się. A może inaczej - nie chce się dostrajać.
Ale staram się zawsze znaleźć coś pozytywnego, w tym co się dzieje.
Bo jak pustka rozpaczliwie rozdziera mnie od środka to znaczy dla mnie, że moje życie czegoś ode mnie oczekuje... - i wtedy szukam czego. Pomaga rozwój samego siebie - mi.
Właściwie, to czasem zastanawiam się, czy to ja sama nie generuję takiej bariery w okół siebie, żeby nikt się nie zbliżał. Dla emocjonalnego bezpieczeństwa.
Coś w tym jest.
Czasami zastanawiam się co jest ze mną źle, że jestem samotny.
Jak wspominałem w 'przywitaniu', nie mam problemu z poznawaniem nowych ludzi, ale mam problem z utrzymywaniem z nimi kontaktu.
Co to może znaczyć? Że robię dobre pierwsze wrażenie, a po jakimś czasie czar pryska?
W nowej pracy wziąłem się za poznawanie nowych ludzi. Po co, skoro nikt mnie nigdzie nie zaprasza... A wbijać się na imprezę nieproszonym trochę ciężko.
Dlaczego jestem singlem? To jest dobre pytanie. Próbowałem z kilkoma dziewczynami, ale jakoś mi to nie wychodziło.
Ironicznie, wydaje mi się, że jestem pewny siebie, romantyczny, potrafię być zabawny i odrobinę tajemniczy, mam już wypracowany jakiś tam swój status, nie narzekam na brak kasy (do tego dążyłem kilka ostatnich lat - udało się), staram się dobrze wyglądać i ubierać, a tu ni widu, ni słychu jakiejś fajnej dziewczyny. Może jestem zbyt wybredny? Niech mi ktoś w końcu wytłumaczy.
Ostatnio zmieniony przez martin 2016-07-18, 15:25, w całości zmieniany 1 raz
Myślę, że jestem singielką, ponieważ nie jestem ładną dziewczyną. Studia, różne prace, gdzie spotykałam pełno facetów w moim wieku lub trochę starszych i nigdy nie wzbudzałam w nikim zainteresowania. To samo w obecnej pracy- żaden chłopak ze mną nie rozmawia, a też jest tu ich sporo. Czasem są wręcz oschli. Staram się być miła i pomocna, ale to nic nie daje. Ile razy tez sama idę ulicą, do kina, kawiarni i tez nikt mnie nie zaczepia, czy pójdę na kawę czy coś. Po prostu nie podobam się facetom. Może dlatego, że z urody wyglądam trochę bardziej jak Marokanka niż Słowianka, więc nieraz słyszałam głupie komentarze, że "wyglądam jakbym zeszła z wielbłąda", albo jak "koza". Od kolezanek słyszałam, że jestem pospolita, bo ciemnookich i ciemnowłosych pełno na świecie. Nieważne czy ładnie sie ubiorę, czy schudnę itp. bo zawsze jest tak samo. Zdarzało się, że pomagali mi rodzice, czy kolezanki chciały mnie z kimś poznać, ale tez nie było żadnego zainteresowania. No to jestem samotna prawie 28 lat, czyli całe moje życie- nigdy nie miałam chłopaka, nie wiem jak to jest z kimś wyjść do kina, całowac się, świętować Walentynki, jechac na wakacje, cokolwiek. Gorzej niż jakaś Arabia Saudyjska. Dlatego mam bardzo niska samoocenę i nie akceptuję swojego wyglądu. Uważam, że jestm brzydsza od innych dziewczyn. Bo skoro całe zycie jestem sama i nie podobam się, no to cos jest na rzeczy.
Wiek: 42 Dołączyła: 15 Mar 2011 Posty: 1207 Skąd: zachodniopomorskie
Wysłany: 2016-08-03, 07:20
Cytat:
Może dlatego, że z urody wyglądam trochę bardziej jak Marokanka niż Słowianka, więc nieraz słyszałam głupie komentarze, że "wyglądam jakbym zeszła z wielbłąda", albo jak "koza". Od kolezanek słyszałam, że jestem pospolita, bo ciemnookich i ciemnowłosych pełno na świecie.
Takie teksty nie świadczą o Tobie (o Twojej faktycznej urodzie), tylko o tym, że ich autorzy są burakami
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach