Wysłany: 2016-06-15, 07:17 Strach przed wkroczeniem w dorosłe życie
Od kilku lat mam ten problem. Jak dobrze pamiętam nasiliło się to, gdy poszłam do technikum gastronomicznego. Obojętnie czy to w podstawówce, czy gimnazjum czy też szkole ponadgimnazjalnej, zawsze byłam cicha i spokojna. Nie było ze mną problemów typu że nauczyciele się skarżyli. Co prawda jechałam na dwójkach i trójkach, prócz angielskiego bo z tego zawsze miałam 5. Nie w tym problem.
Sęk w tym, że kiedy tylko było można to unikałam sytuacji stresowych. Moje koleżanki to gdy tylko miały okazję to szukały pracy weekendowej żeby sobie zarobić pierwsze pieniądze. A ja co? Ja wolałam o tym nie myśleć, bo myśl o tym przyprawiała mnie o palpitacje serca. Jak nie praca na weekend to były organizowane w szkole różnego rodzaju imprezy integracyjne czy uroczystości związane z rocznicą istnienia szkoły itd. Starałam się tego unikać. A gdy nie mogłam. Gdy musiałam w tym uczestniczyć zawsze to ja była tą osobą, której się nie udawało. Zawsze coś spieprzyłam. Być może dlatego, że stres robił swoje i nie potrafiłam racjonalnie myśleć czy funkcjonować. Takie sytuacje były dla karą za grzechy, można by tak powiedzieć.
Może i nie było ze mną problemów ale gdzie nie przeszłam, to problem ja miałam z innymi rówieśnikami. Dokuczali mi, naśmiewali się z wyglądu czy sposoby zachowania. Może i byłam dziwna ale czy to, że nie chciałam się angażować w przyjaźń męsko damską była czymś dziwnym? Kilka razy zdarzyło się,że mi zrobili przytyk. Była taka słynna grupka chłopaków (kucharze) co zawsze stali na korytarzu przy oknie i gdy tylko mnie zauważali to chcieli mi zepsuć życie. Podstawiali nogę, czy szturchali. Byłam takim popychadłem. Raz to nawet podczas praktyk szkolnych ta sama grupka chłopaków wymyśliła że zamkną mnie w spiżarni. Plan się powiódł. Pukałam do drzwi i krzyczałam głośno i wtedy ktoś mnie usłyszał, a była to nauczycielka z obsługi gastronomicznej, to mnie wyciągnęła stamtąd. Czułam się źle. Chciałam się zrównać z podłogą w tym momencie.
Jakby nie było szkoła była dla mnie katuszem niżeli nagrodą. Nie czułam się w niej dobrze. Poza nią też nie było lepiej. Gdy nie musiałam nie wychodziłam z domu. Żeby nie było, nie jestem leniem i nie umiem przeleżeć całego dnia nic nie robiąc. Gotowałam wtedy, zajmowałam się domem, dziadkami. Coś robiłam ale nie wykazywałam przy tym większej chęci. Dokładnie. Zwykle robiłam wszystko na tzw "odpiernicz". I tak jest do teraz. I ciągnie się to może 5 czy 6 rok. W każdym razie, długo.
Odkąd pamiętam zawsze bałam się wziąć odpowiedzialność za to co robię. Zwykle było tak, że jak w szkole ktoś widział, że sobie nie radzę to brał to i robił za mnie, żebym szybciej można było pójść do domu. Chciałam nadmienić, że jak coś robię to strasznie się ślimaczę przy tym. Jestem powolnym człowiekiem. A inni się denerwują i żeby szybciej skończyć to robili to za mnie. Mi to pasowało. Chociaż czułam się kolejny raz jak niedojda, to nieważne.
A teraz? Teraz jest zupełnie inna sytuacja. Znalazłam chłopaka, kocham Go, ale gdy boję się wejść w dorosłe życie. To znaczy marzę o tym by w przyszłości zamieszkać z nim ale jest problem.
Otóż. Mój chłopak co jakiś czas stara się porozmawiać ze mną. Stara się przekazać mi, że jeśli będziemy chcieli zamieszkać razem to będę musiała pójść do pracy, zrobić prawo jazdy.. Kolejna sytuacja stresowa. Wiem, że mi się to nie uda. Ja po prostu się boję życia. Boję się wziąć odpowiedzialność za to co robię, boję się krytyki osób z wyższej rangi, boję się że nie dam rady.
Nadal trochę myślę jak półgłówek, gadam głupoty, myślę głupoty. Staram się unikać sytuacji, które mogłyby spowodować lęk czy obawy. Ja po prostu wolę unikać rozmowy o tym czy myślenia.
jejku, jakbym czytała o sobie, całe życie sobie podstawiam nogę
mnie odrobinę pozwala pozbierać się z podłogi myślenie, że jeśli nie zrobię czegoś sama, to ktoś inny będzie decydował co i jak zrobić i raczej nie będzie dbał o mój interes, tylko o swój, bo takie jest życie...ale lęki to mam jak stąd do Zgierza... teraz muszę przeinstalować komputer... właściwie muszę go przeinstalować już od dwóch lat... ale w tym tygodniu to zrobię... niech się pali niech się wali
a kiedyś ściągnęłam sobie książkę o tym jak radzić sobie z lękami... i to tej pory jej nie przeczytałam, chociaż bardzo lubię czytać.. nawet czytać się boję
Ostatnio zmieniony przez zapominajka 2016-06-15, 12:09, w całości zmieniany 2 razy
Wysłany: 2016-06-15, 17:38 Re: Strach przed wkroczeniem w dorosłe życie
No dobra, Irysku.
Historia jak historia, bez obrazy, ale nic specjalnego... Prawie każdy na tym forum ma jakąś historię, poniekąd takie "dlaczego?".
Lecz przejdźmy do sedna:
Irys napisał/a:
A teraz? Teraz jest zupełnie inna sytuacja. Znalazłam chłopaka, kocham Go, ale gdy boję się wejść w dorosłe życie. To znaczy marzę o tym by w przyszłości zamieszkać z nim ale jest problem.
Otóż. Mój chłopak co jakiś czas stara się porozmawiać ze mną. Stara się przekazać mi, że jeśli będziemy chcieli zamieszkać razem to będę musiała pójść do pracy, zrobić prawo jazdy.. Kolejna sytuacja stresowa. Wiem, że mi się to nie uda. Ja po prostu się boję życia. Boję się wziąć odpowiedzialność za to co robię, boję się krytyki osób z wyższej rangi, boję się że nie dam rady.
Nadal trochę myślę jak półgłówek, gadam głupoty, myślę głupoty. Staram się unikać sytuacji, które mogłyby spowodować lęk czy obawy. Ja po prostu wolę unikać rozmowy o tym czy myślenia.
Nie wiem już co mam robić...
Tu w tej twojej wypowiedzi jest jedno cholernie ważne zdanie - mówię o :
Irys napisał/a:
Wiem, że mi się to nie uda.
Gdzie już od razu wychodzisz z założenia że się nie uda. Takie myślenie jest destrukcyjne, bowiem już nawet jest możliwość że podświadomie dążysz do porażki... (musisz to w pierwszej kolejności zmienić u siebie).
Opowiem ci bajkę, o trzech myszkach i kocie. Były se trzy myszki w norce, wszystkie były bardzo głodne... Naradzały się długo czy wyjść z norki u zajumać serek ze stołu, choć to sprawa prosta nie była, bo zły rudy kot na nich czyhał. Pierwsza wybiegała, nie przebiegała nawet 200 metrów a poczuła pazury na swej tachani... Po kilku minutach wybiegła druga, kot hops na nią a ona mu się wymyka i tak się ganiali aż kot się zmęczył a mysz z kawałkiem sera spieprzyła przez okno. A trzecia myszka tak się bała kota... ze zdechła w norce z głodu. (taka dziadowa bajeczka)
Lęki, strachy, demony z przeszłości itp. - z tym cholerstwem się da walczyć. Masz wybór, albo zaczniesz sama nad sobą pracować lub skorzystasz z pomocy specjalistów, albo będziesz nadal siedziała na forum i pisała ze się boisz.
Życie jest ch*jowe i ch*j z tego. Wszystko zależy od ciebie.... radzę podjąć walkę niż czekać że sam się problem rozwiąże.
Ostatnio zmieniony przez Poddrzewem 2016-06-15, 17:43, w całości zmieniany 1 raz
Irys, Znalazłaś chłopaka- idziesz do przodu, nie stoisz w miejscu. Przeszłość, to jak traktowali Cię inni przestaje mieć znaczenie.. to Ty jesteś kowalem swojego losu, to Ty decydujesz jak będzie wyglądać Twoje życie.. Jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie zaprzepaszczaj swojej szansy, inna może się prędko nie zdarzyć.
Powtarzaj sobie, że SIĘ UDA, że DASZ RADĘ, nie poddawaj się, nawet jeżeli trafi się jakaś porażka..
Jestem pewna, że wszystko się ułoży.. Nie uciekaj od problemów..
Pozdrawiam i ściskam
Barbórka [Usunięty]
Wysłany: 2016-06-15, 20:37
Irys napisał/a:
Boję się wziąć odpowiedzialność za to co robię, boję się krytyki osób z wyższej rangi, boję się że nie dam rady.
Kto to są ludzie z wyższej rangi???
Dawno przestałam tak myśleć, że ktoś jest lepszy ode mnie - pewnie jest, ale nie interesuje mnie to.
Olej takich ludzi, muszą mieć żałosne życie, że się zajmują czyimś.
I nikt nie mówił, że będzie łatwo i że zawsze się uda.
Ale jak to się mówi, jak upadniesz, podnieś koronę z ziemi i zasuwaj dalej
Chcę nadmienić, że u psychologa byłam kilka razy. I za każdym razem bezskutecznie. Albo to ja się dałam do płaczu i całą wizytę przepłakałam albo pani psycholog stwierdziła, że tu cytuję:
"Jestem rozpuszczonym dzieciuchem, leniem do potęgi n-tej" i że ona nie będzie będzie nawet próbować mi pomóc "żyć normalne" jak inni.
No chyba, że miała zły dzień.. Nie wiem. W każdym razie, miłego słowa o psychologach powiedzieć nie potrafię.
Odezwała się specjalistka po psychologii.
ja też nie byłam zachwycona psychologami... choć bywają osoby które sobie chwaliły, znam taką jedną co chodzi do psychologów kilka lat i sobie chwali, to się nazywa symbioza
jak zwał tak zwał, choć fakt, że psycholog, psychologowi nie równy, psychoterapeuta powinien być po psychologii klinicznej i po własnej psychoterapii i szkoleniu, co najmniej czteroletnim, powinien mieć certyfikat szkoły psychoterapii
niestety w Polsce nadal panuje wolna amerykanka jeśli chodzi o terapeutów i teoretycznie nawet hydraulik jak poczuje wenę to może zostać terapeutą, nikt mu nie może zabronić
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach