A że nie odczepiam zajetych wagoników to sobie darowałam. Jak pech to po całości.
I słusznie ;) Szacunek za samokontrolę, są takie wredoty, które nie potrafią powiedzieć "nie" i wpier... (ups, zagalopowałem się) wpychają się tam, gdzie ich nie trzeba.
Nie, nie, nie. Coś takiego to zupełnie nie w moim stylu. Nawet jak bym chciała to nie miałabym odwagi. Raz, że facet miał żonę, dwa że był w dodatku wykładowcą akademickim. Poza tym, że mieliśmy fajny kontakt (oczywiście tylko relacja student-wykładowca) to nawet sobie nie robiłam nadziei Wgl. to i tak nie miało żadnej przyszłości Wiedziałam o tym, i wiedziałam że przecież tak na prawdę go nie kocham tylko jestem nim w jakiś sposób zafascynowana. Lubię inteligentnych facetów po prostu ("brainy is new sexy" jak mawiała panna Adler) - a on właśnie taki był, mieliśmy podobne zainteresowania (teatr). Zawsze fajnie się z nim gadało. No .. ja i tak pewnie wypadałam przy nim na tępą dzidę Miał coś takiego w sobie, że nie potrafiłam nigdy powiedzieć przy nim tego co chcę
Ostatnio zmieniony przez Satan'sLittleHelper 2014-03-23, 08:51, w całości zmieniany 1 raz
Miał coś takiego w sobie, że nie potrafiłam nigdy powiedzieć przy nim tego co chcę
zabrzmiało to niezbyt jednoznacznie, wręcz dwuznacznie...
..swoją drogą na mojej uczelni też jest jedna taka całkiem łada pani dr, która jak idzie korytarzem to oczy wszystkich facetów jak radary za nią wodzą...a przy okazji jest największą ku**ą jaką w życiu spotkałem jeśli chodzi o zołzowatość,;P... ja to jednak lubie zołzy
Miał coś takiego w sobie, że nie potrafiłam nigdy powiedzieć przy nim tego co chcę
zabrzmiało to niezbyt jednoznacznie, wręcz dwuznacznie...
Nie wiem jak Tobie to zabrzmiało, ale chodziło o to, że nie potrafiłam się przy nim wysłowić, bo zawsze mnie onieśmielał. Nawet jak sobie ułożyłam gotowy scenariusz rozmowy z nim to nigdy nie wychodziło tak jak bym chciała. Pewnie ... oj tam... nie ważne ... szkoda gadać.
Byłam kiedyś zakochana, kilka razy ale niestety zawsze kończyło się to dla mnie niezbyt dobrze :( Długo się po moich miłościach leczyłam...z czasem przeszło . Teraz wolę się już nie zakochiwać.
W moim dosyć krótkim życiu zdarzyło mi się być kilka razy zakochanym (i obecnie też tak jest). Niestety, brakuje mi odwagi, by wyznać swoje uczucia drugiej osobie. Przez to trudno mówić o zakochaniu w pełnym znaczeniu tego słowa. Zazwyczaj są to koleżanki ze szkoły, z którymi niestety nie mam większego kontaktu poza nią. Tak więc odwzajemniona miłość to dla mnie tylko teoria.
Dołączyła: 29 Kwi 2014 Posty: 4 Skąd: Okolice Warszawy
Wysłany: 2014-04-29, 23:14
Byłam zakochana. Ale już nie jestem. Minęło kilka dobrych lat i zastanawiam się "co ja w nim widziałam". Albo "czy ja przez cały związek z nim byłam pijana?!" - jakby przetłumaczyć takie jedno angielskie powiedzenie. Z perspektywy czasu widzę, że było tak, jak być powinno: zakochanie przeszło w miłość.
Z tym, że to ja kochałam za nas dwoje. A tak na dłużą metę nie da się funkcjonować. Innymi słowy trafiła mi się miłość toksyczna.
Życzę Wam, żebyście nigdy tego rodzaju toksycznej i jednostronnej miłości/zakochania nie zaznali... Nigdy przenigdy.
Miłość ma uskrzydlać, dodawać sił. A nie niszczyć.
Byłam zakochana 3 razy. Raz nastoletnia "miłość", drugi raz studencka "miłość", trzeci raz- po 30-stce, ten stan zakochania wspominam najmilej - to była prawdziwa chemia, pożądanie i namiętność. Dziś wiem, że stanem zakochania rządzi biologia. Nie żałuję żadnej z relacji, ani tego że się w nią wdałam, ani tego, że się zakończyła.
Kilka razy miałam jakieś "zauroczenia", choć trudno to tak w pełni nazwać, bo opierało się tylko i wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym, mimice, gestykulacji, oraz wypowiedziach medialnych tych osób (zwykle to byli mniej czy bardziej znani sportowcy )
wrócę wieczorem z winem to coś napiszę o moich miłościach :D
Masz już to wino :>?
nie aż tyle
Sand [Usunięty]
Wysłany: 2014-10-10, 19:17
Tylko raz tak prawdziwie. Trwało to kilka lat, ale doszło do rozstania. Mimo że przeszło mi już, to trudno jest nawiązać bliższy kontakt, jeżeli danej osoby naprawdę dobrze nie poznam. Od przyjaźni do miłości, moim zdaniem.
Wg. mnie zakochanie i zauroczenie to dwie całkiem różne rzeczy. Jak dla mnie zauroczonym możesz być kolegą z pracy, szkoły, kimkolwiek, jednak z reguły to jest ta jednostronna relacja, "wzdychanie do tej osoby po cichu. Jednak zakochanie to coś co występuję w jakimkolwiek związku, gdzie tworzyło się się tą relację, miłość itp. Owszem są w obydwu przypadkach odstępstwa , jednak z tego co widzę to wiele osób tutaj różnie to postrzega, bo jedni piszą, że zakochali się kilkukrotnie i wymieniają swe platoniczne miłości (nie ma w tym nic złego, każdy taką miał), inni natomiast mówiąc o zakochaniu mówią o swoich związkach. Każdy ma prawo rozróżniać te "stany" jak woli, jednak to moja własna definicja :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach