Jest tak, że staramy się poznawać ludzi, nawiązywać kontakty, ale na dłuższą metę to nie wychodzi. Co robimy źle? Może pomożemy sobie nawzajem dojść do nowych wniosków?
Piszę tutaj tylko o takich osobach jak ja, którym nie udaje się utrzymać relacji, na pewno nie o każdym z was.
W moim przypadku, mam wrażenie, że ludzi, którzy się mną interesują traktuję jako zagrożenie. Sama wolę być tym, kto się interesuje, ale nie do końca pozwalam drugiej stronie na odpowiedź, np. poprzez mowę ciała bronię się przed nią i oczywiście nie robię tego celowo, ale raczej myślę, że tak jest.
No u mnie jest taki problem, że ja nawet nie staram się podtrzymywać starych znajomości, a o nowych zupełnie nie myślę... a jak już coś się samo zacznie dziać to zniechęca mnie wizja tego ciągłego starania się, uśmiechania i wymyślania ciekawych tematów do rozmów i kończy sie tak samo szybko jak zaczęło
Jeśli o mnie chodzi moje słabe więzi społeczne wynikają hmmm... cchyba ze słabych więzi rodzinnych, generalnie zawsze miałem niewielką potrzebę przebywania z rodzicami czy siostrą - ( denerwowali mnie swoim sposobem bycia myslenia, wręcz narzucali mi go, a ja im bardziej mi się coś narzuca tym bardziej się od tego odgradzam.. no i tak już zostało, generalnie w domu zawsze wszyscy chcieli na skrzyżowaniu skręcić w prawo a ja zawsze w lewo... ) ale jednocześnie przy tym wszystkim źle się czuję jeżeli dłuższy czas nie mam w pobliżu żadnej zaufanej osoby do której nawet nie koniecznie chce się odzywać wystarczy to poczucie, że ktoś jest :)
Po za tym zawsze byłem typem osoby stojącej lekko z boku całego bawiącego się towarzystwa. To nie tak, że całe życie nigdzie nie wychodzilem i siedzialem w domu, zaliczyłem masę imprez w stylu domowki, grille, jakies popijawy troche festynow, ale fakt nie przepadam za typowo chulasczym-imprezowym stylem życia, jakies tam dyskoteki tez pare razy odwiedzilem i nawet potrafilem się bawić ale mimo wszystko w środku zawsze tam głebiej czulem się w takich miejscach nieswojo. Preferuje jednak inne formy aktywnosci - sport siatkowka czy kosz, wyjścia na basen, narty w zimie, do kina czasem pojsc nawet pare razy bylem w teatrze ale generalnie jestem typem domatora. I tak patrząc na siebie jak na innych patrze czyli z boku to wydaje mi się, że jestem osobą która generalnie praktycznie z każdym jest się w stanie dogadać.
Do tych paru cech dochodzą jeszcze moje nabyte cechy charakteru tj nieufność i duży dystans emocjonalny, który staje się jeszcze większy gdy na jakiejś relacji mi zależy...
Reasumując nie mam lekko :D.... ale myśle, że jak znajde nowa robote, która da mi choć minimum satysfakcji i przebrne przez tą pierdoloną obrone która już tuż tuż to powinienem złapać drugi oddech :).
No u mnie jest taki problem, że ja nawet nie staram się podtrzymywać starych znajomości, a o nowych zupełnie nie myślę... a jak już coś się samo zacznie dziać to zniechęca mnie wizja tego ciągłego starania się, uśmiechania i wymyślania ciekawych tematów do rozmów i kończy sie tak samo szybko jak zaczęło
Taaaa też tak troche mam,... mieszkałem z dwoma dziewczynami przez trzy lata na studiach w jednym mieszkaniu, i jak tylko się wyprowadzilem to tak jakbysmy się nie znali, kontakt znikl zupelnie....chociaz z jedną z nich mialem calkiem spoko relacje wręcz troche czasem się do mnie podwalała... ale no właśnie jak nie czuje z kimś głębszej więzi to takie płytkie relacje międzyludzkie nie są mi tak naprawdę do niczego potrzebne.... też starać się o kogoś, w ogóle to jakaś abstrakcja dla mnie, nie żebym się wywyższał czy jakoś chciał że by to ktoś o mnie sie strał po prostu jakoś tak nie umiem, albo nie czuje takiej potrzeby
4w5, też mam wrażenie, że z każdym jestem w stanie się dogadać i też bardzo nie lubię jak ktoś mi narzuca swoje zdanie.
Może chodzi o dystans emocjonalny, nigdy o tym nie myślałam. To prawda, że wielu ludziom nie okazuję, że jestem do nich przywiązana, z obawy, że ich stracę. Po czym ich tracę. Chyba nie bolałoby bardziej, gdyby im to okazywać...
JW moim przypadku, mam wrażenie, że ludzi, którzy się mną interesują traktuję jako zagrożenie. Sama wolę być tym, kto się interesuje, ale nie do końca pozwalam drugiej stronie na odpowiedź, np. poprzez mowę ciała bronię się przed nią i oczywiście nie robię tego celowo, ale raczej myślę, że tak jest.
Znam ten ból ,choć mam wrażenie że dodatkowo nikt się mną nie interesuje ,pewnie się myle w tym surowym samosądzie lecz nie odnalzłem dotąd recepty na tę przypadłość
nie okazuję, że jestem do nich przywiązana, z obawy, że ich stracę
Może właśnie dla tego ich tracisz? Jeśli ktoś nie czuję że jest potrzebny/ważny to siłą rzeczy prędzej czy później odejdzie.. Ja na przykład gdybym miał przyjaciółkę/kogoś bliskiego okazywałbym tej osobie że jest dla mnie ważna już nawet pal licho z tym że nie wiem jak bym to okazywał (brak doświadczeń) ale liczą się chęci
Swoją drogą straszna przylepa ze mnie Nie mam pojęcia skąd to się u mnie wzięło
Szkoda tylko że moja umiejętność konwersacji gdzieś się chowa gdy mam rozmawiać z dziewczyną kompletnie nie wiem co mam mówić a w głowie mam kompletną pustkę i burzę myśli jednocześnie..
Ostatnio zmieniony przez kostek 2014-07-26, 23:12, w całości zmieniany 1 raz
Szkoda tylko że moja umiejętność konwersacji gdzieś się chowa gdy mam rozmawiać z dziewczyną kompletnie nie wiem co mam mówić a w głowie mam kompletną pustkę i burzę myśli jednocześnie..
I jeszcze mam wrażenie, że wszyscy myślą inaczej niż ja, zajmują ich inne rzeczy, ale głównie to myślę, że nikt ze mną nie gada przez to, że mam niską samoocenę i zachowuję się, jakbym nie chciała ich znać. Znaczy jest też taka możliwość, że nie chcę.
I jeszcze mam wrażenie, że wszyscy myślą inaczej niż ja, zajmują ich inne rzeczy, ale głównie to myślę, że nikt ze mną nie gada przez to, że mam niską samoocenę i zachowuję się, jakbym nie chciała ich znać.
To tak samo jak u mnie ,choć ja zdaje sobie sprawę że większość myśli inaczej czy zachowuje się w odmienny sposób niż ja ,a to że nikt ze mną nie gada to nie ze względu na moją niską samoocene ,to właśnie niska samoocena powoduje że to ja się odsuwam .
Wszystko ukryć i zachować pozory to mogę wtedy jak chcę jakąś dziewczynę poderwać. Wtedy się mogę pobawić w podchody i wszystko w odpowiednim czasie odkrywać. A jak chcę mieć zwyczajną znajomość to jestem bardziej otwarty. Taką wersję wybieram :)
To prawda, że wielu ludziom nie okazuję, że jestem do nich przywiązana, z obawy, że ich stracę. Po czym ich tracę. Chyba nie bolałoby bardziej, gdyby im to okazywać...
Może bolałoby bardziej - ja dość szybko okazuję przywiązanie, zgodnie zresztą ze stanem faktycznym, co również zniechęca niektórych do kontynuowania znajomości z uwagi na odpowiedzialność, jaką niosą relacje w których przynajmniej jedna osoba jest mocno zaangażowana, a ja tak mam zarówno, jezeli chodzi o związki, jak i przyjaźnie. Chyba trzeba znaleźć złoty środek.
Sama się nad tym wszystkim zastanawiam. Doszukuję się problemów raz to po mojej stronie, a raz po stronie ludzi. Próbowałam wielu sposobów, ale zawsze wszystko kończyło się tak samo. Pozytywne myślenie, otwieranie się na ludzi i świat, wpasowywanie się daną grupę, totalna zlewka. Czuję się jak desperatka i chyba nią jestem.
Kiedyś mi to wisiało. Miałam koleżankę, z którą można było zamienić tylko kilka zdań i mi to wystarczyło. Uciekałam od tłumu w jakieś zaciesze. A teraz szukam kontaktu z ludźmi.
Nawet jak już się ktoś do mnie odezwie lub ja do kogoś, to kontakt jest naprawdę krótki.
Co dziwniejsze, nie boję się ludzi i bez problemu zaczynam z nimi rozmowę - tak było w szkole, na kursie, w pracy... i wielu innych miejscach. Jestem pozytywnie nastawiona na ludzi, których spotykam w codziennym życiu, czy to znajomych, czy obcych. Problem w tym, że nie ma nikogo, kto byłby takim kumplem, przyjacielem
Może jestem zbyt otwarta i bezpośrednia, a inni odbierają mnie jak "głupią, naiwną dziewuchę".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach