W maju 2011 roku w wypadku samochodowym zginęła moja żona i dwoje dzieci. Zwykły, durny wypadek, w samochód którym jechali wjechał inny facet, kompletnie pijany. Cała trójka zginęła na miejscu.
Minęło ponad półtora roku, a ja wciąż nie potrafię wrócić do porządku dziennego. Znam wielu wspaniałych ludzi, ale od tamtego dnia mimo wszystko jestem sam. Nie mam nikogo. Czuję, że właściwie nie jestem już nikomu potrzebny - bo tych, których ja potrzebuję, już nie ma.
Czy ktoś z Was także stracił rodzinę? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzicie?
Musisz być silny..... ;( oni są szczęśliwi Ty też powineneś.... Aż się poryczałam... :( eh... :( ja nie straciłam rodziny ale ja mogłam umrzeć, inna sytuacja ale lekko rozumiem...
Podobno, tylko nie które rzeczy kończą się wraz ze śmiercią inne pozostaną z nami na zawsze.
Twój ból, złość, żal, pytania bez odpowiedzi, cierpienie raz wspomnienia związane z Twoją rodziną ciągle chyba z Tobą są.
Minęło, tylko/albo aż półtora roku. Mam wrażenie, ze dla Ciebie jest to na razie, tylko... Każdy inaczej przeżywa swoją żałobę. Bradley, banalnie powiem, daj sobie czas, a być może nadejdzie taka chwila, osoba która sprawi, że cierpienie i żal po stracie zbledną, a pozostaną wszystkie wspaniałe wspomnienia związane z Twoją rodziną. Nie ma złotego środka, czy też sposobu na szybkie otrząśniecie się lub zapomnienie o dotkliwej stracie. Każdy przezywa i u każdego odbywa się to inaczej.
Wiem, pewnie jakieś drobne gesty, osoby sytuacje ciągle przypominają ci o tym, że straciłeś, najbliższych, na nowo otwierają jątrząca się ranę. Próbowałeś ucieczki, w postaci podróży, wydaje mi sie, ze znalazłeś swoją "ostoję" jaką jest Seattle. Zbiegiem czasu, te wszystkie bodźce które przypominaj Ci o utracie tych których kochałeś, zbledną. Tylko musisz na to pozwolić, dać sobie chwilę.
Widzisz powinieneś pomyśleć o jakieś formie osobistego pożegnania, które uważasz, ze spodobałoby się Twojej, żonie, dzieciom, ale również i Tobie. Tylko musisz być gotowy na to, czuć, ze ta chwila nadeszła, nic na siłę.
Ja po śmierci mojego dziadka, długo nie mogłam się otrząsnąć, on- mój mentor, który pomógł mi zrozumieć historie Polski, pomógł mi przejsć przez młodzieńczy "bunt", konflikty z rodzicami, pomógł mi zrozumieć świat, nauczy bardzo dużo rzeczy, traktował jako partnera a nie gówniarzycę która ma pstro w głowie, nagle odchodzi... Wiesz, ze byłam strasznie zła na niego, że nie pożegnał się ze mną? ale czy smierć daje nam czas na pozegnania? nie zawsze, mi nie dała. Ciągle tkwiła we mnie złość, do niego, do wszystkich, nawet na siebie sama się złościłam, ewoluowała ona w żal, otępienie i nie moc mówienia o Jego śmierci. Chociaż z pozoru każdy myślał, ze jest dobrze.
Dopiero po 4 latach uswiadomiłam sobie, że swoją postawą sprawiam, że wcale nie lepiej się czuję, a dziadek z pewnoscią nie byłby zadowolony.
Pożegnałam się na sój sposób, robiąc to co on kochał robić najbardziej a ja z nim. Przez cały jeden dzień łowiłam ryby zajadajac chleb ze smalcem popijanym vódką majoną..Dla kogoś to będzie to moze ckliwe, żałosne, głupie..Ale ja w końcu odzyskałam spokój duszy i wewnętrzna równowagę.
Ostatnio zmieniony przez Dreamska 2013-01-15, 17:15, w całości zmieniany 1 raz
Dreamska: pożegnanie.. Tak, może i powinieniem się pożegnać. Pewnie masz rację. Sam nie wiem. Ale albo tego nie potrafię, albo nie chcę. Postępuję wbrew sobie. Z jednej strony usiłowałem odciąć się od przeszłości, zmieniłem otoczenie, dom, praktycznie wszystko co sią da zmienić, byleby nic nie było takie jak dawniej. Bo wiem, że nie może, i nigdy nie będzie. A z drugiej strony nie chcę o nich zapomnieć. Nie potrafię.
A kiedy widzę na ulicy szczęśliwą parę, rodzinę, rodziców z dziećmi, tak szczęśliwych, jak kiedyś ja byłem, ogarnia mnie okropna zazdrość. Zwyczajna, złośliwa zazdrość. A chwilę później - wyrzuty sumienia. Mam ochotę ukarać się za to co w takich momentach myślę.
Czasami robię coś głupiego - budząc się w środku nocy, co mi się często zdarza, wyobrażam sobie, że Danielle (tak miała na imię moja żona) leży koło mnie. Rozmawiam z nią. O tym, co danego dnia robiłem. I że tęsknię. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego i wiem że to bez sensu. Tylko dokładam sobie bólu, bo robię to ze świadomością, że ona i tak mnie nie usłyszy, nie odpowie, nie wróci.
szczęśliwi, ok Ty nie wierzysz, w życie po śmierci, ok szanuje to, ale pomyśl jak czasami się tu męczymy, pomyśl, że oni już się nie muszą męczyć, myśl pozytywnie...... nie ważne czy i w co wierzysz.....:):) nie męczą się na tym powalonym świecie z powalonymi ludźmi...
Ostatnio zmieniony przez Monixa7 2013-01-15, 18:53, w całości zmieniany 1 raz
Nie chcę, żeby to.. Yym, nieprzyjemnie zabrzmiało, ale co mnie obchodzi cały świat? I ci wszyscy ludzie? Mój własny, mały świat runął w jednej chwili. I bez tych zaledwie trzech osób się męczę. Powalony świat i powaleni ludzie nie mają dla mnie takiego znaczenia.
Sen [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-15, 19:35
Bradley33 napisał/a:
Nie chcę, żeby to.. Yym, nieprzyjemnie zabrzmiało, ale co mnie obchodzi cały świat? I ci wszyscy ludzie? Mój własny, mały świat runął w jednej chwili. I bez tych zaledwie trzech osób się męczę. Powalony świat i powaleni ludzie nie mają dla mnie takiego znaczenia.
Co prawda to prawda, w takich sytuacjach człowieka nic nie obchodzi, jak tylko on i jego świat, który stracił. Reszta się nie liczy, reszta nie istnieje.
Co prawda to prawda, w takich sytuacjach człowieka nic nie obchodzi, jak tylko on i jegoświat, który stracił. Reszta się nie liczy, reszta nie istnieje.
Dokładnie, Sen, a ja jestem na to żywym dowodem.
Cudownie. Teraz czuję się jeszcze bardziej podle.
Sen [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-15, 19:48
Bradley33 napisał/a:
Cytat:
Co prawda to prawda, w takich sytuacjach człowieka nic nie obchodzi, jak tylko on i jegoświat, który stracił. Reszta się nie liczy, reszta nie istnieje.
Dokładnie, Sen, a ja jestem na to żywym dowodem.
Cudownie. Teraz czuję się jeszcze bardziej podle.
Nie ma co się czuć podle, takie w sumie powinno czasami być. Warto myśleć tylko o sobie, kiedy trzeba. Reszta gówno powinna Cie interesować.
budząc się w środku nocy, co mi się często zdarza, wyobrażam sobie, że Danielle (tak miała na imię moja żona) leży koło mnie. Rozmawiam z nią. O tym, co danego dnia robiłem. I że tęsknię. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego i wiem że to bez sensu.
Nie, dla czego jest to d razu bez sensu? pomimo tego, ze ja się pgodziłam ze śmiercią bliskiej mi osoby, do tej pory często zdarza mi się myśleć co bym na t on powiedział, albo co tym by sądził. To jest Twoja mała autoterapia. Zasługujesz na nią. zasługujesz na to, aby po swojemu pogodzić się z stratą. To Twoje życie, Twoja strata. Nie każda forma egoizmu jest zła.
Bradley33 napisał/a:
Cytat: Co prawda to prawda, w takich sytuacjach człowieka nic nie obchodzi, jak tylko on i jego świat, który stracił. Reszta się nie liczy, reszta nie istnieje.
Dokładnie, Sen, a ja jestem na to żywym dowodem.
Cudownie. Teraz czuję się jeszcze bardziej podle.
I nie potrzebnie, bo czy reszta świata myśli, wie co ty aktualnie przeżywasz? a choćby nawet wiedziała, to na co Ci czyjeś współczucie i litość? To nie ukoi bólu. Tobie są potrzebni ludzie, którzy zwyczajnie przy tobie będą, bez zbędnych pytań i litościwego wzroku.
Ostatnio zmieniony przez Dreamska 2013-01-15, 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Mariette [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-17, 22:22
Bradley33 napisał/a:
Minęło ponad półtora roku, a ja wciąż nie potrafię wrócić do porządku dziennego. Znam wielu wspaniałych ludzi, ale od tamtego dnia mimo wszystko jestem sam. Nie mam nikogo. Czuję, że właściwie nie jestem już nikomu potrzebny - bo tych, których ja potrzebuję, już nie ma.
Czy ktoś z Was także stracił rodzinę? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzicie?
Znam ten ból i bardzo Ci współczuje. Też straciłam parę lat temu męża w wypadku samochodowym. Ja wyszłam z tego wypadku ranna,ale się wylizałam.
Długo przeżywałam jego śmierć. Popadłam w depresję, ale wyszłam z tego, dużo pomogli mi obcy ludzie,nawet nie wiedziałam, że tyle jest chętnych i pomocnych bezintereownie osób.
Ktoś mi udzielił tyle wsparcia i ja po śmierci ukochanej osoby zmieniłam pracę zawodową i zajęłam się młodzieżą tzw. "trudną" praca jest stresująca,na III-zmiany,ale daje mi dużo satysfakcji.
Daj sobie czasu, i nigdy nie mów " nikomu nie jestem potrzebny" jest to totalna bzdura. Każdy człowiek jest komuś potrzebny,i Ty tym bardziej.
Będzie dobrze,uwiesz w to, życzę powodzenia.
Hmm nie czytałem żadnego z postów ale może coś opowiem o mojej "Prawdziwej" Rodzinie, niegdyś się bałem wypowiadać na temat tych "ludzi" podających się za moją rodzinę ale no cóż prawda jest taka że ja miałem przyspieszony okres dorastania że jakoś nie wiem większość mówi że jestem zwykłym skur****** ale no cóż. Nie brakuje mi ich, może przez to że nie wiem jak wygląda rodzicielska miłość? Nie wiem jakoś mnie to nie rusza... Zawsze byłem sam i tak raczej zostanie. Nigdy nic się nie zmienia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach