Dołączył: 15 Maj 2013 Posty: 84 Skąd: Kraków/Myślenice
Wysłany: 2014-03-15, 15:19
Heh,ciesze się że jest w tobie tyle optymizmu,gdybym był w twoim wieku może też bym go miał,ale ja już widzę jak bardzo zacofany emocjonalnie jestem w stosunku do moich rówiesników i młodszych też....muszę się powoli godzić z tym kim jestem,nie sposób mnie uratowac niestety,chociaż próbowałem na prawde.
Witajcie. Jestem tu nowa , zobaczyłam to forum i postanowiłam napisać , bo strasznie sobie nie radze . Od roku jestem bardzo samotna , mam paru znajomych , ale samych fałszywych i nie można na nich liczyć. Nie mam chłopaka , no bo kto by chciał dziewczynę , z którą prawie nikt nie rozmawia :( Jak radzicie sobie z samotnością? :(
johny348 [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-10, 21:22
Cytat:
Jak radzicie sobie z samotnością? :(
raz lepiej, raz gorzej, raz są dni pełne optymizmu, raz całkowitej rezygnacji z przyjścia na "lepsze jutro"
Crowley ja podobnie kiedyś miałem dużą wole walki o lepsze jutro, ale z czasem ona się wypala... niestety setki porażek i rozczarowań nie pomagają. Ale zgodzę się tez Immortal Salas życie przeszłością uniemożliwia życie teraźniejszością. Na własnej skórze tego doświadczyłem, dopóki żyłem teraźniejszością życie było piękne, a smutki szybko przechodziły, a gdy zacząłem myśleć za bardzo o przeszłości, o złych wspomnieniach stanąłem w miejscu i nawet błahe problemy "rosły" do rangi olbrzymich
Wiek: 58 Dołączyła: 22 Cze 2012 Posty: 145 Skąd: warszawa
Wysłany: 2014-05-12, 19:57
Witajcie,dawno tu nie zaglądałam. Myslę,że do samotnosci nie da się przyzwyczaić,jestesmy jednak stworzeniami stadnymi,potrzebujemy innych ludzi chociaz często twierdzimy inaczej.Większość na tym forum to osoby młode,ja mam 25 lat plus 23 odsetek ,był czas kiedy chciałam być sama,teraz pomimo mijających lat wcale mi z tą samotnością ni za dobrze,pogodziłam się w pewien sposób ale nie da się tak żyć...więc robię co muszę,pracuję,jedyna moja rozrywka to długie marsze z psem,basen,rower i książki.Nie rozmawiam z ludźmi,nie poznaje nowych ludzi bo nie mam okazji,taka mam pracę i nie mogę jej zmienić,nie mam wyboru,tak mi się życie poukładało.Próbowałam kogoś poznać,ale niestety spotkały mnie same rozczarowania...no więc dalej będę ciągnąć ten wózek bo nie mogę tego zmienić...gdybym miała te dziesięć lat mniej to jeszcze bym walczyła teraz już jestem zniechęcona...mam dużo do zaofiarowania ale ludzie których spotkałam w swoim życiu najczęściej mnie chcieli wykorzystać. Pozdrawiam samotników...i te słowa kieruje do tych dwudziestoparoletnich- ludzie po 40,50 też jeszcze odczuwają potrzebę bliskości ,z tego się nie wyrasta.
Do samotności można się przyzwyczaić. Miałem trudne momenty w życiu, z którymi musiałem radzić sobie zupełnie sam. Teraz chodzę często do teatru, mam swoje różne hobby i mimo samotności jestem szczęśliwym człowiekiem, choć nie mam do kogo gęby otworzyć, czy to w realu, czy nawet w internecie. Czasami brakuje kogoś, z kim można by było pogadać i wtedy rozpisuję się w internecie w postach, których nikt i tak nie czyta. Ale pogodziłem się z tym, że zostanie tak pewnie już zawsze i przestałem się tym przejmować.
Czasami brakuje kogoś, z kim można by było pogadać i wtedy rozpisuję się w internecie w postach, których nikt i tak nie czyta. Ale pogodziłem się z tym, że zostanie tak pewnie już zawsze i przestałem się tym przejmować.
Po pierwsze: Twój post jest na tę chwilę ostatni, więc nijak nie ma szans, żeby nie został przez kogokolwiek przeczytany. Po drugie: w jakimś innym wątku sporo osób Ci odpowiedziało, staramy się!;) Każdy ma inne zdanie na jakiś temat i musisz zaakceptować również to, że nie każdy musi Cię polubić i odpowiadać z sympatią, aczkolwiek kultura obowiązuje i nie zauważyłam, żeby tutaj na forum ktoś był jakoś rażąco niemiły.
Moje zdanie jest takie, że do samotności można się przyzwyczaić, ale chyba trudno ją zaakceptować, nawet po długim czasie "niełaski" w życiu towarzyskim i osobistym.
Oficjalnie: TAK Przyzwyczaiłam się do tego stopnia, że przestała mi ona przeszkadzać.
To znaczy, przyzwyczaiłam się do tego, że nie mam partnera czy bardzo bliskiego przyjaciela. Na chwilę obecną wystarczają mi znajomi, z którymi o dziwo coraz częściej się widuję.
Ależ oczywiście, że się da przyzwyczaić. Co mi innego pozostaje? Umartwiać się? Powiesić? Po cholerę?
Już lepiej sobie wmówić, że lubi się samotność. Ja tak właśnie zrobiłem. Aż w to uwierzyłem i rzeczywiście ją polubiłem.
Ja mam tak samo. Na początku bardzo mi doskwierało poczucie osamotnienia, byłam po prostu przyzwyczajona do obecności innej osoby, a teraz z kolei przyzwyczaiłam się do samotności i polubiłam ją. Właściwie to teraz nie wyobrażam sobie innego życia. Nawet gdybym się kimś zainteresowała (w sensie potencjalnym partnerem), raczej nie zdecydowałabym się na wspólne mieszkanie.
Czasami brakuje kogoś, z kim można by było pogadać i wtedy rozpisuję się w internecie w postach, których nikt i tak nie czyta. Ale pogodziłem się z tym, że zostanie tak pewnie już zawsze i przestałem się tym przejmować.
Nie no, ktoś te posty czyta, na przykład inni samotni. Może jednak czytają to w ciszy nie komentując.
Moje zdanie jest takie, że do samotności można się przyzwyczaić, ale chyba trudno ją zaakceptować, nawet po długim czasie "niełaski" w życiu towarzyskim i osobistym.
A ja myślę, że można zaakceptować samotność, ja to zrobiłam, to jest przecież klucz do mojego szczęścia. Dlaczego mam ludzi utwierdzać w przekonaniu, że tylko życie w parze jest jedynym źródłem szczęścia?
Nie da się przyzwyczaić do samotności. Człowiek podświadomie dąży do bliskości/ obecności drugiego człowieka. W moim przypadku wynika to z niskiego poczucia własnej wartości co potęguje obawę przed odrzuceniem.. Odpowiadają c na pytanie.. nie, nie przyzwyczaiłam się do samotności, czasem tylko wpadając w wir pracy zapominam o niej ;)
nayerre [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-08, 19:24
Myślę że do samotności nie da się przyzwyczaić. Da się z nią żyć, wytrzymać, przemęczyć, ale nie da się do niej przyzwyczaić, nigdy. Bo czasami dochodzi się do takiego etapu, w którym sam widok drugiej osoby, nawet obcej boli ze względu właśnie na samotność...
Oczywiście, że można się przyzwyczaić do samotności. Ale to nie musi mieć nic wspólnego z akceptacją jej. Ja z pewnością się przyzwyczaiłem. Ale przecież wyjść z samotności to coś czego najbardziej pragnę. Ale też zastanawiam się jakby to było gdybym nagle kogoś poznał. Czy poradziłbym sobie z tym. Od kilku lat nie mam kontaktu z ludźmi, żadnych kolegów, znajomych, ani nic. Gdybym teraz nagle kogoś poznał to byłby z pewnością dla mnie szok. Musiałbym się tego wszystkiego uczyć dopiero. Nie mam doświadczenia w rozmowie/kontaktach z ludźmi. Ja jestem przyzwyczajony do swojego trybu życia, jest w miarę bezpieczny i ustabilizowany, (ja mam swoje zwyczaje, rzeczy, które lubię robić, a gdybym wyszedł z samotności to też musiałbym to zmienić).. ale i strasznie nudny. Chciałbym to zmienić bardzo. Ale to też byłoby wyzwanie. Ale postarałbym się z całych sił.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach