No dobra, zrobiłem po swojemu. Najpierw przeczytałem trochę waszych historii. Teraz przypnę moją. Może ktoś zasiądzie przy kompie i przeczyta przy herbacie/kawie/piwie/bimbrze/borygo. Może ktoś spojrzy z innej perspektywy, poradzi, zrozumie, ukoi itp.
Myślę, że źródeł mojej samotności można się dopatrywać w początkach mojej edukacji. Mianowicie poszedłem rok wcześniej do szkoły. W połączeniu z moimi warunkami fizycznymi – byłem wtedy szczuplutki, niższy od reszty i moją wrodzoną nieśmiałością dało mi to taką łatkę gorszego/młodszego/słabszego. Zawsze byłem jakiś inny. W miarę upływu czasu (gimnazjum, liceum) na pewno ta „łatka” była zamazywana, nabrało się wzrostu, wagi, trochę więcej śmiałości. Ale mimo to ja czułem się zawsze już jakiś inny. Dlatego w szkole znajomości docierały co najwyżej „do poziomu” kumpla.
Dwóch przyjaciół jakich miałem w „złotych czasach”, „zdobyłem” w innym środowisku. Z jednym z nich straciłem kontakt, jest on nie do odbudowania, bo wiem w jakie kręgi ten koleś trafił (zresztą czuję się za to winny). Z drugim spotykam się do dziś, stosunkowo często zresztą, z tym, że nie jest już moim przyjacielem. Kiedyś patrzyłem na niego przez różowe okularki… Tymczasem jest to koleś, któremu jestem potrzebny wtedy, gdy coś chce lub akurat ma „dziurę” w harmonogramie dnia. Taki interesowny materialista w dwóch słowach. Mimo to mam do niego cholerny sentyment, bo kojarzy mi się ze „złotymi czasami”, kiedy godziny spędzaliśmy wspólnie.
Druga połówka… Warto wspomnieć tu o jednej dziewczynie, z którą byłem przez 2 lata. Rozeszliśmy się w 2006 r., ale ja jakoś do dziś nie mogę wyrzucić jej z głowy. Częściowo to i nie chcę tego. Tak jakby w głowie paliła się lampka, wskazująca, że jeszcze kiedyś będziemy razem. To chore, bo widzę, jak coraz bardziej się różnimy. Sentyment do tej dziewczyny mam taki silny i podświadomy, że kiedyś będąc na studiach, uniemożliwił mi związek z koleżanką z roku, która mi się podobała i wzajemnie – ja jej też. Podchody trwały ok. 0,5 roku. Aż w końcu zrezygnowałem, bo bym się chyba pochlastał. To był dopiero chory okres w moim życiu… Aż głowa mnie boli jak wrócę do tamtych dni…
Rodzina? Można by powiedzieć, że normalna na pierwszy rzut oka. Ale jednak nie do końca. Moi rodzice są ode mnie sporo starsi (ojciec o 52 lata!), to dobrzy ludzie, starali się mnie dobrze wychować, ale między nami jest za duża dziura pokoleniowa. Spotykanie się ze znajomymi a egzystencja w domu, to jak podróż między Ziemią a Marsem. Zresztą tak jest w każdej dziedzinie życia jaką obserwuję gdzieś na zewnątrz a tą którą widzę w domu. Ciężko wkraczać w świat przekraczając taką przepaść… Do tego starsza siostra, fajna dziewczyna, ale jakaś taka robi się samolubna coraz bardziej, myśli, że jej się wszystko należy. Mówi, że chciałaby mi pomóc, ale nie wie jak, bo i nie wie wszystkiego.
Do tego dochodzę ja, człowiek epoki romantyzmu wpieprzony nie wiadomo czego w XXI wiek. Filozof, uparty idealista, wrażliwy, starający się być bezkompromisowym (z różnym skutkiem), mający "obfite" poczucie humoru, do bólu analizujący wszystko, zadręczany przez natłok myśli, katolik, patriota, w codziennym życiu aktor zakładający maskę dla drugiego "ja", nie godzący się z formą dzisiejszego świata, z ludźmi, którzy są dziś tacy a nie inni, nie godzący się z obrazem dzisiejszej Polski, będącej wg mnie w sytuacji „zamykającego się systemu”.
To wszystko wpływa na moją samotność, beznadzieję i coraz bardziej przytłaczający brak jakiegokolwiek sensu. Przepraszam, że taki esej napisałem, ale i tak mam ochotę o wiele więcej tego z siebie wyrzucić. Tylko w świecie rzeczywistym nie ma komu… Może tu się znajdzie jakiś przyjaciel albo ktoś do pogadania. Jeżeli ktoś po przeczytaniu tego wszystkiego chciałby się dowiedzieć jeszcze więcej o mnie i pogadać o czymkolwiek, proszę o kontakt na priv, albo na gg. Sam również wysłucham współsamotnych:-|
Przeczytane do końca przy szarlotce z lodami i kawie
Mam nadzieję i życzę Ci tego, abyś znalazł tutaj przychylnych Ci ludzi
Widzę, że nie tylko ja nie potrafię wyrzucić ze swoich myśli byłego partnera. Mnie również uniemożliwia to związanie się z kimś nowym. Nawet świadomość tego, iż nigdy więcej nie będziemy już razem nie jest w stanie mi pomóc.
Co do Twojej osoby, to przyznam że niewielu jest na świecie romantyków i osób z Twoimi zasadami. Jednak myślę, że dzięki temu są bardzo cenni. W każdym bądź razie - ja takie osoby zawsze podziwiam i cieszę się jeśli są moimi znajomymi
Przeczytane do końca przy szarlotce z lodami i kawie
Szarlotka+lody
Karolina napisał/a:
Mam nadzieję i życzę Ci tego, abyś znalazł tutaj przychylnych Ci ludzi
A dziękować, dziękować. Decyzja o zarejestrowaniu się tu, była jak najbardziej trafiona
Karolina napisał/a:
Widzę, że nie tylko ja nie potrafię wyrzucić ze swoich myśli byłego partnera. Mnie również uniemożliwia to związanie się z kimś nowym. Nawet świadomość tego, iż nigdy więcej nie będziemy już razem nie jest w stanie mi pomóc.
To jest takie dziwne, nielogiczne i ta bezsilność....
Karolina napisał/a:
Co do Twojej osoby, to przyznam że niewielu jest na świecie romantyków i osób z Twoimi zasadami.Jednak myślę, że dzięki temu są bardzo cenni.
To może by mnie tak na allegro wstawić ... przynajmniej ktoś będzie miał zysk ze zbycia mnie...
Karolina napisał/a:
W każdym bądź razie - ja takie osoby zawsze podziwiam i cieszę się jeśli są moimi znajomymi
Dziękuję, mi również miło
Sen [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-11, 17:32
nadświadomy napisał/a:
To może by mnie tak na allegro wstawić ... przynajmniej ktoś będzie miał zysk ze zbycia mnie...
Wstaw też swoje zdjęcie, pamiętaj, że cena wtedy rośnie xd
Ostatnio zmieniony przez Sen 2012-10-11, 17:33, w całości zmieniany 1 raz
Tak. To już nie to samo. Znasz wady facetów. Możesz mniej (lub wcale) im ufać jak doznałaś zawodu. Nie będziecie już pneli się po drabince poznawania swojej cielesności(tracenie dziewictwa i te sprawy-to ważne dla psychiki przeżycia). Poza tym porównania z poprzednimi partnerami i inne duperele. Tego pierwszego zawsze będziesz miała w głowie
Pierwsza szczeniacka miłośc jest tą prawdziwą, potem w miare lat następni partnerzy to nie miłość tylko "związek".
A ja bym się tak generalnie po całości nie zgodził ;p
neo-geisha [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 22:39
Też się nie zgadzam. To, że już nie jest się dziewicą, że masz do kogo kogoś porównywać nie przemawia za tym, że później miłości nie ma. Przecież nie wszyscy tracą dziewictwo, z swoją miłością i nie zawsze jest do kogo porównywać...;p. Czasami "nie ma o czym mówić;p". A nawet jeśli pierwszym razem było pięknie, to nie znaczy, że to nie może się powtórzyć.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach