A masz jakichś znajomych facetów? Czy raczej kobiety ?
Strasznie anty przekaz siejesz :)
Mam znajomych facetów, zwykle żonatych.
Nie jestem przeciwna związkom, o nie. Tylko sama już nie dążę by w nim być, obserwując znajome małżeństwa. Ale ponoć niezbadane są wyroki boskie, może mnie jeszcze trafi strzała Amora.
I od razu lepiej :) czytając poprzednie posty można by pomyśleć że stoisz już nad grobem ;) a tu przecież młoda kobieta :)
To że nikogo nie szukasz i nie potrzebujesz bliskości to spoko ale sama wiesz jak jest, jeszcze może być tak że nawet się nie spostrzeżesz a pojawi się ktoś obok Ciebie :)
Taka młodziutka ciałem już nie jestem (zbliżam się do 40), ale duchem mam ciągle 26 lat .
Odbiegając nieco do tematu : Myślę, że moje nieco gorzkie podejście do związków jest skutkiem wydarzeń w moim dotychczasowym życiu (nastoletnia miłość jedna, druga, potem małżeństwo, potem bardzo bolesna zdrada i rozwód, w efekcie trzymiesięczny pobyt w szpitalu i piętnująca choroba na całe życie, potem namiętny romans, potem związek z rozsądku). Tylko zakończenie tego ostatniego nie bolało - a to dlatego, że nie byłam zakochana i pod wpływem fenyloetyloaminy. Ale też uświadomiło mi, że mimo choroby jestem bardzo samodzielna (choć nie wszystko potrafię zrobić) i potrafię dobrze funkcjonować będąc tylko w swoim towarzystwie. I chyba tu jest klucz do oswojenia samotności. Jeśli ktoś nie nudzi się sam ze sobą, łatwiej zniesie samotność. Poza tym wskutek przyjmowanych leków libido spadło mi do zera, mam świadomość, że nie potrafiłabym już ofiarować mężczyźnie tak wspaniałego seksu jak jeszcze 3 lata temu. Gdzie znajdę mężczyznę aseksualnego, który zadowoli się oddychaniem w mojej obecności? Co miałabym mu oferować, jeśli najbardziej lubię spędzać czas ze sobą? Żeby zachować pogodę ducha nie pozostało mi nic innego, jak zaakceptować sytuację i zmienić podejście do samotności - już nie wymuszonej, ale z wyboru. Może mi łatwiej, bo DOŚWIADCZYŁAM tych wszystkich motylków w brzuchu, seksu, białego welonu, narodzin pierwszego dziecka itd. więc wiem jak to jest jeść ten miód.
Dlatego napisałem tylko jedno słowo , komentarz jest zbędny.
Ja mam inną sytuację i zastanawiam się czy można mi coś doradzić, coś czego bym już nie słyszał. Miałem psiapsiułke która mi doradzała, tylko coś milczy ostatnio, ma trudną sytuację. No i sam zostałem ze swoimi rozterkami.
Zdecydowanie tak! Ja też dopiero się uczę że nic nie jest na zawsze; ( to mnie najbardziej boli ; ( zostają tylko wspomnienia tego co było i coraz większa tęsknota za tym co już się nie zdarzy. Przemijanie to najgorsza kara jaką dostaliśmy od Boga.
Sorki, nie na temat troszkę ;)
Cóż, mnie bolało przemijanie, zwłaszcza, że odkąd eksmąż mnie zdradził musze sama utrzymywać i opiekować się dziećmi. W małżeństwie żyłam jak w euforii, więc wyjście z tego etapu było bolesnym doświadczeniem. Ale jak mawiał mój były już teść "nie prywikniosz, padachniosz". Musiałam się przyzwyczaić i nauczyć żyć od nowa, samemu.
Jeśli chodzi o wspomnienia - gdzieś kiedyś czytałam, że nasz mózg selekcjonuje wspomnienia w ten sposób, że bardziej jesteśmy skłonni zapamiętywać to co dobre, niż to co było złe. Pewnie dlatego tak trudno było mi się pozbierać po rozwodzie, bo mózg zostawił mi wspomnienia mojego eksa jako dobrego ojca i tolerancyjnego męża, a nie jako zdradzacza, oszusta i kłamcę, którym okazał się być. Podobnie było z kobietą, którą to zrobił - mózg zapamiętał ja jako moją wesołą koleżankę, a nie fałszywą kobietę, która za moimi plecami prowadziła podwójną grę. Może w związku z tą selekcją wspomnień na dobre i złe i wybiórczym wspominaniem, może dlatego żal ci przemijania.
Ale nie powinno, bo przecież taka teza oznacza, że to co złe, też przemija (wojny, kryzysy, ból samotności, ból rozstania, gorączka, choroby itp.). Jak spojrzysz ta to z tej perspektywy, okaże się, że przemijanie nie jest karą, a może okazać się zbawienne. Naturalne, że chcielibyśmy by dobry stan trwał zawsze, ale czy chciałbyś trwać cały czas w niewoli złego? Wracając do mojego przykładu - gdyby mnie nadal bolał rozwód, zdrada i nowy związek mojego eksa, nie miałabym normalnego życia, stałabym się zgorzkniałą babą nienawidzącą cały męski świat. A tak mogę się cieszyć z tego doświadczenia życiowego, cieszyć tym, że z tego związku mam dwóch wspaniałych synów, dostrzec, że w sumie związek był toksyczny z powodu tego, że dwie wyjątkowo niedobrane osoby się sparowały,że nie ponoszę za to winy i że teraz jestem dużo spokojniejsza pod względem emocji niż w jakimkolwiek związku. Reasumując - myślę, że przemijanie nie jest takie złe.
Ostatnio zmieniony przez liliana 2015-02-15, 12:07, w całości zmieniany 1 raz
Też słyszałem o selekcjonowaniu wspomnień, taki mechanizm obronny organizmu. Inaczej pewnie mało kto by nie zwariował
Ale ja w troszkę innym sensie o przemijaniu napisałem. Chodziło mi o to o czym i Ty wspominałaś przy okazji swojego romansu. Czasem jest tak że czujemy że coś już się nie powtórzy. Może być lepiej, nie koniecznie gorzej ale i tak inaczej.
Tyle się napisałam i mnie wylogowało. Teraz chyba będzie krótko. Nie pamiętam już, co napisałam o romansie. Aktualnie, nie żałuję że się zaczął, ale też nie żałuję że się zakończył. Trafił mi się egzemplarz chyba niedojrzały, którego sygnały niewerbalne były sprzeczne z mowa werbalną. Co innego mówił, co innego robił. Ja chciałam budować trwalszą relację, on chyba (tak sądzę z perspektywy czasu) niekoniecznie, chociaż mówił coś innego. Zostały wyselekcjonowane dobre wspomnienia (zwłaszcza na polu sypialnianym ), została też świadomość gorzkich uczuć, które jednocześnie przy tym przeżywałam (nie chce tu opisywac jego zachowań). Ponieważ widuję się z nim raz w miesiącu wiem, że się nie zmienił: wieczny chłopiec, nie wiem, czy on sam wie, czego chce - układu FF czy normalnej relacji . Reasumując obecnie nie chciałabym powtórki z z tej rozrywki, to było dobre po rozstaniu z mężem, a nie teraz gdy się ustabilizowałam emocjonalnie. Nie chcę tych jazd emocjonalnych, od euforii i ekstazy po bezdenną rozpacz. Wybrałam spokojną i stabilną emocjonalnie samotność. Po czasie, po tych doświadczeniach moja samotność stała się samotnością z wyboru.
Ostatnio zmieniony przez liliana 2015-02-15, 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Nie, to nie to. Ja jestem typem marzyciela i po prostu dziwny ;)
Od pierwszego kontaktu przyciągam do siebie jednak szybko się okazuje że odstaje od wzorca faceta. Dużo by pisać czemu tak jest. Dość powiedzieć że na chwilę jestem super ale tylko na chwilę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach