Wiek: 36 Dołączył: 22 Lip 2012 Posty: 730 Skąd: Kraków
Wysłany: 2013-01-19, 20:44
Potrzeba wam chyba najpierw popracować nad sobą i ogarnąć własne problemy osobiste. Bez tego ciężko jest stworzyć jakąkolwiek relację. To wymaga odpowiedzi na kilka ważnych pytań: czego się od życia czy drugiej osoby chce i jak się chce to osiągnąć. No i czy jest się w pełni gotowym na takie zobowiązania. BTW przykra sprawa. Nigdy nie sądziłem, ze będę świadkiem rozstania przez Internet na forum publicznym. Niepokojące znamiona czasów współczesnych.
Ja rozumiem faelwenn, bo sama nie raz byłam w sytuacji, że czułam się wyniszczona emocjonalnie przez kogoś z kim jestem. jednocześnie odejście wydawało się być końcem.
Zastanowiłam się jednak,czy jestem w stanie znaleźć kogoś lepszego,bez tych wad,które tak mi przeszkadzają. (nie da rady niestety)
Największe wyniszczenie powoduje moim zdaniem oczekiwanie od faceta zmiany zainteresowań w zamian za jakiś wyimaginowany wizerunek i to na dodatek własny.
Hmm, co bym dała by mieć naukowca...ale jak się nie ma,co się lubi to się lubi co się ma.
upadlać się też nie warto- żaden men i tak tego nie pojmie,albo poczuje się osaczony
Ciamcie...wyjdź z domu...rozejrzyj się dookoła...właśnie ujrzałaś kilkunastu facetów którzy są lepszymi ludźmi niż ten toksyczny partner. Być z kimś ze strachu przed samotnością...phii
Raczej ze strachu przed nicością i zmarnowaniem poniesionych kosztów- wedle zasady w "lepszy wróbel w garści"
Nie potrafiłabym się zaangażować aż tak poraz drugi, chyba że w jakiś perfidny sposób.
Fakt...ten kto wydaję się bez uczuciową osobą kochał kiedyś zbyt mocno. Ale...
Też nie raz, nie dwa nie potrafiłem się podnieść po rozstaniach. Też myślałem że straciłem tą jedyną. Gówno prawda...każda nowo poznana dziewczyna była lepsza od poprzedniej i dziękuje losowi że jestem sam i poznaję mnóstwo wspaniałych kobiet :)
Fakt. W końcu trafi się ktoś taki, że poczujesz,że chcesz się zaangażować, zaufać i polecieć w to.
Podobno nie można mieć wszystkiego,ale w tym narkotycznym stanie zwanym miłością ma się wrażenie posiadania dobra wszelkiego. i dlatego właśnie warto kochać. szkoda tylko,że trwa ten stan tak krótko (góra 5lat myślę). rezygnacja ze związku zwłaszcza z długim stażem jest. b.bolesna,a stopień zaangażowania-niepowtarzalny.
tak czytam to co piszecie i wysnułem pytanie : to właściwie jaki jest powód żeby odejść? wykluczając dość łatwe jak chorobliwa zazdrość, nałogi, agresja, czy np zdrada. No bo wygląd czy zachowanie to chyba widzieliśmy już na samym początku i akceptowaliśmy je wiążąc się z kimś.
Jesteś z dziewczyną, nieważne ile. Jest między wami taka sobie chemia. NAgle spotykasz fantastyczną dziewczynę, poznajesz, chcesz więcej. Co wybierasz? tkwienie w związku który Ci juz nic nie daje czy wejście na nowy lepszy poziom z inną?
Ale to też świadczy o tym, że... jak człowiek chce odejść z takiego powodu, to po prostu nie przywiązuje wagi do tego co przeżył z kimś, do tego co powiedział, co zrobił, do czego się zobowiązał. Może to świadczyć o płytkości związku. Niektórzy z założenia nie wchodzą za głęboko, żeby móc wyjść szybko gdy zajdzie taka potrzeba, bo np. nie będzie się dobrze układać.
Samo nigdy się nie będzie układać, zwłaszcza gdy jedna strona wchodzi w relacje całą duszą i ciałem, a druga tylko ciałem i częścią duszy tą dostępną dla wszystkich.
I dlatego przeważnie jak się sypie takie coś to trwa to tak długo aż osoba mniej zaangażowana nie zobaczy kogoś na swojej drodze. Teraz tylko pytanie kto jest mniej zaangażowany, ja czy partner/-ka?
I w odejściach też trzeba być konsekwentnym, bo powrót to jak zabawa z niewybuchem.
Nie da rady uchronić się przed cierpieniem, chyba że nie angażując się.
Ja tu widzę pewną lekcję dla wszystkich samotnych. Chodzi o to, że jako samotne osoby jesteśmy bardzo podatni na to, by pchać się w jakikolwiek związek bez większego namysłu, czy ta osoba nam odpowiada, czy faktycznie bylibyśmy razem ze sobą szczęśliwi itp. Znam zresztą podobny schemat z mojego forum...
Związki dzięki forum mogą być udane, pod warunkiem że sprawa będzie odpowiednio przemyślana (oczywiście byle nie za bardzo ), a nie w wyniku impulsu. Nie wiem jaką historię mieli protagoniści tego wątku, ale skoro wdali się w związek, który nie sprawia satysfakcji i jeszcze rozstają się dość gwałtownie (a da się po przyjacielsku), to chyba nie było to do końca przemyślane. A warto się zastanowić, czy związek będzie miał przyszłość.
Tak powinniśmy się w ogóle zastanowić czy związek ma przyszłość, przemyśleć pewne sprawy zanim się zaangażujemy.
Może nie tyle po to żeby nie tkwić w związku który z naszej perspektywy nie ma przyszłości. Co może po to, żeby nie robić innym krzywdy. I mieć taką większa świadomość bycia, że nie mamy wpływu wyłącznie na swoje życie. Nawet jeśli tylko o swoim życiu decydujemy.
Trudna sprawa, ale jeśli dochodzi się do wniosku że to nie jest to czego chcemy i czujemy się z tym źle, to po co iść dalej tą drogą? Po co siebie i tą drugą osobę oszukiwać? Chyba nie ma takiego powodu. A ciągnięcie tego na siłę to tylko odkładanie wyroku na później. Aż się ktoś trafi.
Ja np gdy spotykam się z jakąś dziewczyną więcej niż 1 spotkanie (;) ) to od razu staram sie ustalać czy chcę z nią coś uczuciowego stworzyć czy tylko seksualna znajomość. 100% szczerości.
tak czytam to co piszecie i wysnułem pytanie : to właściwie jaki jest powód żeby odejść? wykluczając dość łatwe jak chorobliwa zazdrość, nałogi, agresja, czy np zdrada. No bo wygląd czy zachowanie to chyba widzieliśmy już na samym początku i akceptowaliśmy je wiążąc się z kimś.
zachowanie zmienia się pod wpływem różnych wydarzeń. Czasem okazuje się, że ktoś np.w sytuacji kryzysowej okaże się mieć cechy,które go dyskwalifikują, a wcześniej ich nie było widać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach