Ostatnimi czasy czułem się dość samotny. Niby miałem trzech kolegów, ale ostatnio mnie ignorowali. Stałem się 'rezerwą'. Jeżeli któryś nie może wyjść dzwonili do mnie. Próbowałem ratować nasze znajomości, ale przestali mi odpisywać i stwierdziłem, że nie będę się wygłupiał. Łaski bez. Wolę być sam niż iść z kimś fałszywym.
Rozżalałem się nad sobą, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Po co? Zawsze będę sam, trudno. Tak chciał Bóg. I przez to stwierdzenie zostałem pogodniejszą osoba. Cieszą mnie zwykłe, NAJZWYKLEJSZE rzeczy. Cieszy mnie, że podczas przekazania znaku pokoju w Kościele ktoś się do mnie uśmiechnie. Cieszę się, że rodzicie kupili mi nowe rolety do pokoju. A kiedy pewna pani która reklamowała sieć aptek dała właśnie mi reklamówkę to już w ogóle byłem wniebowzięty. Od tej pory nie rozstaje się z tą reklamówką.
Staram się uszczęśliwiać też innych. W szczególności chcę uszczęśliwiać moich dziadków którzy mnie wychowali. Spędzam z nimi bardzo wiele czasu.
Nie wiem, może kiedyś znajdę przyjaciela. Ale i tak nie umiałbym się z nim dogadać. Umiem rozmawiać tylko ze starszymi ludźmi.
Jedyne co zostało mi po 'samotności, która mnie bolała' jest masturbacja. Brr. Aż mi nie dobrze, kiedy myślę o tym świństwie. Niestety, wiem, że za godzinę, dzień lub trzy dni znowu najdzie mnie na to ochota... Ale wierzę, że z Bożą pomocą i z tym sobie poradzę.
Pozdrawiam wszystkich samotnych. Nie oczekuję od was żadnych rad. Chcę tu po prostu umieścić swoje świadectwo, bo sam kiedyś takich szukałem. A i mnie na duszy lżej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach