Witam wszystkich, tych którzy mnie znają i tych którzy mnie nie kojarzą
Dzisiaj będzie o dziwnym poczuciu samotności, jak temat wskazuje. Zatem przechodzimy dalej:
Jak większość z nas na tym forum, czuję się samotny. Raz mi to mniej wadzi, raz bardziej, różnie to bywa. Czasem zdarzy się nawiązać z kimś jakąś krótką relacje, pogadać o byle czym i takie tam. Norma.
Ale, czasem zdarzy się, że relacja wydaje się nieco szersza, głębsza. I wtedy zaczyna się dziać dziwnie. Zaznaczę jeszcze, że chodzi o płeć przeciwną.
Otóż, kiedy nawiązuję sobie z jakąś dziewczyną kontakt, piszemy, rozmawiamy, to z każdym kolejny zdaniem, czuję się coraz gorzej, wbrew temu, że z tą osobą rozmawia mi się przegenialnie. Dociera do mnie, że nigdy z kimś takim jak ta osoba nie będę. Niby jest blisko, ale jakby oddala się coraz bardziej. I niby mam z kim pogadać, ale czuję się coraz bardziej samotny i opuszczony, można by to porównać do pętli zaciskającej się na szyi.
Kiedy jestem sam. Nie piszę z nikim, jeśli już to są to sprawy uczelniane, jestem po prostu sam ze sobą, nie mam z kim pogadać, pośmiać się - jest "dobrze". Albo lepsze określenie - stabilnie. Owszem, czasem ma się ogromną ochotę z kimś popisać, wymienić choćby dwa zdania. I tyle. I koniec. Nie chce nic więcej. Czemu tak jest?
Czemu kiedy już uda mi się wejść z kimś w szerszą relację, porozmawiać, pośmiać się, to czuję się coraz gorzej, coraz bardziej samotny? Czy nie do tego dążymy? By zbudować z kimś więź, przyjaźń, to ja kiedy już mam taką okazję, czuję się źle. Jak wspomniałem wcześniej, z każdym zdaniem jest mi coraz ciężej.
Poniekąd mogę się domyślać czemu, ale już sam nie jestem niczego pewien.
- Wiem, że nigdy z tą osobą nie będę. Bo nie reprezentuję sobą nic, co sprawiłoby, że byłbym widziany jako potencjalny partner.
Ale, czy to na pewno to?
Ostatnio zmieniony przez bargman 2014-11-07, 00:44, w całości zmieniany 1 raz
Przywykłeś do samotności, daje Ci ona stabilność i bezpieczeństwo, dlatego boisz się że gdy spróbujesz z kimś być to poniesiesz porażkę, po części to podejście jest uzasadnione, albo raczej naturalne, takie unikanie ryzyka. Ale w ten sposób sam odbierasz sobie szanse na znalezienie kogoś, być może nawet na całe życie.
Myślę, że nie jesteś jedyny z taką awersją do głębszych relacji JAK JA
bargman napisał/a:
Poniekąd mogę się domyślać czemu, ale już sam nie jestem niczego pewien.
- Wiem, że nigdy z tą osobą nie będę. Bo nie reprezentuję sobą nic, co sprawiłoby, że byłbym widziany jako potencjalny partner.
Jeśli tak faktycznie jest to to po prostu niska samoocena- wiesz, kiedyś pewna wspaniala osoba, przeznaczona ci kobieta to zmieni... Czy coś
A może po prostu lubisz ten łatwy etap- podrywanie, flirt itd. ale wcale nie masz ochoty na angażowanie się w to bagno zwane związkiem JAK JA
Drogi bargman, czytając twój post mam wrażenie że poniekąd sam to możesz sobie to fundujesz. A teraz trochę jaśniej, piszesz nam:
bargman napisał/a:
- Wiem, że nigdy z tą osobą nie będę. Bo nie reprezentuję sobą nic, co sprawiłoby, że byłbym widziany jako potencjalny partner.
Takie myślenie jest w mojej opinii, dość nie dobre, ba wręcz powiedział bym że w pewnych kontekstach dość destrukcyjne.
Przypuszczam, pewne czynniki zaniżają ci strasznie samoocenę, przez co mogłeś sobie zrobić jakieś mentalne blokady a ów one mogą się tak objawiać. Ale nie wiem, to tylko moja teoria.
@up- Eh, ta mechanika forum, kiedy się pisze a nie widzi, a w miedzy czasie ktoś napisze prawie to samo :)
Ostatnio zmieniony przez Poddrzewem 2014-11-07, 00:22, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 33 Dołączył: 04 Paź 2012 Posty: 592 Skąd: Deep Web
Wysłany: 2014-11-07, 00:41
tatsuhiro napisał/a:
Przywykłeś do samotności, daje Ci ona stabilność i bezpieczeństwo, dlatego boisz się że gdy spróbujesz z kimś być to poniesiesz porażkę, po części to podejście jest uzasadnione, albo raczej naturalne, takie unikanie ryzyka. Ale w ten sposób sam odbierasz sobie szanse na znalezienie kogoś, być może nawet na całe życie.
Całkiem logiczne.
Czerwona93 napisał/a:
A może po prostu lubisz ten łatwy etap- podrywanie, flirt itd. ale wcale nie masz ochoty na angażowanie się w to bagno zwane związkiem JAK JA
Właściwie to nie umiem podrywać. Nie znam jakichś wyszukanych tekstów, to raczej relacje wywiązane z jakiejś wcześniejszej znajomości. Uczelnia, miejsce zamieszkania, internet.
Czy nie chcę się pakować w związek. W sumie to sam nie wiem. Owszem, wygląda to przerażająco, ale wszystko tak na początku wygląda. Chciałbym się po prostu czuć sobą w związku. Nie być spiętym, zastanawiając się, czy dobrze coś robię.
Cytat:
Przypuszczam, pewne czynniki zaniżają ci strasznie samoocenę, przez co mogłeś sobie zrobić jakieś mentalne blokady a ów one mogą się tak objawiać. Ale nie wiem, to tylko moja teoria.
W pewnym sensie jest to racja, jednak na chłodno kalkulując, to w porównaniu z moimi znajomymi, to sobą niespecjalnie się wyróżniam. Każdy z nich ma coś, co do nich przyciąga innych, ja natomiast nie za bardzo. Staram się nie użalać nad sobą, próbuję coś pokombinować, ale jakoś tak bez efektu to wychodzi.
Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. To, o czym piszesz, jest mi dobrze znane. Mianowicie, jak relacja idzie do przodu, ja czuję, że temu nie podołam Prędzej czy później przestanie mi się chcieć grać lepszego niż naprawdę jestem, prędzej czy później paradoksalnie zatęsknię za samotnością, do której jestem w pewien sposób przywiązany.
Samotność to Twoja sfera komfortu - niby byś chciał, żeby było kolorowo, radośnie, z fajnymi relacjami, ale tak głęboko siedzisz w tym stanie, że trudno Ci z tym zerwać. Tak mi się wydaje.
Mówisz, że nie masz co zaoferować - kolejny powód. Nie wierzysz w pewnym sensie w siebie. Chcesz zmian, ale się ich boisz. Można by jeszcze dużo tych powodów wyliczać, dlaczego masz to 'dziwne poczucie samotności'. Mnie też zresztą ono dotyczy, lubię jak się dzieje coś ciekawego w moich kontaktach międzyludzkich, ale jak to jest doraźne i nie wymaga deklaracji ani wielkiego angażowania.
Wiek: 33 Dołączył: 04 Paź 2012 Posty: 592 Skąd: Deep Web
Wysłany: 2015-01-18, 17:42
I tak kolejny raz, tym razem nie zamierzona próba, zbudowania jakiejś głębszej relacji się nie udała. Po raz kolejny wracam w tak zwane "objęcia samotności". Muszę przyznać, że po tym wszystkim, trochę ciężko jest się znów przestawić na taki odizolowany od świata tryb. Niby dwa lata temu przechodziłem przez niemal identyczny stan, to nadal czuję się niekomfortowo. Oczywiście wiem, że z czasem to minie i tym razem będzie to krótszy okres niż poprzednio (pół roku), wiem, że czas zrobi swoje, to niestety, nadal czuję się nieswojo. Cóż, cierpliwość to podstawa.
Jak byłem młodszy (15 lat), to związku się bałem, bo to mogłoby w ciągu najbliższych lat doprowadzić do zostania ojcem. Możesz powiedzieć co dokładniej u Ciebie powoduje obawy?
Wiek: 33 Dołączył: 04 Paź 2012 Posty: 592 Skąd: Deep Web
Wysłany: 2015-01-18, 21:26
długopis,
Tak właściwie, to ciężko to jednoznacznie nazwać obawami... Owszem, jest pewna doza strachu, ale nie umiem tego nazwać konkretnie obawą. Ale do rzeczy:
Okazuje się, że ja po prostu nie umiem utrzymać żadnej głębszej relacji i znajomości. Ostatnia, po prostu się rozsypała i zakończyła, bez konkretnego powodu. Po prostu, przestaliśmy ze sobą pisać, od tak. Jeszcze wcześniejsza, ta dzięki której znalazłem się na tym forum, zakończyła się, ponieważ tamta dziewczyna wróciła do swojego byłego a ja byłem kimś na pocieszenie na okres "posuchy"
Jako tako obawami mogęnazwać fakt, pewnego uzależnienia się od innej osoby. Wszelkie decyzje, plany trzeba będzie podejmować przez pryzmat tej drugiej osoby. A będąc sam, mam wolną ręke w tym co robię. Nikt mnie nie kontroluje, nie muszę mieć nikogo innego na uwadze, kiedy coś planuję itp.
Chodzi o utratę pewnej swobody.
Owszem. Brzmi to kuriozalnie, ale tak się właśnie czuję. Fakt, bliskość drugiej osoby, jej wsparcie to coś wspaniałego. Uczucie to naprawdę miła rzecz, ale dochodzi też strach przez zerwaniem, przed tym bólem, przed ponownym zderzeniem z samotnością. A kiedy człowiek jest sam, te kilkanaście lat... przyzwyczaja się. Tak jest, tak było i cóż, tak będzie.
Lampart,
Ja, jak widać próbowałem, ale dwa razy nie wyszło. Zastanawiam się, jak będzie wyglądał ewentualny trzeci, ale dochodzę powoli do wniosku, że faktycznie nie warto.
Ponad 10 lat żyje samotnie - nawet w tym celu wyniosłem się na totalne odludzie kupując dom w środku lasu kilka kilometrów od jakiejkolwiek drogi asfaltowej - i nie żałuję.
Ja jestem samotny, pomimo że żyję wśród ludzi to nie mam z wieloma osobami kontaktów - i widzę po sobie, że potrzebuję relacji z ludźmi, w tym partnerki.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach