Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-12, 22:16 Dekada w samotności
Moja historia.. Cóż, zaczęła się 10 lat temu. Mała, wybitnie wesoła, ciekawa świata i ludzi Ritka powędrowała do zerówki. I się zaczęło. Z przyczyn zupełnie mi nieznanych, już wtedy zostałam ewidentnie wyalienowana z grupy. Wszyscy trzymali się razem, ja - na boku. Niby mialam jedną koleżankę, ale i ona była powszechnie lubiana.
Poszlam do podstawówki. Nic się nie zmieniło. Przez bite 6 lat, mimo starań moich i wychowawczyni, klass natychmiast wykluczyła mnie ze swojego życia. Schemat podzialu klasy się powtórzył: z jednej strony ja z jedną koleżanką (która nawiasem mówiąc również się ode mnie odwróciła), z drugiej strony reszta klasy.
Wreszcie gimnazjum, czyli koszmaru ciąg dalszy. Jak zwykle między mną i moimi dwiema nowymi kumpelami a resztą klasy wytworzył się automatycznie gruby mur.
I tak od 10 lat, od całej dekady, żyję sobie w obrzydliwej samotności. Mimo że mam paru naprawdę dobrych kumpli, zawsze pamiętam o bezwzględnym odrzuceniu, odepchnięciu i wyalienowaniu przez bezlitosną większość.
Wiek: 33 Dołączył: 12 Sie 2013 Posty: 12 Skąd: Olsztyn
Wysłany: 2013-08-12, 22:20
Bardzo wcześnie Ciebie coś takiego dotknęło, chociaż zawsze jest za wcześnie na samotność, odrzucenie czy brak akceptacji. Często wszystkie te czynniki występują niestety jednocześnie. Zastanawiałaś się jak to zmienić?
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-12, 22:25
Zastanawiałam, próbowałam. Chciałam się dostosować do otoczenia, które mnie nienawidzi - i mimo próby bycia „jak wszyscy” i tak mnie odrzuciło. Wychodzi, że raczej trudni cokolwiek zmienić.
Od dawna się zastanawiam, co takiego zrobilam, co takiego we mnie było, że w głupiej zerówce ludzie mnie odepchnęli. Rozumiem, w gimnazjum to klasyka, nie dziwi mnie to. Ale w zerówce?!
Wiek: 33 Dołączył: 12 Sie 2013 Posty: 12 Skąd: Olsztyn
Wysłany: 2013-08-12, 22:29
Myślę, że znajomości z okresu przedszkolnego i tak rzadko zostają rozwijane w przyszłości, chociaz niczego nie można wykluczać. Zamiast próbować na siłę się dostosować do większości, uważam że najlepiej jest być zawsze sobą, kiedyś trafisz na towarzystwo, które zaakceptuje Ciebie właśnie taką, jaką jesteś. Póki co, nie przestawaj szukać, na pewno w końcu się uda.
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-12, 22:38
Ha. Gdybym sobie nie radziła z tymi cokolwiek nieprzyjemnymi doświadczeniami, już dawno popadłabym w depresję i popełniła samobójstwo.
A ja się już dawno przyzwyczaiłam. Ta moja samotność to wręcz dla mnie norma. Chore, nie?
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-12, 22:48
Niestety znajomości z neta, jakkolwiek zażyłe i ważne by nie były, pozostają tylko znajomościami z neta. Taką iluzją, namiastką prawdziwej, namacalnej przyjaźni.
Chociaż, co ja tam wiem, jak takiej „prawdziwej przyjaźni” jeszcze ani razu nie zaznałam. I łatwiej mi opowiadać o sobie tutaj, na forum. Łatwiej mi zaufać i otwarcie rozmawiać z kimś, kogo prawdopodobnie nigdy w życiu nie zobaczę, nie dotknę.
Gdyby z opisu mojej sytuacji usunąć internet, zostałaby z tego introwertyczna, boleśnie samotna, opuszczona osóbka, społecznie wykluczona i niezdolna do koegzystowania z ludźmi. Tylko ze znajomymi „stąd” mogę normalnie, szczerze rozmawiać.
NovemberRain [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-12, 22:56
Rita napisał/a:
Niestety znajomości z neta, jakkolwiek zażyłe i ważne by nie były, pozostają tylko znajomościami z neta.
Dlaczego żadna z tych znajomości nie została przeniesiona do rzeczywistości?
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-12, 23:08
To długa historia - generalnie rodzina mi to uniemożliwia. Rodzice. Którzy o tych znajomościach (a jest ich wiele) nie wiedzą. A żeby się o nich dowiedzieli, musieliby też wiedzieć o wszystkich forach na jakich się udzielam, i o tym, że mam od lat konto na facebooku (czego oni mi kategorycznie zabraniają). Nieco to zawiłe, a na pewno uprzykrzające i tak niezbyt wesołe życie.
A nawet gdyby wiedzieli - nie ma takiej opcji, żebym przez poł Polski jechała do „obcej” osoby (tudzież ona do mnie).
Więc.. Cóż.
NovemberRain [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-12, 23:13
Czyli rozumiem, że nie masz żadnej internetowej znajomości w swoim miejscu zamieszkania czy też okolicach? Wszystko daleko?
Chore? Nie. Jak dla mnie to norma, co więcej, norma, którą lubię. Byłam poza wszystkimi od zawsze, i zawsze z wyboru, a nie przymusu, nie potrzebowałam kontaktów. Nie starałam się o towarzystwo. Jako dziecko ściągałam do siebie zawsze kogoś podobnego, taka osoba przychodziła sama, i zostawała. A potem znikała, a ja nie tęskniłam za nią. Heh, takie przypadki... jak w podstawówce, dziewczyna totalnie nieśmiała, nie potrafiła odezwać sie do nikogo, ani odpowiedzieć na pytanie, któregoś dnia patrzę na nią, a ona się do mnie uśmiecha, szeroko, jak słoneczko... moja reakcja "wtf, durna jakaś chyba" i w tył zwrot. Następnego dnia podeszła i najzwyklej w świecie zapytała "co tam?". Jakiś czas później parę osób wyciągnęło mnie na bok i pytało, jak to zrobiłam, bo oni próbowali i nic. A ja nic nie zrobiłam. Wręcz przeciwnie. Nie mam już kontaktu z nią, ma swoje życie, nie tęskniłam nigdy.
Dlatego nie wiem, po co cierpieć z powodu, że jest się kim się jest? Że nielubiana? A kogo to obchodzi, komu przeszkadza? Ludziom, którzy nigdy nic nie będą znaczyć? Popularność jest aż tak fajna? Pomyśl, że za jakiś czas to Ty będziesz osobą, do której można przyjść ze wszystkim, bo nie otacza Cię wianuszek fałszywych tymczasowych mord, bo niczego nie udajesz.
Wiek: 26 Dołączyła: 12 Sie 2013 Posty: 37 Skąd: Ostrowiec
Wysłany: 2013-08-13, 14:53
Racja. Nie chcę znajomych na siłę, sztucznych i nieprawdziwych, już takich „przerabiałam”. Znaleźli sobie innych, lepszych kumpli ode mnie, a mnie zlali.
Ale. Nie zależy mi na popularności i powszechnym „lubieniu”. Zależy mi na znalezieniu kogoś takiego jak moi kumple z neta. Ale w realu. W klasie, w szkole, na osiedlu. Byleby mieć tu i teraz kogoś bliskiego. A nie mam. A na dotychczasowych kumplach się przejechałam, co wpędziło mnie w jakąś chorą paranoję (patrz: paranoiczne zaburzenie osobowości). Teraz w każdym widzę potencjalnego zdrajcę i kłamcę. Potrafię zaufać, nie mam z tym problemu, ale każdego o coś podejrzewam. Że nagle się odwróci i mnie oleje, jak wszyscy.
I to nie jest tylko tak, że otoczenie ma mnie gdzieś. Klasa z podstawówki i z gimnazjum... To nie była obojętność wobec mnie. To było uprzykrzanie życia. Wyśmiewanie, obgadywanie, popychanie na korytarzu, długa lista wyzwisk. Nie chcę żeby wszyscy mnie kochali. Wystarczy mi, jak nie będą mnie nienawidzić.
Bo w tym byciu ofiarą nikt mi nigdy nie pomógł, i musiałam przez to brnąć zupełnie sama.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach