hym,odnosnie pytania,czy bedac dlugo samotnym w zyciu,to czy potem czlowiek bedzie potrafil z kims razem zyc,to mysle ze nie jest tu przeszkoda wiek, i jak dlugo nie bylo sie w związku z druga osoba. wydaje mi sie ze istotne jest to czy ma sie potrzebe bycia z kims i czy ma sie odpowiedniego partnera,jesli tak to bedzie ci wtedy zalezalo, i mino trudnosci jakie moga sie pojawic i braku doswiadczenia w związkach to bedziesz sie starac bo bedziesz tego chciala,a wiadomo chciec to móc :)
Dokładnie tak. Jeśli ktoś nie ma potrzeby bycia w związku, to wszystko będzie mu przeszkodą.
Wiek: 52 Dołączyła: 26 Sty 2016 Posty: 493 Skąd: Kraków
Wysłany: 2016-02-13, 18:52
Wygrzebałam jakiś stary temat. Ostatnio zadalam sobie podobne pytanie. Czy gdy człowiek przyzwyczai się do samotności , to będzie chciał jeszcze z kimś dzielić życie.
Spotkałam na swej drodze ludzi, którzy chcieli związku, jednocześnie mieli problem z dzieleniem się swoim życiem. Np. nagła utrata kontaktu, cisza, coś się dzieje ale druga strona nie wie co ,bo ta osoba nie czuła się w obowiązku poinformować, że coś się u niej wydarzyło. Dlaczego ? Bo jak tłumaczyła odwykla od takich zachowań. Nie przychodziło jej do głowy , że ktoś się martwi, że czeka bo długo tego nie miała komu powiedzieć.
Lub chce się związku ale pod wpływem demonów przeszłości ,strach ryzykować wpuszczenie kogoś do życia.
O! Ten temat idealnie tyczy się mnie.
Z jednej strony, jakby nie patrzeć ubolewam, że jestem sama, że nie mam z kim szczerze porozmawiać, z kim dzielić radości i smutków, ani na kogo liczyć itp itd., ale z drugiej.. przywykłam też już do bycia "zosią samosią" i "panią swojego życia". Zdaję sobie sprawę, że żyjąc w związku z drugą osobą, moje życie musiałoby się diametralnie zmienić i czuję w związku z tym niemały dyskomfort. Począwszy od takich namacalnych drobnostek, typu plan mojego codziennego dnia. Teraz nie jest idealnie, ale przywykłam i odczuwam wyraźny strach przed zmianą. Po tylu latach radzenia sobie ze wszystkim sama, czułabym się dziwnie (słaba), jeśli mój facet zacząłby mnie wyręczać ("przecież potrafię to zrobić!"). Gdyby się o mnie martwił, pewnie miałabym poczucie winy ("dlaczego ktoś wgl zaprząta sobie mną głowę? nie warto! ja sobie poradzę"). Prawdziwy związek oznacza też, że musiałabym otworzyć się przed tą osobą. Wyszłyby na jaw moje mankamenty (że w pewnych kwestiach jestem faktycznie słaba, a co ukrywam). Zwyczajnie boję się niezrozumienia i odrzucenia. Koniec końców też zawody z przeszłości potęgują moje auto-wzbranianie się przed związkiem.
To o czym piszecie widzę przed sobą. Mam takie właśnie uczucie od jakiegoś czasu, że już ciężko za jakiś czas będzie zrezygnować z bycia samemu. Jestem jakby na granicy. Wokół jeżeli są samotni to właśnie już z wyboru choć nigdy ich o to nie pytałem. Z kontekstu ich różnych wypowiedzi widać, że przyznają się do tego.
Chciałbym tej drogi uniknąć ale zdaje się to takie powszechne.
Ze mną jest podobnie chciałbym kogoś poznać, kogoś kto powie przed wyjściem do pracy "wróć cały i zdrowy" ale z drugiej strony nie wiem jakby to wszystko wyglądało. Chciałbym kogoś poznać ale normalnie nawet nie potrafie zagadać. Kiedyś normalnie pisałem z paroma dziewczynami ale teraz straciłem pewność siebie. Druga sprawa nie wyobrażam sobie zaprosić kogoś do siebie już nawet kumpli nie zapraszam do domu ze względu głownie na szwagierke i ona w sumie jest też powodem dla którego nie wiem czy warto mieć kogoś. Czasami myślę wyprowadzić się mieszkać samemu bd spoko ale nie wyobrażam sobie zostawić mojej mamy i babci które zostały nie tak dawno bez swoich życiowych partnerów.
Wiek: 52 Dołączyła: 26 Sty 2016 Posty: 493 Skąd: Kraków
Wysłany: 2016-02-13, 23:50
Ostatnio, ktoś mi powiedział, że to dlatego, że nie spotkałam teraz tej właściwej osoby. Że gdyby to było to, to nie byłoby lęków czy wrażenia intruza w moim domu.
W mojej sytuacji, gdzie od 4 lat jestem sama z dziećmi , przywyklam do radzenia sobie samej. Robię co chcę i kiedy chcę. Chce sprzatac, sprzątam. Chce spać to śpię. Itp.
Nagle po latach musiałaby zrezygnować z tego. Liczyć się z kimś.
Przez lata robiłam to co należało, bez względu na to czy miałam na to ochotę, czy dobrze się czułam. Po prostu musiałam to robić.
Cenię sobie to, że w końcu nic nie muszę a mogę.
A jednak brakuje kogoś, kogoś dorosłego. Kogoś kto zapełni pustkę.
Wiek: 52 Dołączyła: 26 Sty 2016 Posty: 493 Skąd: Kraków
Wysłany: 2016-02-14, 12:11
Uczy, uczy. Tylko trzeba chcieć się uczyć i wyciągać wnioski.Mnie wiele nauczył ale ją miałam na naukę dużo czasu. Najlepiej jednak uczyć się na cziś błędach niż na swoich ale to nie do uniknięcia. Człowiek się nie nauczy wstawać dopóki się nie przewrócił.
Wiek: 52 Dołączyła: 26 Sty 2016 Posty: 493 Skąd: Kraków
Wysłany: 2016-02-14, 12:14
Wszyscy skladamy się z emocji i doświadczeń. Czasem pod ich wpływem wybieramy mniejsze dla nas zło. Niestety wybór życia w samotności wiąże się też z rezygnacją z życia. A nie tędy droga.
Chyba porządnie oberwałaś. Może zwyczajnie nie jest tak jak byśmy chcieli by było. Niebezpieczne życie?
Też tak mam, poczucie życia na krawędzi. NIe powiedziałbym, że jest niebezpiecznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach