Wysłany: 2016-04-26, 21:24 Bądź lub nie - mi wszystko jedno.
Tu trochę o poczuciu narzucania się drugiej stronie.
Generalnie nie cierpię na nadmiar znajomych; są jednak pewni ludzie, z którymi utrzymuję już jakiś czas kontakt. Tylko z jedną z nich znajomość przeszła swego czasu do świata realnego, są to więc z grubsza relacje wirtualne, jednak (łudziłem się, jak się okazało) wyższego szczebla (bo nie każdemu się mówi o sobie wszystko. Ale też już się nie widzieliśmy wieki. Problem polega na tym, że to ciągle ja muszę zabiegać je od długiego już czasu o kontakt, jakąkolwiek rozmowę. Nie ma, co może trochę śmieszne, ze strony tych osób nawet wymówek, że mają mało czasu, że praca, to i tamto. Więc przypuszczam, że po prostu się znudziło. Co to za relacja, kiedy chęci są tylko z jednej strony?
Czy ktoś z Was stara się utrzymać kontakt nawet mimo poczucia, że się komuś narzucacie? Dać sobie spokój z takimi ludźmi? Czy to niestosowne oczekiwać też od kogoś jakiejś inicjatywy?
Ja sobie daję spokój w takich przypadkach. To widać po zachowaniu jak ktoś ma nas w dupie. Szkoda marnować czas dla takich ludzi. Są inni, bardziej wartościowi. Trzeba ich tylko znaleźć.
Znam to dobrze... no ale ja jestem na tyle słaby że wolałem jakiś kontakt internetowy utrzymać nawet jak ktoś mnie miał w dupie (A szybko miał) żeby tylko mieć jakikolwiek kontakt.
No właśnie więc czeka mnie chyba kolejna zmiana numerów telefonu etc. :) Co jakiś czas robię taki weksel, żeby mnie nie kusiło przypadkiem, żeby się do kogoś takiego odzywać. Najlepsze, że to mi się później zarzuca, że jestem niestabilny bo zmieniłem numer, usunąłem skype, gg i pewnie sam nie wiem czego chcę. No ale przepraszam - zagadywałem, starałem się utrzymać jakiś kontakt. Skoro robiłeś łaskę, że napisałeś krótko "a co tam u ciebie?" i na nic więcej cię nie było stać, jeszcze ja musiałem sprowokować byś napisał/-a, to sorry. Chyba się nie dogadamy.
Macie rację, do doopy z takimi pseudoznajomościami. Dla takich ludzi jesteśmy tylko pionkami albo kimś na chwilę, bo komuś się bardzo nudziło, może ktoś miał tylko gorszy okres, potrzebował chwili rozmowy, a finalnie się okazało, że po poprawie nie ma już czasu. Wkurzają mnie ludzie igrający z uczuciami innych osób.
Wiek: 42 Dołączyła: 15 Mar 2011 Posty: 1207 Skąd: zachodniopomorskie
Wysłany: 2016-04-26, 22:37
Dla mnie ten temat jest niezwykle bliski i dlatego, że zbyt długo trwałam w zabieganiu o znajomości, które nie warte były mojego czasu i energii, teraz mam problemy z nawiązywaniem nowych relacji. Z drugiej strony tamci, którzy mnie swego czasu olali, nauczyli mnie, na co być w kontaktach z ludźmi wyczulonym i przede wszystkim szacunku do siebie samej.
W dawnym życiu bywało, że poświęcałam własny czas, zdrowie, pieniądze w imię tak zwanej przyjaźni. A i tak finalnie, w potrzebie okazywało się, że mogę liczyć tylko na siebie i dwie najbliższe osoby - mamę i chłopaka.
Chciałabym z jednej strony opisać moje doświadczenia bo może komuś by to pomogło, może miał tak samo, ale bardzo mi trudno to zrobić.
Wolałabym chyba zapomnieć o latach upokorzeń, kiedy fałszywie rozumiałam pojęcie przyjaźni i dałam sobie psychę i zdrowie zjechać w imię podtrzymywania kontaktów z ludźmi, którzy w rzeczywistości mieli mnie gdzieś.
Ogólnie mówiąc miałam "koleżanki", gdy bawiłam im dzieci, pożyczałam kasę, wysłuchiwałam i doradzałam w problemach osobistych, dawałam własnoręcznie wykonane prezenty, zarywałam noce, by pocieszyć, wysłuchać. Gdy jednak miałam operację ratującą życie, byli przy mnie tylko mama i chłopak.
Niestety mój chłopak mieszka w innym mieście i póki co widujemy się oraz kontaktujemy w miarę możliwości i dlatego tutaj trafiłam.
Też uważam, że nie warto zabiegać o tych, którym na nas nie zależy. Nie pozwalajmy z naszej godności robić wycieraczki. Te banały, żeby wychodzić do ludzi, samemu zagadywać, pisać, można o kant d...y potłuc. Choć może nie zawsze, ale jeśli ktoś kolejny raz mówi, że nie ma czasu, bo coś tam, coś tam albo nie odpisuje, no to wiadomo, że to nie ma sensu.
ja myślę, że każdy ma swoje życie, poświęcanie dla kogoś swojego czasu to wysiłek, nie każdy musi go nam dawać.... oczywiście, chamstwem jest wykorzystywać znajomość dla swoich celów, a potem nie dawać nic w zamian, ale takich ludzi i sytuacji jest bardzo wiele, trzeba nauczyć się stawiać granice i samemu tych granic przestrzegać...
jeśli ktoś nie jest zainteresowany podtrzymywaniem znajomości, to trudno, nie ma co się narzucać...
kiedyś w moim życiu było bardzo źle i faktycznie tylko i wyłącznie by nie zostać sama dawałam dosłownie sobą pomiatać, nic to nie pomogło, tylko coraz bardziej traciłam szacunek do samej siebie, nie warto
Sun, no to miałaś smutne przeżycia z tym związane. Pewnie ja Cię rozumiem tylko w części, bo u mnie aż tak nie było. Nie byłem otoczony ludźmi, których uważałem za wielkich przyjaciół, a którzy okazali się przyjaciółmi fałszywymi i ludźmi kradnącymi energię życiową. Ja się chyba nigdy z nikim tak naprawdę nie zaprzyjaźniłem, więc nie jestem tu nawet godzien się z Tobą porównywać. U mnie były tylko epizodyczne znajomości, gdzie - może zbyt wcześnie - może trochę z potrzeby, otwierałem się przed kimś, ale ten ktoś w końcu też zawiódł.
Na przyjaźń jednak trzeba zapracować; a tylko różne sytuacje życiowe mogą zweryfikować, czy komuś tak naprawdę na nas zależało, czy nie. Niektórzy nazywają cię przyjacielem zbyt szybko, a później się okazuje, że sami mają cię w dupie.
zapominajka napisał/a:
jeśli ktoś nie jest zainteresowany podtrzymywaniem znajomości, to trudno, nie ma co się narzucać...
kiedyś w moim życiu było bardzo źle i faktycznie tylko i wyłącznie by nie zostać sama dawałam dosłownie sobą pomiatać, nic to nie pomogło, tylko coraz bardziej traciłam szacunek do samej siebie, nie warto
Pewnie masz rację. Kontakt musi wynikać z potrzeby obu stron. I chyba można sobie darować, jeśli ktoś odzywa się raz na kilka miesięcy, bo nie ma to nic wspólnego z budowaniem relacji... choć jak wiadomo, jak powiedziałaś, każdy ma swoje życie... może brak czasu. Najgorzej jeśli jest to po prostu niechciejstwo. Jeśli ktoś sobie przypomina o tobie dopiero wtedy, gdy sam czegoś potrzebuje, no to nie mamy raczej o czym rozmawiać. Pewne sprawy trzeba zamknąć raz na zawsze.
W życiu nie można robić nic na siłę. Trzeba być otwartym na ludzi, a z czasem pozna się tych właściwych.
Dobry temat do rozmowy, już nieraz nad tym myślałam. Od siebie dodam, że według mnie te najbardziej wartościowe relacje rodzą się w dziecięcych czy nastoletnich latach, potem jest coraz trudniej. Tacy przyjaciele znają się doskonale i wiedzą, kiedy ta druga osoba chce mieć akurat święty spokój, chce pobyć sama.
W nowych znajomościach jest inaczej. Nie każdy potrafi powiedzieć wprost, że chce chwili samotności, bo boi się urazić tamtą osobę. Wtedy dusi się w tej relacji, ma żal do do tego kogoś i coraz bardziej zamyka się na tego drugiego człowieka. Wtedy jest to widziane jako 'niechęć', czy 'brak zaangażowania', a w rzeczywistości jest inaczej.
Różni są ludzie, a tacy o których powyżej mówię to introwertycy (zazwyczaj) i do takich właśnie ja należę. Wiem, że często jestem tak postrzegana i trochę mnie to boli, nie potrafię tego zmienić. Już kilka bardzo fajnych osób tym do siebie zraziłam...
Byli też ludzie w moim życiu, którzy albo traktowali mnie jako osobę do wyżalenia się, albo ludzie, którym całymi dniami się nudziło i chciały bym była takim wypełniaczem ich wolnego czasu.. Myślę, że dobrze zrobiłam urywając z nimi kontakt (czyli w moim wykonaniu odzywanie się coraz mniej), bo te relacje nie był warte ani mojej energii ani mojego czasu.
Ale walczę z tym, muszę się nauczyć otwarcie mówić, co mnie irytuje, czego chce i co mi się nie podoba. Myślę, że będzie już tylko lepiej.
wiecie to różnie bywa, ja mam przyjaciela z dzieciństwa, lata znajomości, ale jak się źle czułam to próbował mi jak to się mówi, nasrać na głowę.... zaczął mną rządzić, życie mi próbował układać (oczywiście wszytko tak, żeby jemu było wygodnie)... także różnie to ze starymi przyjaźniami jest
urwałam kontakt, wznowię jak trochę ochłonie i może przemyśli co nieco, jak nie zmieni podejścia to poczekam
Ostatnio zmieniony przez zapominajka 2016-04-27, 21:24, w całości zmieniany 1 raz
Od siebie dodam, że według mnie te najbardziej wartościowe relacje rodzą się w dziecięcych czy nastoletnich latach, potem jest coraz trudniej.
Tu pewnie się zgodzę; wtedy sam miałem sporo znajomych; później się zaczęło od tego, że straciłem kumpla po sąsiedzku, z którym znałem się od małego(przez matkę, która bezmyślnie mnie z nim skłóciła, nie zważając na konsekwencje). Potem zostałem na uboczu w gimnazjum (żałuję, że nie zmieniłem wtedy szkoły), bo miałem własne zdanie i nie byłem na zawołanie kolesiostwa, tj. bandy która się tam stworzyła. Jaranie, ćpanie, rozróby - to było tam w modzie. Ja się wyróżniałem i odstawałem od innych. Dla większości to było 'cool', więc ja zostałem sam, bo byłem...inny, nie wiem czy bardziej normalny od tych, co rozrabiali. "Szef mafii" był z mojej klasy podstawówki, gdzie też robił problemy, zarzucał mi co się ze mną stało, że kiedyś to się wszystkim dzieliłem, dawałem zdzierać zadania etc. Do tego właśnie byłem potrzebny I tak oto zamknąłem się w domu, bo nie chciałem mieć takich "znajomych". Unikałem dyskotek, otrzęsin, gdzie i tak pewnie byłbym gnębiony... potem, mimo że po tym okresie szkoły trafiałem już na lepszych ludzi, to zdziwaczałem, nie było mnie na studniówce, nie zrobiłem swojej "osiemnastki", nie było dla kogo. I tyle z mojej historii. Rozpisałem się nie na temat
Fauna napisał/a:
Tacy przyjaciele znają się doskonale i wiedzą, kiedy ta druga osoba chce mieć akurat święty spokój, chce pobyć sama.
W nowych znajomościach jest inaczej. Nie każdy potrafi powiedzieć wprost, że chce chwili samotności, bo boi się urazić tamtą osobę. Wtedy dusi się w tej relacji, ma żal do do tego kogoś i coraz bardziej zamyka się na tego drugiego człowieka. Wtedy jest to widziane jako 'niechęć', czy 'brak zaangażowania', a w rzeczywistości jest inaczej.
Wiesz co, myślę że mimo wszystko, jak już kogoś lepiej poznasz chociażby na takim forum, to jednak taka osoba bez problemu jest w stanie zrozumieć, jaka/jaki jesteś i że masz chwile, kiedy potrzebujesz pobyć sama. Tu w końcu też piszemy o jakichś problemach; to nie ludzie z dyskoteki czy przypadkowo poznani na ulicy, gdzie różnie mogliby zareagować na wiadomość "sorry, ale potrzebuję psychicznego odpoczynku i chwili dla siebie". Akurat o to tu można być raczej spokojnym. Dlatego wolę forum jednak, jakiekolwiek o podobnej tematyce, niż pójście na dyskotekę, gdzie raczej nie ma podobnych ludzi do mnie. Przyjaciół raczej tam nie znajdę Tu nikt nie wyśmieje ani nie zrobi wielkich oczu z powodu, że jesteś sam.
zapominajka napisał/a:
zaczął mną rządzić, życie mi próbował układać (oczywiście wszytko tak, żeby jemu było wygodnie)... także różnie to ze starymi przyjaźniami jest
Mnie irytują tacy ludzie. Każdy ma prawo do decydowania o sobie. Jeśli jest prawdziwym przyjacielem, powinien liczyć się z Twoim zdaniem, a nie układać Ci życie po swojemu. Choć z drugiej strony może to też z troski o Ciebie, to też można w jakiś sposób zrozumieć, a nawet docenić. Zależy w jakim tonie rozmawiał, czy nie narzucał Ci czegoś. Życzę, żeby jednak zaakceptował to, jak chcesz żyć, bo zawsze szkoda relacji, która istniała gdzieś od początku życia prawie że.
Potem zostałem na uboczu w gimnazjum (żałuję, że nie zmieniłem wtedy szkoły), bo miałem własne zdanie i nie byłem na zawołanie kolesiostwa, tj. bandy która się tam stworzyła. Jaranie, ćpanie, rozróby - to było tam w modzie. Ja się wyróżniałem i odstawałem od innych.
Ja żałuję tego samego, może gdybym na te trzy lata zmieniła środowisko, to teraz moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Chodziłam przez 9 lat do szkoły z tymi samymi osobami, mała szkoła, w małym mieście, to wszyscy się nawzajem znali i lubili. Tylko ja, osoba bardzo nieśmiała i zbyt spokojna tak odstawałam od reszty. Z wiekiem się oczywiście zmieniłam, ale na jakieś znajomości było już za późno. Potem liceum wybierałam pod względem osób, które tam chciały iść, czyli tam gdzie mniej znajomych twarzy, tym lepiej
Zapominajka, różnie to bywa, ale i tak uważam, że w dzieciństwie jest o wiele łatwiej o jakieś przyjaźnie. Raz, to okazji do poznawania nowych osób jest mniej, a dwa, to wiele ludzi ma już swoje grono zaufanych znajomych i po co mu kolejni..
Choć z drugiej strony może to też z troski o Ciebie, to też można w jakiś sposób zrozumieć, a nawet docenić. Zależy w jakim tonie rozmawiał, czy nie narzucał Ci czegoś.
a ciekawe, że on też był głęboko przekonany, że to z troski o mnie
myślę, że dużo czasu mu zajmie zrozumienie, dlaczego nie mogę na niego teraz patrzeć, albo nigdy tego nie zrozumie... stawiam na nigdy... :(
owszem starzy przyjaciele, to ludzie którzy wiele o nas wiedza, my o nich, ale stare przyjaźnie mogą być toksyczne, i z czasem może się to pogarszać, także nie łamcie się prawdziwi przyjaciele wciąż na was czekają :)
ja generalnie mam z tym problemy, jak teraz o tym myślę, to bardzo łatwo wchodziłam w toksyczne relacje, przyjaciółki, mężczyźni... mało miałam fajnych przyjaciół, ale miałam, to pocieszające...
ostatnio też było ciężko w jednym czasie były te chocki klocki z moim przyjacielem i z moim facetem, dziwne, że obaj w sumie mieli podobne zachowania, bardzo energicznie próbowali mnie przekonać, że mam robić to, co oni chcą, decydowali za mnie i byli zdziwieni, że mnie się to nie podoba
Ostatnio zmieniony przez zapominajka 2016-04-28, 17:36, w całości zmieniany 1 raz
Cóż mogę powiedzieć z własnego doświadczenia. Do pewnej bliskiej mi osoby odzywałem się tylko ja. Nie powiem zawsze była odpowiedź z Jej strony. Ale ile można. Pomyślałem że się narzucam i postanowiłem przestać pisać i dzwonić. Choć przyznaję że rozmów mi brakowało. Minął tydzień drugi trzeci i brak było jakiegoś sygnału. Już sobie pomyślałem że znajomość umarła z braku kontaktu gdy po miesiącu przyszedł sms a zaraz po nim zadzwonił telefon. Pierwsze słowo jakie usłyszałem to przepraszam że tyle się nie odzywałam. Cóż kontakt jest do tej pory. I mam nadzieję że nadal będzie. W moim więc przypadku dobre koleżeństwo przetrwało. I dowiedziałem się że Jej także zależy na tej znajomości.
Wyżej padło, że te wartościowe znajomości rodzą się w dziecięcych latach. Z tym akurat (na szczęście) zgodzić się nie mogę. Jak zaczynałam pracę w swojej firmie ponad dwa lata temu poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi. Wśród nich jest dwójka, z którą utrzymuje stały kontakt i są to znajomości niezwykle ważne dla mnie. Te z dziecięcych lat również są zachowane. Jest ich niewiele, ale jakościowo są cudowne. ;)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach