Kiedyś się izolowałem, olewałem wszystkich, byle jak najdalej od ludzi w których towarzystwie czułem się źle.. Dzisiaj korzystam z każdej okazji żeby gdzieś wyjść i muszę przyznać, że czuję się po takich spotkaniach o wiele lepiej mimo że wciąż mam niską samoocenę i brak pewności siebie..
Ja nie wychodzę na jakieś imprezy itd. bo nie czuję takiej potrzeby. O wiele lepiej jest mi spotkać się ze znajomą osobą lub dwiema niż z nowo poznanymi. Nie chce i nie lubię nawiązywać nowych ludzi. Jestem samotny, mam tutaj na myśli każdego rodzaju samotność. I czuję się z tym dobrze.
Wiek: 39 Dołączył: 01 Paź 2013 Posty: 74 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-11-30, 11:21
Cytat:
Kiedyś się izolowałem, olewałem wszystkich, byle jak najdalej od ludzi w których towarzystwie czułem się źle.. Dzisiaj korzystam z każdej okazji żeby gdzieś wyjść i muszę przyznać, że czuję się po takich spotkaniach o wiele lepiej mimo że wciąż mam niską samoocenę i brak pewności siebie..
Ja mam podobnie. Też trzymałem się z daleka od ludzi, bo czułem się źle w ich towarzystwie. Teraz mam w sobie więcej pewności siebie, asertywności i jak mam możliwość to korzystam. Ktoś chce się spotkać, to ok, chętnie. Tylko, że właśnie takich okazji nie mam zbyt dużo. Obracam się w towarzystwie tych samych osób. Żeby poznać kogoś nowego to musiałbym pewnie zapisać się na jakieś zajęcia, zagadać do kogoś. Ciężko mi się samemu zmusić do takich rzeczy. Poza tym zostaje net.
Nie powiedziałabym, że samotność zatrzymuje w domu. Raczej mocno zachęca, aby w nim dużo przebywać - o, to lepsze określenie, bardziej oddające stan rzeczy.
Nie ma takiej opcji.
Uwielbiam słuchać muzykę o 5 rano, idąc przez zakamarki Warszawy. Wraz ze wschodem Słońca.
Uwielbiam fotografować kałuże w ulewę, kiedy wszyscy chowają się.
Uwielbiam TO, co trzyma ich w domu...
I tak i nie. Brakuje mi wyjścia gdzieś ze znajomymi, czy też może i spotkań - dajmy na to - we dwoje. Jednak jednocześnie jestem zagorzałym spacerowiczem i dzień może zakończyć się udanie dopiero po dokonaniu mojego codziennego rytuału.
Wczoraj siostra wyciągła mnie na juwenalia rzeszowskie, był koncert eneja. Poszedłem tam z siostrą jej koleżanka zz mieszkania, i narzeczonym siory. Niby wszystko cacy, ale pod tak długim okresie niebytu nigdzie na żadnych imprezach czułem sie troche jak słoń w składzie porecelany, albo to zwyczajnie kwestia braku odpowiedniego towarzystwa.
Po koncercie już jak nocowalem u siostry w pokoju, miała ona do mnie pretensje, że jakoś mało rozmawiam z tą jej koleżanką, że jestem jakiś taki sztywny... no super.
I jeszcze dzisiaj mi sie oberwało, że czemu nie chce iśc z nimi do kościoła, że co ta jej koleżanka sobie o mnie pomyśli jaki to ze mnie bezboznik... a ja oczwyście w myślach sobie mysle WTF?!... o co tu kurwa chodzi, ja tu na jakieś swattanie przyjechałem czy co?.. i znowu mam grać kogoś przed nimi tak jak przed rodziciami, że jestem wierzący ? przeciez kurwa dobrze wiedzą ze ogólnie kościół i wiare mam daleko w poważaniu i dalej mnie dręczą, że wszyscy wierza, że co sąsiedzi sobie pomyslą., i takie myslenie jest we wszystkich sferach zycia oczywiście, we wszystkim trzeba być naj.
Zaczynam szczerze nienawidzić swojej rodziny i przy okazji siebie.
Ostatnio zmieniony przez 4w5 2016-05-08, 11:07, w całości zmieniany 1 raz
nie przejmuj się tak bardzo w sumie miło, że stara się gdzieś Ciebie wyciągnąć
a że przesadza z ewangelizacją to musisz trenować asertywność, niestety
tak to już jest, jak się jest niewierzącym w rodzinie katolików, ja tak mam i jakoś daję radę, doszłam nawet do tego, że olewam wszystkie święta i jakoś się rodzinka pogodziła... po wielu, wielu latach...
Ostatnio zmieniony przez zapominajka 2016-05-08, 12:04, w całości zmieniany 1 raz
Mój stary to jest Karol a nie katolik, kiedyś tak mi wpierdolił za to ze nie poszedłem do kościoła, że tydzień spędziłem w szpitalu u mnie w domu nie ma miejsca na asertywność. Całe życie sie tego domu wstydziłem ojciec despota i nadopiekuńcza matka... a ja się czuje teraz życiowo wypalony, bo całe życie zaczynając od gimnazjum uciekałem od problemów w wirtualny świat to tak w expresiwym skrócie...
Niby wszystko cacy, ale pod tak długim okresie niebytu nigdzie na żadnych imprezach czułem sie troche jak słoń w składzie porecelany, albo to zwyczajnie kwestia braku odpowiedniego towarzystwa.
To nie musi być do końca spowodowane tym, o czym piszesz. Ja też często na koncertach czułem się beznadziejnie mimo tego, że bywałem na nich regularnie - zawsze jak się działo coś ciekawego w mojej okolicy (do 100km), to starałem się brać udział. Brałem urlop w pracy, jechałem nawet sam 100km, żeby być na koncercie, na którym mi zależało. Na koncertach lokalnych u mnie w mieście spotykałem masę kumpli i znajomych, siedzieliśmy razem, piliśmy, skakaliśmy i darliśmy ryje pod sceną itp, więc na brak towarzystwa raczej nie mogę narzekać. Ale po rozstaniu z moją byłą jakoś tak emocje mi siadły, co z tego, że są kumple, skoro nie ma się do kogo przytulić, skoro w domu nikt nie czeka aż wrócę?
Właśnie to jest to, o czym piszesz: kwestia braku ODPOWIEDNIEGO towarzystwa. Myślę, że może chodzić właśnie o to. Przynajmniej u mnie tak jest. Kumple to za mało. Zrezygnowałem więc z uczestnictwa w takich imprezach, już kilka razy odmawiałem kumplom, kiedy chcieli mnie wyciągnąć z domu. W końcu kiedyś pewnie przestaną to robić...
4w5 napisał/a:
I jeszcze dzisiaj mi sie oberwało, że czemu nie chce iśc z nimi do kościoła, że co ta jej koleżanka sobie o mnie pomyśli jaki to ze mnie bezboznik
Wiek: 42 Dołączyła: 15 Mar 2011 Posty: 1207 Skąd: zachodniopomorskie
Wysłany: 2016-05-08, 19:06
4w5 napisał/a:
Mój stary to jest Karol a nie katolik, kiedyś tak mi wpierdolił za to ze nie poszedłem do kościoła, że tydzień spędziłem w szpitalu u mnie w domu nie ma miejsca na asertywność. Całe życie sie tego domu wstydziłem ojciec despota i nadopiekuńcza matka... a ja się czuje teraz życiowo wypalony, bo całe życie zaczynając od gimnazjum uciekałem od problemów w wirtualny świat to tak w expresiwym skrócie...
Przykre... aż brak słów ale taka hipokryzja to nie jest niestety nic nadzwyczajnego w społeczeństwie.
Wychodzisz na spacery z Sonią? Ja Ci tego zazdroszczę. Dziś byłam na spacerze z odtwarzaczem mp3 i widziałam sobowtóra Sonii. Nie wiem tylko czy to też była dziewczyna czy chłopak, bo nie miałam jak ocenić
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach