Wiek: 34 Dołączył: 03 Sie 2012 Posty: 7 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-09-01, 06:51
Co do tematu to napisze że przez 4 lata "zajebiście" przyzyczaiłęm się do samotności.Początkowo na sucho a teraz pomagam sobie piwem lub winem (wódy nie znoszę) uwielbiam wychodzić latem o 4-5 rano jak słońce się pojawia i patrzeć jak normalni szcześliwi ludzie maszerują do autobusu... ja oprócz samotności jeszcze mam problemy jakieś ideologiczne i "szukam sensu i za sensem gonie". Ocenianie ludzi pochopnie jest gujowe , ale mimo świadomości tego mój "mózg" wciaż daje mi sygnały że mimo swoich słabości jestem mnie spierdo****ony niż ta wiekszość ludzi. bełkot nie bełkot kiedyś komuś wyjasnie w realu bo nie lubie pisać :P
Ostatnio zmieniony przez Mr.Nobody 2013-09-01, 06:52, w całości zmieniany 1 raz
Jak tak już mówicie o gryzoniach, to miałam kiedyś świnkę morską, która przeżyła 12 lat. A szczurki kocham po prostu i nie rozumiem kobiet (mojej mamy) które boją się myszy i szczurków.
A co do tematu... Jakoś kiedyś mi nie przeszkadzała samotność, czyli aż do momentu pójścia do gimnazjum. Miałam co prawda jedną przyjaciółkę, jedną, jedyną, z którą się nie rozstawałam i ona mi wystarczała za całe towarzystwo. Ale w gimnazjum poznałam drugą dziewczynę... Taki trójkąt przyjaźni nie wypadł dobrze, stara przyjaciółka stała się zwykłą jędzą, a ja bez żalu pożegnałam się z nią na koniec gimnazjum. Z tą nowo poznaną do dziś utrzymuję kontakt i myślę, że mogę ją nazwać prawdziwą przyjaciółką.
Ale i tak czuję się wyobcowana i samotna, w dodatku brak ojca dokucza mi bardzo, on jest wspaniałym człowiekiem i jak wyjeżdża to odczuwam takie kompletne osamotnienie, jakby już nikt nigdy nie mógł zapewnić mi potrzeby towarzystwa.
Nie przyzwyczajam się do tego. Nawet jeśli się to zaakceptuje i udaje, że to nie przeszkadza, to kłamstwo. Każdy potrzebuje drugiego człowieka.
NovemberRain [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 11:27
Widelec napisał/a:
nie rozumiem kobiet (mojej mamy) które boją się myszy i szczurków.
Myślę, że to prawdopodobnie forma obrzydzenia, odrazy, a nie strachu, no ale chyba potocznie ludzie nazywają to właśnie strachem ;)
Widelec napisał/a:
Każdy potrzebuje drugiego człowieka.
Nie Widelczyku, chyba nie każdy potrzebuje drugiego człowieka. Jakiś tam pustelnik zapewne nie ;)
Wiek: 32 Dołączył: 20 Sie 2013 Posty: 176 Skąd: Łódź
Wysłany: 2013-09-06, 13:21
NovemberRain, a co to za książka? ;)
NovemberRain [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 14:57
jedru, to "Chłopiec z latawcem" :)
Przeczytałam dopiero 70 stron, tyle ile w autobusie zdążyłam ;) Ale rozpłakałam się już dwa razy, tak porządnie! Że miałam mokrą koszulkę od łez. Choć nie jestem raczej wiarygodnym miernikiem, bo jestem nadwrażliwa.
To ja napiszę w ten sposób - obecnie nie jestem samotna, bo mam kochanego chłopaka ;) Ale zanim go poznałam, zanim zostaliśmy parą to baaaaaaaaardzo długo czułam się samotna. Oczywiście rodzice dawali mi wsparcie, dalszą rodzinę też mam w porządku i zawsze było mi miło podczas rodzinnych spotkań, ale brakowało mi ukochanej osoby u boku. Właściwie to wcześniej (przed obecnym chłopakiem) ktoś był, ale to nie było to, zupełnie nie to uczucie i na tamten moment w sumie czułam się samotnie. Potem przez pewien okres czasu byłam sama, ale nie traciłam nadziei, że los się odwróci. No i tak się stało, dużo się u mnie zmieniło prywatnie, w tym okresie zmian poznałam obecnego ukochanego :) wtedy, kiedy byłam sama było mi ciężej, ale to jeszcze nie było (chyba) przyzwyczajenie do samotności.
Chcę w ten sposób przekazać Wam, że warto walczyć o swoje szczęście, o bliską osobę, nie przyzwyczajać się do samotności, tylko mieć widoki na to, że się pozna kogoś fajnego :)))
przyzwyczajenia może i trochę, ale to raczej boli , bo nie można tego zaakceptować. Być samemu, coś się wydarzy , coś się usłyszy, a nie ma się z kim tym podzielić, nie można określić swojego punktu widzenia , bo komu??? praktycznie nie mam z kim rozmawiać, tyle co w pracy , ale tam hałas to tylko krzyczeć trzeba więc za wiele się nie pogada
, a gdy wrócę do domu to już cisza totalna, już znieść tego nie mogę
ja mam taką przypadłość że nie potrafię tego przełamać , nie potrafię się zmusić aby kogoś poznać nowego, mimo że chcę tego bardzo i tak nie mogę, to chyba strach przed odrzuceniem, raczej nie nieśmiałość, nawet gdy się już zdecyduję to w ostatniej chwili taki jakby paraliż, taki strzał "nie rób tego"...., to jest straszne bo wiem że sam się krzywdzę w ten sposób a mimo to i tak nie mogę tej bariery przełamać :/
może Wy coś podpowiecie.... bo ja nie mam pojęcia jak z tym sobie poradzić. To jest straszne....
Dołączył: 15 Maj 2013 Posty: 84 Skąd: Kraków/Myślenice
Wysłany: 2013-09-22, 13:13
Przywyczaiłem sie i POLECAM gorąco sie przyzwyczaić:):)
Nie śmierdzi się wtedy desperacją i jakoś ludzie pojawiają się sami.Polecam zaakceptować samotność,założyć sobie że w tym tygodniu następnym i natępnym pewnie też nikogo kto by mnie polubił,pokochał czy cokolwiek,nie spotkam i myśleć o tym tak długo aż przestanie boleć mózg to zaakceptuje i zacznie szukać innych form poprawienia sobie nastroju
Metalhead [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 19:36
Taak, teraz to już tak naprawdę wolę spędzać czas sama...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach