No i znowu się muszę wygadać... Nie ma lekko na tym świecie, wyjdę na wiecznie niezadowolonego płaczliwego marudę, ale cóż... może po prostu taki już jestem.
Zbliżają się święta, a to oznacza że brat przyjeżdża. Brat studiuje we Wrocławiu, jest w seminarium i tam ma zapewnione lokum w trakcie roku akademickiego (przyjeżdża tylko na święta i wakacje). A w domu... mamy dwupokojowe mieszkanie, wiadomo, jeden pokój mój, drugi rodziców, ale sytuacja wywala się do góry nogami, kiedy właśnie przyjeżdża brat.
Z racji tego kim będzie w przyszłości jest oczkiem w głowie, nie tylko u rodziców (którzy starają się mnie zapewniać że wcale nie jestem gorszy, ale gdyby tak było to chyba by nie powtarzali tego tak często?), ale też u dziadków i reszty rodziny. Skoro już o nich mowa - dziadkowie opłacają mu studia, bo rodzice nie mają na tyle. Dla mnie oczywiście już nie ma i nie będzie, muszę zapracować sam (aż tak bardzo mnie to nie boli, bo jeśli mi się uda to będę mógł spojrzeć w lustro, samemu sobie prosto w oczy i nie będę musiał się wstydzić samego siebie, że jestem tchórz albo się nie nadaję). Jednak niektóre komentarze na mój temat potrafią wyprowadzić mnie z równowagi (np. że ja mogę się cały czas obijać, a brat musi zapieprzać z nauką).
Wracam do sytuacji w domu. Bratu się już chyba w du.pie poprzewracało od swojego szczęścia, bo odkąd studiuje to jak przyjeżdża do domu to musi mieć pokój sam dla siebie (jakoś dawniej nie przeszkadzało mu że dzieliliśmy go między siebie). Wszyscy go bronią, wcześniejsze argumenty (bo oni tam mieli jeden pokój na dwóch - teraz jest już sam w pokoju, bo starsze roczniki mają pojedyncze pokoje, bo on musi odpocząć, bo prywatność, itp.) upadają, a i tak sytuacja nie ulega zmianie. Co w takim razie z moją prywatnością, z moją swobodą? Próby negocjacji, łagodniejsze czy ostrzejsze niczego nie zmieniają.
Nie chodzi mi żebym miał pokój tylko dla siebie. Chodzi mi o to że czuję się ignorowany, pomijany, olewany. Czułbym się lepiej, gdybym dzielił z nim ten pokój, zamiast przenosić się do rodziców. No co ja jestem, mebel że tak można mnie w każdej chwili przestawić w byle jakie miejsce? Moje uczucia się nie liczą...
Zdaję sobie sprawę że nic nie mogę zrobić i to tylko jeszcze bardziej mnie wkurza. Byle co zaczyna mnie denerwować, czasami czuję że muszę się wyładować, ale dociera do mnie jeszcze zdrowy rozsądek, który podpowiada by nic nie rozwalać, bo będę potem żałował. I tak tłumię w sobie te złość... Najchętniej bym gdzieś wyjechał, ale nie mam dokąd, a poza tym pracuję i nie mogę rzucić tego wszystkiego. Kolejny raz jestem skazany na zaciśnięcie zębów i wyczekiwanie. Ale te nerwy... Już teraz chodzę podenerwowany, a jak będę musiał się przenieść do drugiego pokoju to będzie jeszcze gorzej. Chyba czas zaopatrzyć się w zapas melisy.
Seminarium? Czy ja dobrze rozumiem on na księdza poszedł? Jezu... to współczuję podwójnie...
A tak co do reszty, powaga współczuję... Zakładam że chodzi o tak zwane studia kapłańskie czy coś takiego... (teologia czy jakieś tam z tym związane) A w pewnych kręgach, uh... bywa to poniekąd jakoś prestiżowe... Ale nie ma co udawać, to bardzo nie fajnie że tak go poniekąd faworyzują... I masz 100% rację do frustracji, irytacji i nie tylko...
Ostatnio zmieniony przez Poddrzewem 2015-03-26, 02:59, w całości zmieniany 2 razy
... wynosić się z pokoju bo brat przyjeżdża?.... jeśli ja by był tak traktowany jak Ty wzgledem brata... hmm skonczylo by sie to u mnie wielka awantura... albo nawet mordobiciem... nie mam w zwyczaju komuś ustępować... z grzeczności, kobietom - tak... ale nie świętym bratom, czy świetym krowom :). On i Twoi rodzicie olewaja Twoja prywtaność?... olej i Ty ich wogule nie reagując, na przyjazd świętego do domu.
Wiem, że to co pisze jest małowykonalne.... ja już za takie zachowania tyle razy dostałem przez łeb, że praktycznie z rodziną nie łączy mnie żadna więź... żyje w takiej rodzinie "katolików" co sie mało nie posraja - bo świeta ida, bo jakiś kurwa post... a sam jestem głęboko w dupie mający kwestie wiary itp :].
Awantury bywały już w przeszłości, ale nic na tym nie ugrałem, dlatego dałem sobie spokój. To takie gadanie do ściany - drzesz się, nic nie daje, mówisz spokojnie, używając racjonalnych argumentów, oni dalej swoje. Co mi z gadania "szkoda że nie ma trzeciego pokoju"? Od samego gadania nie zrobi się ten dodatkowy pokój, problem nie zostanie rozwiązany. W przeciwieństwie do brata, ja nie mam problemu z tym by podzielić się pokojem - on już tak.
Moja rodzina też taka wielce katolicka (od czasów wstąpienia brata do seminarium to chyba jeszcze bardziej), aż rzygam od tej pieprzonej hipokryzji. Poczekałem do osiemnastki, a potem stopniowo zacząłem olewać kościół. I powiem szczerze że niedziela teraz wydaje się być piękniejsza xD
Rzygam tym gadaniem w domu, że ksiądz na kazaniu powiedział tamto, sramto, a tu taki ksiądz przyjechał na rekolekcje, a bo może brat go zna... Ostatnio rozmawialiśmy z tatą na tematy polityczne, wspomniałem że jestem za karą śmierci dla morderców. Od razu zaczął mi wyjeżdżać z przykazaniami, że nie wolno zabijać, a jak powiedziałem że powinien być rozdział państwa od kościoła to stwierdził że bez kościoła państwo nie istnieje... Z niektórymi chyba po prostu nie da się gadać.
Słuchaj, a może zostałbyś kapłanem Peruna, albo innego Światowida? Rodzinie powiesz że czcisz tego samego Boga, ale pod bardziej swojską nazwą, przyozdobisz pokój, wymalujesz na ścianach teksty pieśni, porozglądasz za rusałkami i już będziesz wołchw jak się patrzy. Może wtedy braciszek straci ochotę na przyjazdy?
Raczej postawiłby sobie nawracanie za punkt honoru ;)
Pokłony temu co wynalazł drugie zmiany :D Dzięki temu byłem poza domem przez większość czasu i łatwiej było znieść tą sytuację. Tydzień już prawie za mną, jeszcze drugie tyle.
Tak sobie myślę że zawsze mogę się wspomóc alkoholem, ale nie chcę tego robić, bo to jednak niesie za sobą pewne ryzyko. Zadowolę się fajkami (to już jest mój nałóg, więc na to sobie mogę pozwolić).
Jakie nawracanie? Jeden Bóg stworzył jeden świat dla nas wszystkich, one race - human race, i czcimy go z wdzięczności, tu nie ma schizmy. Szanujesz przodków, kochasz ojczyznę, walczysz o tradycję i suwerenność, dlatego zwracasz do Niego zgodnie ze starą, ludową kulturą. Niechaj żaden Rzymianin czy Brukselczyk nie waży się wynaradawiać naszej religii! Vox populi, vox Dei, i w imię tej starej rzymskiej maksymy trzeba było pogańskie ususy tolerować, a nie prowokować rebelie i jeszcze wahać się z akceptacją Żydów, bo potem to wszystko razem doprowadziło do II wojny światowej!
I to musisz bratu wytłumaczyć: jak nie chce kolejnej wojny światowej, to nie może poddawać w wątpliwość Twych lojalnych wobec Polski praktyk kultowych, a jeśli padnie na niego choć cień podejrzenia że je znieważa - to trzeba będzie zwołać sąd kapturowy (możesz mnie zgłosić do uczestnictwa).
Popieram, popieram...
Znałem nawet sporo Rodziewiczów, ciekawa wiara... Fajni ludzie, ba nawet kiedyś byłem zaproszony na ich święto, podajże na noc kupały...
Sława!
kochamma [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-05, 01:58
ja tu czegoś nie rozumiem. rodzice Ci mówią ze byś spał u nich a ty pakujesz torbe i idziesz ? ok rozumiem ze jak jak chcesz zeby np nie gadali o kościele to nic z tym nie zrobisz. ale do chuja to jest twój pokój i co siłą cię wyciągną z niego ? brat ksiądz cie wypchnie z łóżka ? mówisz ze sie nie przenosisz i mieszkasz dalej u siebie i tyle. a powiem ci z doświadczenia że czym będziesz bardziej ustępował to będzie coraz gorzej. jeśli twoje argumenty są zbywane to ty zbywaj ich proste
Prawdopodobnie tak by się to skończyło. Albo ja jego musiałbym wypchnąć, albo on mnie. Idę w myśl zasady "głupszemu się ustępuje". No bo podejście "bo ja jestem taki i taki to mnie się wszystko należy" świadczy o głupocie, zadufaniu w sobie czy też samouwielbieniu. Nie potrzebuję nerwów, bo ostatnio miałem ich dużo, a przez to słabo się czułem (a muszę pracować, więc nie mogę sobie pozwolić na bezsensowne marnowanie energii), więc już odpuściłem i próbuję się odciąć od otoczenia. W tym tygodniu pomagały drugie zmiany, teraz będę próbował m. in. przez komputer i muzykę.
Do tego dzisiaj dowiedziałem się o zaproszeniu na jego święcenia diakonatu. Nie wiem dlaczego się łudziłem że zostanę pominięty, przecież to było oczywiste że każdy będzie musiał przyjechać, żeby pokazać na około jak to cała rodzina z dumą przyjeżdża popatrzeć na te święcenia. Ale nie zamierzam tam jechać, nie zrobię tego wbrew sobie. W grudniu 2012 już byłem na podobnej "imprezie", wtedy nie miałem skończonych 18 lat i nie mogłem się postawić, teraz jednak nikt do niczego mnie nie może zmusić. A jak wtedy było? Cały czas czekałem na moment, kiedy wsiądziemy do pociągu i wrócimy do domu. Czułem się tam jak piąte koło u wozu, nie miałem nic do powiedzenia, nikt nie zwracał na mnie uwagi, nawet gdybym zasnął i zaczął głośno chrapać to dalej by mnie olewali. Nie zamierzam kolejny raz pchać się w to samo gówno. O ile wtedy nikt się ze mną nie liczył, o tyle teraz ja się nie będę liczył z nikim. Nie chcę tam być, nie moje klimaty. Nie mam powodu by się tak poświęcać. Ba, nawet z przyjemnością poszedłbym do pracy, mimo że to będzie sobota i DRUGA zmiana. I to nie jest taka decyzja żeby jemu zrobić na złość. Po prostu idę za głosem serca, które mi mówi "pierdol to". Jeśli ja sam nie zadbam o swoje uczucia, żeby czuć się dobrze, być szczęśliwym, to nie będę, bo nikt inny za mnie o to nie zadba.
kochamma [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-05, 23:19
bari jak to powiedział kiedyś Sun Tzu - bezczynność też niesie ze sobą konsekwencje. ustępowanie jest złe. czym ty bardziej ustępujesz tym druga strona nabiera coraz więcej pewności i pozwala sobie na coraz więcej.
takie nadstawiania drugiego policzka i iście po najmniejszej lini oporu i wymówki bo on jest głupszy nie poprawia Twojej sytuacji. musisz walczyć o swoje. wiem ze teraz będzie ciężko bo już wszyscy są przyzwyczajeni że mogą robić co chcą bo ty sie nie odezwiesz, ale walcz.
W tej chwili jest za późno, trzeba już jakoś ten tydzień przemęczyć... Jeszcze żebym miał jakiegoś znajomego który mógłby mnie przenocować, to bym postraszył że wyniosę się z domu jak brat ma zabrać mi pokój, na jedną noc nie wrócił i od razu byłaby inna rozmowa. A tak jestem trochę pod ścianą, bo jest trzech na jednego. Spróbuję na wakacjach. Będzie gadanie że mi odwaliło od pracy, że za dobrze mi się żyje, ale racja, skoro nikt się nie przejmuje moimi uczuciami, to ja też nie muszę się przejmować innymi.
Hah, dzisiaj to mi dopiero dowalili. Dziadkowie ściągnęli mnie pod pozorem ciasta - że niby za dużo im zostało, oni tego nie przejedzą i nam dadzą. Oczywiście to ja miałem się po to wybrać, od razu wiedziałem że pod tym kryje się jakieś drugie dno. I co? Miałem rację. Chodziło o skasowanie jednego numeru z listy ostatnio wybieranych w telefonie. Dla takiej pierdoły miałem rzucać wszystko i jechać, bo oni już muszą mieć to usunięte, tak bardzo przeszkadza. Normalnie ku*wa telefon wybuchnie jak poczekałby do jutra (jutro akurat brat się wybiera do nich na obiad i mógłby to zrobić). Zawsze jak coś trzeba ogarnąć przy telefonie albo telewizorze to sobie wtedy o mnie przypominają, a tak to mają mnie w d*pie. Następnym razem oleję sprawę i nie przyjadę, niech się obrażają.
kochamma [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-06, 23:39
czemu jak do tej pory latałeś na każde zawołanie to teraz masz się postawić i nie pojechać ?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach