Hej :)
Już od jakiegoś czasu anonimowo przeglądałam to forum i podglądałam co piszecie. W końcu postanowiłam się przedstawić i dołączyć do waszego grona. Temat wątku może brzmi nieco groźnie, ale tak źle chyba nie jest. W każdym razie w lutym dosięgnęła mnie dziekanka (o zgrozo u mnie wywalają za jeden niezdany kurs, tak jak to było kiedyś) i mam niestety rok wolnego, raptem tydzień później rozstałam się z moim chłopakiem po długim czasie z którym wiązałam już plany na przyszłość. Teraz jestem tutaj, są chwile lepsze i gorsze, raz się cieszę, że wchodzę w nowe życie a raz mam doła. Postanowiłam także rzucić w końcu to śmierdzące palenie i jestem bardziej drażliwa niż ostatnio.
Ku zdziwieniu wszystkich nie jestem nieśmiała i zamknięta w sobie. Uważam się też za inteligentną, ładną dziewczynę. Chodzę na spotkania, od rozstania poznałam masę ludzi, wróciłam do starej pasji i odkryłam także nową. Ale nie mam bliskich i to boli najbardziej. Nie mam już osoby, która się troszczy, która poda mi rękę (choć jeżeli chodzi o troskę to w byłym związku jej brakowało). Mam tylko rodziców z którymi mogę porozmawiać i bardzo ich kocham oraz ludzi, znajomych, przelotnych po prostu z którymi zamienię parę słów.
Nie mam pomysłu na przyszłość, póki co pracuję w nudnej pracy a od października wracam na studia. Mieszkam w rodzinnym mieście a na nieliczne wykłady, które mogę robić dojeżdżam. Nie zniosłabym szczęśliwej współlokatorki wiecznie obnoszącej się uczuciami razem ze swoim chłopakiem.
W moim krótkim (raptem 22 letnim życiu) wiele razy zawiodłam się na ludziach. Wyciągałam rękę, chciałam pomóc, korzystali a potem wychodziło tak, że obracali kota ogonem i siłą rzeczy obrażali się na mnie. Przestałam zajmować się problemami mniej ważnych osób i postanowiłam starać się tylko dla bliskich. I tutaj właśnie zawiodła mnie moja współlokatorka, która właśnie taką bliską osobą mi się wydawała. Kiedy ona miała kryzys ze swoim chłopakiem, pomagałam jej jak mogłam, dopytywałam się, wyciągałam żeby nie myślała o nim a kiedy chciała płakała mi w rękach. Owego chłopaka kopnęłam w tyłek, dodałam moje trzy grosze i sprawa skończyła się tak, że teraz są szczęśliwi i przeżywają "drugą miłość". Dziękuję nie usłyszałam. Mało tego - kiedy ja się rozstałam, moja współlokatorka nie chciała słuchać o moich problemach, z uporem maniaka puszczała moją i mojego byłego muzykę (kiedyś jej pokazałam i bardzo jej się spodobała) nawet nie biorąc pod uwagę, że mi to może nie pasować. Poszła także z nim na koncert, który miał być mój i jego (no i jeszcze z jedną koleżanką, która odkupiła ode mnie bilet). Ba, ani razu nie spytała jak się czuję. A z obnoszenia się uczuciami przede mną ze swoim chłopakiem ani na chwilę nie zrezygnowała.
Nie chcę jej obwiniać, widocznie ma mało empatii a mi jej nie brakuje. Właściwie przewrażliwienie i zbyt duża empatia to słowa doskonale mnie opisujące. I choćbym nie wiem jak chciała z tym walczyć to nie potrafię stać się "twardą" i często wieczorami płaczę z bezsilności. A w dzień trzymam maskę na twarzy bo nie mam osoby i jeszcze takiej nie poznałam, której mogę powiedzieć co czuję a ona poradzi mi coś konstruktywnego.
Już mi lepiej, że to wszystko przelałam "na papier" :) Także fajnie, ze mogę do Was dołączyć i starać się o lepsze jutro! Cieszę się, że będę mogła z Wami pobajdurzyć o sprawach ważny i mniej ważnych
P.S. jakby ktoś teraz też rzucał palenie i mógłby się podzielić radą jak sobie poradzić w cholernie przykrych i stresujących sytuacjach, które mój mózg sam potrafi wymyśleć (nie muszą istnieć w rzeczywistości) to będę wdzięczna
Ostatnio zmieniony przez blondynka_ 2015-04-21, 18:02, w całości zmieniany 1 raz
Cześć!;)
Hmmm „blondynka” i jak nic na myśl mi przyszła serialowa bohaterka Sylwia (pani weterynarz) . Rozumiem ,że weterynarii nie studiujesz? A zatem jeszcze raz Witaj!;)
No akurat tak się składa, że nie ;) ale jestem na technologii żywności a chemię mam niedaleko wydziału weterynarii więc może jednak coś w tym jest! Cześć, cześć ;)
Wiek: 38 Dołączył: 05 Mar 2014 Posty: 372 Skąd: lubelskie
Wysłany: 2015-04-21, 21:25
witaj blondynka!widze ze przechodzisz trudne chwile w swoim zycziu,przykro mi z powodu Twojego rozstania.nie jest ot latwe a szczególnie dla ludzi wrażliwych,co Ci moge poradzić nic tak nie pomaga jak czas,bedzie to pewnie banalne,ale tylko to pomoze.uplyw czasu,potem przyzwyczaisz sie do nowej sytuacji w zyciu i z uplywem czasu zapomnisz i zaczniesz na nowo zyc. proponuje znalesc sobie jakies hobby co by moglo Cie zajac w wolnych chwilach i nie byloby czasu na rozkminke i wracanie do przeszlosci.
co do fajek to ciężka sprawa.a dlugo palisz??moze jesli palisz dlugo i mocne to na poczatek proponuje znienic na jakiesj slabsze cigarety,a potem ograniczac(to tez zalezy od ilosci jakie palisz na dzien)ale przykładowo to ustalić sobie limit do 3 fajek na dzien,a pootem isc dalej w tym kierunku i np.co drugi dzien.bo tak z dnia na dzien to ciezko i czlowiek jest nerwowy i ucieka w inne rzeczy jak np. duzo je :)
ale to tez zalezy od woli i jaki masz charakter wazne ze masz checi potem trxeba samozaparcia i pracy nad samym soba.i trzeba duzo cierpliwosci do siebie:)
Wysłany: 2015-04-21, 22:12 Re: pustka po przejściach
blondynka_ napisał/a:
W moim krótkim (raptem 22 letnim życiu) wiele razy zawiodłam się na ludziach.
a ja zostałem odrzucony przez nich ,
twoja koleżanka standardowy przykład podejścia dużej części społeczeństwa , (nie wszystkich ale tą mniejszą część ciężko znaleźć )
Oo dzięki za takie duże przywitanie ;) jestem z Wrocławia, przynajmniej tutaj studiuję
a co do papierosów to jak już przestałam to wolę znowu nie zaczynać, wczoraj wieczorem prawie dałam się złamać i poszłam kupić epapierosa (ostatnio dostałam wypłatę to co mi tam :p ), ale okazało się, że stoisko zamknięte to wróciłam z nową książką :D
a od rozstania to bardziej mnie przeraża fakt, że mi się wszystko w jednej sekundzie sypnęło i zostałam na lodzie. Czasem patrzę, że to nowa szansa ale chwile słabości częściej się zdarzają. W każdym razie liczę właśnie na ten czas, że pomoże i jakoś sobie trwam. Chociaż póki co to nie widzę żadnego sensu w moim obecnie marnym życiu. No ale chyba nie może być tak, że mam dopiero 22lata a najlepsze chwile mam za sobą, prawda?
Nie możesz mówić że skoro masz 22 lata całe życie masz za sobą. Moje życie do 22 roku było nijakie, w rok zmieniło się wiele, zmieniłem się ja. Czasem wystarczy jedna iskra, jeden sygnał i wcale nie musi być to miłość.
Chciałabym aby tak było i mocno staram się w to wierzyć ;) też uważam, że ta iskra to nie musi być miłość. Na razie chciałabym zająć się sobą a nie desperacko kogoś szukać, ale nie pogardziłabym przyjaciółką/cielem czy kimś o podobnej wrażliwości ;)
Oczywiście, że myślałam tylko nie ma jakoś kandytatów, kandydatek. Mam owszem kilku znajomych ale ile razy można wychodzić z inicjatywą spotkania. Nikogo na siłę do przyjaźni nie zmuszę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach